piątek, 3 listopada 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

Szliśmy we czworo, nie zatrzymując się teraz wcale. Lerka na przedzie, a zaraz za nią Kanaa i ja. Mundus pilnował drogi nieco z boku, wlepiając wzrok smutno w ziemię. Westchnąłem. Lenek przepadł, a każdy z nas mógł być następny. Nie mogłem nic zrobić...
Zwiesiłem głowę. Nie każdy z nas może mieć wpływ na bieg wydarzeń, to pewne. W zasadzie nikt nie ma mocy zawiadywania czasem i przestrzenią, a tego chyba byłoby teraz potrzeba, aby spraw rozwiązały się szczęśliwie. Pech.
- Mundus - ruszyłem szybciej, doganiając przyjaciela, wiedziony jakąś nagle odkrytą ideą - czy nie sądzisz, że powinniśmy zebrać wszystkich członków WSC i zorganizować jakieś poszukiwania? Może znaleźlibyśmy Lenka, a może tego czarnego...
- Myślisz, że udałoby nam się go stąd - zastanowił się chwilę, po czym dokończył z cieniem powątpiewania w głosie - przepędzić? A może unieszkodliwić na zawsze?
- Nie wiem tego - pokręciłem głową - ale moglibyśmy spróbować.
- Lepsze to, niż bezczynne czekanie na cud - westchnął Mundurek - można ich poszukać. Przy okazji, zebrawszy wszystkich będziemy mieć pewność, że nikt nie jest w niebezpieczeństwie.
- O właśnie - uśmiechnąłem się, ciesząc się w duchu, że mój pomysł zyskał przychylność towarzysza.
- Powiem o tym Jaskrowi, co? - uśmiechnął się słabo - zwoła swoją watahę, a wy w tym czasie zajmijcie się Watahą Srebrnego Chabra.
Entuzjastycznie pokiwałem głową i zatrzymałem się, by poczekać na Kanaa'ę, która nadal szła z tyłu i wydawała się głęboko nad czymś rozmyślać.
- Mamy plan - wyjawiłem - musimy zebrać wszystkich... w jaskini wojskowej. Dołączy do nas Wataha Wielkich Nadziei. Co ty na to?
Kanaa spojrzała na mnie spode łba, jakby nie do końca zrozumiała moje słowa, nadal będąc w stanie poważnego zamyślenia. Patrzyła tak przez chwilę, po czym rozchmurzyła się.
- To może być dobry pomysł.
- Tak mi się wydaje. Musimy tylko poszukać wszystkich po kolei.
- Może sami na nas wpadną - wilczyca podniosła mnie na duchu.
Nagle usłyszałem podniesiony głos Mundurka. Przerwaliśmy rozmowę i popatrzyliśmy w jego stronę.
- Jaskier! - zawołał ptak - właśnie miałem cię poszukać.
Spojrzałem w kierunku zarośli. Rzeczywiście był tam wilk, o którym mowa.
- Coś się stało? - zapytał basior wychodząc z lasu.
- Zbierz całą WWN i sprowadź ją na te tereny.
- Co się stało? - zapytał Jaskier z zaciekawieniem.

< Kanaa? >

Od Ymir'a CD Astelle

Było już popołudnie, co mnie bardzo zaskoczyło. Jeszcze niedawno był świt, a teraz środek dnia. Oblizując pozostałości po niedawno co upolowanej przeze mnie zwierzyny, skierowałem się w stronę wodospadu, by odpocząć. Idąc przez leśne ścieżki, rozglądałem się z ciekawością. Wszystko zaczęło umierać, a to wszystko przez nadchodzącą zimę. Mlasnąłem kąśliwie, gdy tylko mój spokój zakłóciły jakieś ptactwa. Wychodząc zza zasłony dość dużych krzaków, których liście jeszcze w pełni nie opadły, przeszedłem na stronę wodospadu, który już był dla mnie bardzo dobrze widoczny, lecz nie tylko on. Przy jego brzegu siedział wilk o jasnym zabarwieniu futra, które szybko rozpoznałem. Uśmiechając się do siebie, wydłużyłem kroku.
- Witaj Oleandrze -zacząłem, zwracając tym samym jego uwagę -co tu robisz?
Wilk odwrócił się całkowicie w moim kierunku, posyłając przy okazji swój serdeczny uśmiech.
- Przybyłem tu pomyśleć -odpowiedział.
Skinąłem głową, stając przed nim. Nie dziwię się, że wybrał akurat to miejsce na przemyślenia. Było spokojne i odosobnione. Choć jestem tu krótko, mogę śmiało powiedzieć, że mało członków się tutaj zagłębia.
- A nad czym, jeżeli mogę zapytać? -odwzajemniłem uśmiech, lecz szybko odwróciłem głowę w kierunku małego jeziorka. Było pięknie.
Wilk w odpowiedzi westchnął ciężko, ponownie zwracając się w stronę gąszczy na drugim brzegu. Również tam spojrzałem.
- Pewnie niepokoi cię sytuacja watahy? -dopytałem spokojnym głosem, nie oczekując od niego odpowiedzi, której i tak nie chciał powiedzieć.
Wypuściłem powietrze z płuc ze świstem, wstając z oziębionej ziemi, kierując się w przeciwną stronę. Poprosiłem, aby szedł za mną, na co się zgodził. Niedługo po rozpoczęciu naszej wędrówki, rozpoczęliśmy rozmowę, w której wytłumaczył mi swoje obawy. Mała ilość członków, coraz większe braki w zwierzynie, a co ważniejsze, niepewność ze strony sąsiednich watah. Na wszystkie te informacje przytakiwałem, sprawiając wrażenie przejętego, choć prawda była nieco inna. Chciałem po prostu wiedzieć, co tu się dzieje, by wyjść na swoją korzyść. Idąc pustą drogą, po jakimś czasie usłyszeliśmy jakiś dziwne pomruki. Niedługo po tym natknęliśmy się na jakiegoś wilka, a właściwie na waderę, która od razu wyglądała na jakiegoś nowo przybyłego. Wymieniła z Oleandrem kilka słów, tłumacząc się przy tym, mnie jednak to wszystko nie obchodziło, dlatego odszedłem na pewną odległość od nich. Podszedłem do małego zbiornika wodnego i spoglądając na niego, zacząłem manipulacje wodnych strumieni, które powstając znad lustra wodnego, zaczęły na nim tańczyć. Po jakimś czasie usłyszałem dość stanowczy głos Oleandra, przez który wytrąciłem swe myśli z równowagi. Zwróciłem się w ich kierunku, zastanawiając się, ile to już minęło. Kilka minut? Może nawet niecałą godzinę? Pewnie coś koło tego. Wyprostowując się, spojrzałem na nich.
- O co chodzi?
Oleander spojrzał w tym samym momencie na waderę, która się do niego niemrawo uśmiechnęła. Udawała. Na pewno. Nikt obcemu nie ukazuje kłów w dobroci, wręcz przeciwnie. Prychnąłem wrogo.
- Ta wadera, Astelle, zostaje naszą nową członkinią -powiedział dość uradowanym głosem, od którego aż mnie skręciło.
Wysiliłem się jednak na niemały cień uśmiechu.
- Widzisz, a jeszcze niedawno o tym mówiłeś, że chciałbyś, aby ktoś nowy do nas przybył. Jak widać, ktoś cię wysłuchał -zaśmiałem się, siadając przy tym na mokrej trawie.
Odwracając wzrok z postury Oleandra, spojrzałem się na przybyszkę. Astelle, co? -zapytałem z ironią sam siebie. Pokręciłem głową, ponownie zwracając się do basiora.
- To gdzie teraz idziemy? Może pokażesz mi tutejsze tereny? -zapytałem, próbując dać do zrozumienia waderze, że w żaden sposób mnie nie interesuje i żeby odeszła.
Ta jednak nic sobie z tego nie robiła, tak samo Oleander, który z łagodnym uśmiechem spojrzał na waderę.
- Jeżeli jesteś nowa, może zechcesz pozwiedzać tereny z nami? To by ci się pewnie przydało.
- Z przyjemnością i o ile nie jest to problemem -odwzajemniła uśmiech.
Halo, halo, ja też tu jestem -zdenerwowany, zacząłem na nich w myślach krzyczeć. Uwielbiałem ignorować innych, lecz gdy ktoś robi to po mnie? Wolne żarty!
< Astelle? >

czwartek, 2 listopada 2017

Od Astelle

Moment w którym pożegnałam rodzinne strony oraz całą watahę był świeży, raptem kilka dni wstecz. Chociaż tamtejsza para alfa wraz z sędziwym samcem beta nie byli zbyt zadowoleni zaistniałą sytuacją, wiedzieli, że ten krok jest konieczny aby nie dopuścić się ciężkich czynów dla blisko spokrewnionych. Jednak byli wyrozumiali i życzyli nam szczęścia w nowych zakątkach, zapraszali nas w odwiedziny byśmy ich nie zapomnieli a oni o nas. Tym właśnie sposobem ja wraz z czwórką rodzeństwa wyruszyliśmy w różne strony świata. Z dotychczasowych informacji dowiedziałam się przez matkę, że najstarsza z nas telepatycznie dała znak o swoim nowych zakątku. Następnego dnia kolejna dwójka miała już nowy dom, bez dachu nad głową zostałam ja oraz mój starszy brat. 
W końcu zrobiłam sobie przerwę by zregenerować siły i przysnęłam w cieniu przy małym oczku wodnym. W śnie widziałam zarys terenów i kilku wilków, właściwie to dwóch, gdzie jeden był znacznie większy od pierwszego. Gdy się obudziłam poczułam, że niedaleko coś jest. Napełniona duchową siła, podreptałam na wprost siebie, gdzie czułam coś co mnie przyciągało do siebie. Po około pół godzinie robiąc kolejny krok byłam dobrej myśli. Czułam, że to musiały być tereny jakiejś watahy. Właśnie wtedy rozglądając się, ktoś się zbliżał. Byłoby to głupie gdybym się ulotniła dlatego grzecznie zaczekałam i przede mną pojawiły się dwa basiory. Ci sami, którzy byli w moim krótkim śnie. Ten mniejszy przyjrzał mi się uważnie.
-Kim jesteś i co cię sprowadza?
-Astelle, szukam dla siebie miejsca w watasze- wyjaśniłam. Dodałam jeszcze robiąc krok w tył- jeśli nie mogę tu to już znikam.

< Oleander, Ymir? >

Nowy członek!

The last days of summer by MaeyWox
Astelle - medyk

Właściciel: Luna34

A więc witamy Cię, Astelle!

Od Ymir'a CD Jaskra

Wilk w widoczniej wściekłości, zaczął się od nas oddalać, pozostawiając po sobie nieprzyjemne uczucie i kołaczące myśli. Położyłem uszy po sobie, patrząc przed siebie, zadając sobie jedno, a bardzo zasadnicze pytanie. Na co ja w ogóle się odzywałem? Czy to aż tak mnie nakręciło, że musiałem dodać coś od siebie? Najwidoczniej. Spojrzałem się w stronę pozostałych, którzy jeszcze chwilę stali nieruchomo, aż w końcu zaczęli odchodzić w ciszy w tym samym kierunku. Zdezorientowany ruszyłem za nimi. Czyżby czytali sobie w myślach? Nie, to niedorzeczne. Choć w obecnym stanie raczej wszystko byłoby możliwe. Krocząc za nimi powoli, obserwowałem leniwie unoszące się znad gleby okrytej lichą trawą, łapy, przypominając mi o moich umiejętnościach. Od razu na samo ich wspomnienie, wzdrygnąłem, pozwalając nieprzyjemnemu uczuciu przejść do dalszych części mojego ciała. Po otrząśnięciu się wypuściłem powietrze, a właściwie dość gęstą parę. Spojrzawszy w stronę moich sojuszników, zachwiałem się delikatnie.
- Gdzie podążamy? -zapytałem w końcu.
Nikt jednak nie chciał mi odpowiedzieć, nawet żaden na mnie nie spojrzał. Zniesmaczyłem się tych ich płytkim zachowaniem, jednak nie dałem się ponieść. To nie ten czas ani miejsce. Lepiej zatrzymać sobie tak zwany "wybuch" na ostateczność, której tak naprawdę nie chciałem.
- Możecie odpowiedzieć, czy jednak będziemy tak szli przed siebie, bez żadnej rozmowy?
Nadal żaden nie odpowiedział. Ponownie westchnąłem, zatrzymując się przy tym powoli. Jaki był sens łażenia za nimi? Żaden. Może nawet chcieli, abym tak postąpił -żebym w końcu zrezygnował i odszedł, by mogli na spokojnie, w samotności porozmawiać. Powoli się zatrzymując, próbowałem myślami zbudować mapę terenów, na których już się znalazłem, aby odnaleźć idealne, odosobnione miejsce. Coś mi jednak te rozmyślenia przerwało. Unosząc ponownie głowę i otrząsnąwszy się, spojrzałem w ich kierunku. Tam ujrzałem ich odwrócone głowy, jakby oczekiwali mojej odpowiedzi. Przełykając ślinę, podszedłem do nich bliżej.
- Przepraszam, możecie powtórzyć? Zamyśliłem się -przyznałem, oglądając ich spojrzenia z osobna.
Każdy patrzył się na mnie inaczej. Wyrażali zupełnie inne emocje, co mnie zaintrygowało. Zamerdałem niespokojnie ogonem, gdy nie chcieli powtórzyć swoich słów, które widocznie były kierowane do mnie. Unosząc jedną brew do góry, nie spuszczałem ich z oczu, tak samo oni, aż w końcu, po kilku chwilach, odezwał się Jaskier, od razu skupiając na sobie całe moje zainteresowanie.
< Jaskier? >

Od Kanaa'y CD Oleandra

Siedziałyśmy cicho w krzakach i rozglądałyśmy się szukając wzrokiem ptaka. Jednak, gdzie nie spojrzałyśmy, tam nie było po nim żadnego śladu. Najwyraźniej odleciał. Westchnęłam z ulgą i powoli wyszłam z roślinności. 
- Lepiej stąd chodźmy - stwierdziła Lerka przyglądając się nieżywemu zwierzęciu - Zapewne to właśnie te czarne ptaszysko sobie zapolowało na tego jelenia i bardzo możliwe, że jeszcze wróci
Spojrzałam na upolowaną zwierzynę. Powrót tego pierzastego natręta był bardzo prawdopodobny, zwłaszcza że widocznie zostawił jeszcze dosyć dużą porcję mięsa. Soczystego, tłustego mięsa... Poczułam jak żołądek skręca mi się z głodu. Z chęcią wzięłabym chociaż kawałek, jednak rozsądek podpowiadał mi, że byłoby to co najmniej głupie.
Moje rozmyślania zostały jednak niespodziewanie przerwane przez pluśnięcie dochodzące gdzieś z pobliża. Brzmiało to tak, jakby ktoś wdepnął w kałużę. Położyłam uszy po sobie i cicho się cofnęłam, by być bliżej stojącej obok wadery. Następnie usłyszałyśmy jakiś szelest, tym razem już bliżej. Niepokój rósł z każdą chwilą.
Po chwili zza drzew wyszli Mundus i Oleander. Natychmiast moje zdenerwowanie minęło i poczułam głęboką ulgę. Jednak nie można tego było powiedzieć o Lerce, która spytała zaniepokojona :
- Gdzie Lenek? 
- Nie udało nam się go znaleźć - wyznał Oleander - Postanowiliśmy, że wrócimy do was
Mundek podszedł zaskoczony do martwego jelenia.
- Wy go upolowałyście?
Pokręciłam przecząco głową.
- Znalazłyśmy go tutaj już martwego. Obok było czarne pióro. Prawdopodobnie upolował go ten dziwny ptak...
- Więc lepiej stąd szybko chodźmy - powiedział Oleander - Znajdźmy jakieś miejsce, gdzie będziemy mogli odpocząć i... jak już będziemy na siłach to wtedy pomyślimy co dalej

< Oleander? >

środa, 1 listopada 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

Szedłem szybkim krokiem przed siebie, ledwo nadążając za swoimi nogami i kierując się w stronę, z której doszliśmy aż tu. Kanaa i Lerka poszły w druga stronę, chcąc znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. Mundus natomiast truchtał kilka kroków za mną, uważnie obserwując gęstwinę bezlistnych gałęzi wokół nas. Nie był z pewnością przekonany do mojego pomysłu poszukiwań Lenka, ale przestał już mówić o tym cokolwiek. Uznał widocznie, że byłoby to pozbawione sensu.
W pewnej chwili powiedział jednak coś innego:
- Oluś? - usłyszałem z tyłu, po czym odwróciłem się i spojrzałem o jego smutne oczy.
- Co się stało?
- Jesteśmy w miejscu, w którym widziałem go po raz ostatni. A ty... nic nie czujesz, prawda?
głębiej wciągnąłem powietrze do płuc, po czym pokręciłem głową.
- Nic nie czuję. Tak, jakby go tutaj nie było.
- Niech to szlag... - Mundus zacisnął powieki - zapach zdążył już się zniknąć, nie znajdziemy go.
Gwałtownie usiadłem na ziemi. No nie. Nie znajdziemy.
- Chodźmy - westchnąłem ciężko i powoli wstałem. Powłócząc nogami ruszyłem we wcześniej obranym kierunku. Nie miałem lepszego pomysłu. Chciałem iść teraz i iść, mając nadzieję, że natkniemy się na Lenka przez przypadek.
- Nie - znów usłyszałem za plecami stanowczy głos Mundurka - wracamy do Kanaa'y i Lerki. I tak źle zrobiliśmy, zostawiając je tam same. Jeśli teraz one gdzieś znikną, lub coś im się stanie...
Bez słowa zawróciłem. Wydarzenia ostatnich godzin wybiły mnie z rytmu dnia i czułem się skołowany. Nie myśląc już więcej, ruszyłem za towarzyszem, zdając się na jego trzeźwy umysł.

< Kanaa? >