Całka popatrzyła na swojego brata z niemałym
niedowierzaniem. Powiedzieć, że była wściekła to odrobinę za mało. Prawdziwa
furia wdarła się w jej duszę i wyżerała dziurę w jej sercu z każdym jego
słowem. Otóż. Jej brak idiota zdecydował się odwiedzić jedną z wiosek obok
których przechodzili tak spokojnie i skryci, aby właśnie nie skończyć jak on.
Bowiem chcąc pójść po jakieś jedzenie, drogę albo coś innego sensownego, wrócił
z raną postrzałową i nożem wbitym delikatnie w szyję. Ktoś postrzelił jego
tylną łapę a potem rzucił w jego stronę nożem. Nie trafił za dobrze ani razu,
gdyż Sigma nadal chodził w miarę prosto, kula mijając wszystkie ważne narządy i
nerwy, ale i tak… to draśnięcie widniało
na jego łapie jak to na tej Całki.
—Czemu ty jesteś takim idiotą? — Mediana wypowiedziała słowa która Całka miała
w głowie. W końcu jak można być tak głupim?!
—Przepraszam, ok?! — samiec zmarszczył nos, niezbyt zadowolony z nagłej uwagi
jaka oferowały mu siostry. On także dostał swój własny prowizoryczny bandaż,
opieprz i grupka wilków w pośpiechu ruszyła w dalszą drogę. Całka jak zwykle na
przedzie, pilnowała aby przechodzili w jeszcze większym cieniu niż zwykle.
Aż nie doszli. Wielki las otwierał przed nimi swoje ramiona.
Drzew nie były tak wysokie i gęste jak w tej niby puszczy przez jaką
przechodzili jeszcze paręnaście godzin wcześniej. Był to lasek… mieszany. Trochę przypominał
ten, który wychował ich pod swoimi liśćmi, tylko ze znacznie większa ilością
brzóz. Stanowczo większą ilością brzóz. Jakby połowa tego lasu składała się wyłącznie
z nich. No ale cóż.
—To nie jest najszybsza droga… — Całka zmierzyła wzrokiem góry, w których
stronę zmierzali. — Powinniśmy iść tam… — wskazała ku nim. — Mówiłam wam że
powinniśmy obejść to duże miasto na około. —
—I co? Ryzykować śmiercią? Wolę na około a bezpieczniej. —Mediana zaszczekała
przechodząc obok siostry. Jej łapy otarły się z miłością o grunt lasu. W końcu,
pomiędzy tymi szeleszczącymi liśćmi czuła się jak w domu. Odetchnęła pełną
piersią świeżym, leśnym powietrzem.
—Tyle bezpieczniej, że nasz ukochany debil ma postrzeloną łapę. — Całka spuściła
po sobie uszy, jej oczy strzelając piorunami w kierunku zawstydzonego brata.
—Już przepraszałem! —
—Do końca życia będziemy ci to wypominać. — Pi wtrąciła się zza jego pleców,
jej wzrok pusty, pysk poważny, ale iskierka rozbawienia płonęła gdzieś za tymi
słowami, tylko że postawiona bez ognia, który był jej matką.
—Dokładnie. A teraz.. Mediana! Nie idź tak daleko bez nas. Nie wiemy czy ktoś
tam nie mieszka!— Całka warknęła na siostrę.
—Dajże mi spokój… Wszystko jest…— Mediana zatrzymała się w pół słowa, jej
odwrócony pysk zatrzymując się na czymś miękkim.
—Twoja towarzyszka mówi mądrze. — głos obcej wadery przebił się przez nagłą
ciszę. Jej brązowe futro lśniło
delikatnie, zadbane i wyszczotkowane. Jej brzuch pokrywała biała łata ciągnąca
się na pysk i oplatając także ogon wyglądała jakby próbowała przejąć jej ciało.
Jej delikatne logi opadały swobodnie na jej pysk. A Jej żółte ślepia wbijały
się w duszę Całki, która cała zjeżyła się na jej widok. A mimo to jej umysł nie
rozpoznawał tego wilka, który stał przed nią.
—Oh.. Em… —Mediana wycofała się powoli. Jej pewność siebie po prostu wyparowała
wraz ze spotkaniem jej nosa z białą piersią nieznajomej.
—oh. Nie martw się. — samica zaśmiała się. — Wyglądacie na nieco zgubionych. —
—To akurat najmniej trafne spostrzeżenie. — Pi wysunęła się zza swojego rodzeństwa,
jej dwukolorowe oczy wbijając się w obcą równie intensywnie co ona w nich.
—Akurat mamy niezawodnego przewodnika, którego powinniśmy byli słuchać i obejść
miasto na około, zamiast pchać się tędy. —
—Przepraszam? — Mediana szepnęła niezbyt pewna co powiedzieć, częściowo chowając
się za Całką.
—Oh. Rozumiem zatem ,że wiecie doskonale gdzie iść. — samica uśmiechnęła się do
nich. Mediana i Całka zadrżały. Za tym uśmiechem było coś złowieszczego, coś
czemu nie warto było ufać. — Będziecie przechodzić więc pewnie przez ten las,
tak? —
—Tak. — Całka odparła bez zawahania, w końcu opuszczając futro i prostując się.
Jej nagła zmiana postawy nieco zbiła z tropu obcą, tak przynajmniej się
wydawało.
—No dobrze. Pozwólcie, że się przedstawię. Na imię mi Strzyga! —
—Całka. To jest Mediana. Pi i Sigma. —
—Miło mi was poznać. Witajcie na ternach Watahy Burzowego Wilka! — Strzyga
zaśmiała się donośnie i niby szczęśliwie, ale czy tylko Całka usłyszała ten zgrzyt
jej zębów? — Zapraszam was do nas, na chociaż mały poczęstunek! —
—Nie wiem czy to najlepszy… —
—Czemu nie! — Sigma przeszkodził Całce w jej wywodzie. Ich oczy spotkały się,
zmierzyły. Ale jej brat zdawał się być pewien swoich słów. Jego ślepia bowiem
zobaczyły coś czego wcześniej nie widział. Brak cienia. Brak przeszłości. Ten
las zdawał się być jedną wielką próżnią w jego umyśle. Sama Strzyga nie miał
cienia, a każdy go miał! Najwidoczniej prawi każdy. I to go intrygowało. Więc
dlaczego by nie podejść z nimi, skoro i tak zdają się być dość przyjaźni.
Mediana miała podobne odczucie w głębi siebie. Poczęstunek wydawał się
przyjemną myślą, zwłaszcza że nie jedli nic przez cały dzień. Niby nic
wielkiego dla wilka, ale jednak jeśli taka opcja się pojawia dlaczego by z niej
nie skorzystać. Do tego wszystkiego, wataha może przyniesie ze sobą odrobinę
nostalgii, miłości, potrzeby.
—Z jak daleka przybywacie? — Strzyga próbowała utrzymać
jakiś pozór rozmowy, kiedy prowadziła ich przez nieznane im lasy. Całka
obserwowała uważnie swoje otoczenie, przez jej głowę przemykały się obrazy
ognia. Gdzieniegdzie była w stanie dostrzec popiół pokrywający kawałki ziemi i
nowo wzrastającej trawy, tka zielonej że aż serce cieszyło się na jej widok.
—Wataha Srebrnego Chabra. To spory kawał stąd. — Mediana odetchnęła dotrzymując
kroku nieznanej waderze. Sigma szedł zaraz po jej drugiej stronie z ciekawością
przyglądając się czemuś wokół nich, czego oczy żadnej z samic nie mogły
dostrzec. Pi trzymała się za nimi, a Całka w ogóle z tyłu, ostrożna. Musiała
zadbać o swoją orientację w terenie.
—Dobry rok podróżowaliśmy. — Sigma szepnął, jakby bojąc się spłoszyć cienie
tańczące pomiędzy drzewami. Widział jak małe palmy skakały wokół dużych, jak
niektóre uciekały i upadały w jasnych przebłyskach, jakby ognia. Czasami Sigma słyszał
ich rozbawione głosy, a krzyk bólu rozmywał się wśród szczęśliwości i miłości tego miejsca. Cóż za
niesamowitość. Cóż za wyjątkowe miejsce. Szkoda tylko, że z tak mroczną
przeszłością, która mimo wszystko wydzierała się swoimi szponami spod tej słodkiej
przykrywki szczęścia. A cienie uciekały od Strzygi. Sigma spojrzał się na nią,
ale ona jakby nie widziała tego przerażenia i pośpiechu w krokach tych
niewidocznych fragmentów przeszłości.
—To naprawdę daleko. Uciekaliście od czegoś? —
—Trochę od walk politycznych, trochę także poszukać naszego pochodzenia. — Pi mruknęła
zza jej pleców, jej uszy słuchając świata dookoła.
—To koszmarne. U nas nie ma walk politycznych, są wyłącznie debaty. Zobaczycie
jak jest tu przyjemnie. Może nawet się osadzicie. W każdym razie. Macie jakiś
konkretny cel?—
—Podobno nasz cel leży tam… pomiędzy górami. — Mediana uniosła głowę, ale korony
drzew dawno pochłonęły już zamglone szczyty.
—Oh. — Strzyga zdało się, że zjeżyła się na samą myśl o tym miejscu. — Góry
Hoem. To koszmarne, koszmarne miejsce, przyniesie wam nic tylko śmierć! —
„Ona coś wie.” Przeszło przez głowę Całki. Jej oczy rozszerzyły się na samą
myśl o nowych informacjach.
—Są zabójcze jak się domyślam… — Całka odetchnęła ciężko. — Przypuszczaliśmy że
tak może być. Ale jednak coś nas do nich ciągnie. —
—Niemożliwe jest przez nie przejść. Ich magia sprawia, że ludzie, wilki, ptaki…
gubią się. Przepadają w nieznane. — Strzyga odchrapnęła gardłowo. Jej ton
zmienił się z ostrzegawczego na złowieszczy, a przynajmniej taki podton przybrał.
Jakby nie chciała aby wilki nawet zbliżały się w ich kierunku.
—Rozumiem. — Całka odparła, jej głowa już planowała ich przeprawę, po zdobyciu
większej ilości informacji. Na razie należałoby leżeć w cieniu, czekać, jak
wyrafinowany łowca. A Całka była łowcą doskonałym w swoim skromnym mniemaniu.
Ich domem okazała się polanka otoczona norami i jaskiniami
wyżłobionymi z niewielkich pagórkach. Wszystko to przyozdabiało ognisko i kamień postawiony ponad nim. Pomarańczowa
poświata wypalającego się ognia rzucała swoje odcienie na pobliskie drzewa i
rośliny, sprawiając, że wszystko wyglądało jakby miało zaraz stanąć w
płomieniach. Całka machnęła ogonem z niepokojem. Czyżby trafili do piekła?
Piekło przeżyli, z piekła wyszli, przez piekło przeszli. Jeszcze jedno piekło
tylko pomuska ich sierść.
—Kochani! — Strzyga z zadowoleniem wkroczyła w ciepło ogniska. Noc powoli
wznosiła się na niebo, a zatem wszyscy zdawali się być zebrani mniej więcej do
kupy w swoich domach. Głowy wilków powoli wysunęły się z jaskiń, a mały tłum
zebrał się wokół tego słodkiego centrum. Wilków nie było wiele, może z
dziesięć, a jednak zdawało się jakby były bardzo zżyte. — Przyprowadziłam nam przyjaciół
na poczęstunek. Przynieście jedzenia i najlepszego trunku! —
—Oh. Ja nie piję. Wodę poproszę. — Całka odsapnęła.
—Oh. A to dlaczego? — Strzyga puściła jej swój uśmiech, który zdawał się być
jej sprawnością firmową. Nic nieznaczący grymas , który musiała nosić na pysku
całe swoje życie, tak?
—Mój żołądek bardzo źle go znosi. —
skłamała, ale najwidoczniej to wystarczyło. W rzeczywistości Całka miała swoje
za uszami. Zwłaszcza kiedy była młodsza i alkohol był jedyną ucieczką od
zabijającej jej rutyny i zmartwienia. Kiedy alkohol był jedyną ucieczką od
ścigającej ją poczucia winy, zamieszania w głowie i tego przeszywającego bólu
pamiętania. Najgorsze, że nie ważne ile wypiła, nie mogła zapomnieć. Nie mogła
zapomnieć nic. Przerażona odnajdowała swoje miejsce w kącie nory i patrzyła
przez oczy przeszłości na ojca kulejącego na łapę, zmęczonego w swojej jaskini.
Na Sigmę zmęczonego chorobą, na skraju śmierci. Na Pi, która mało nie odeszła
razem z nim, która straciła tak wiele za sprawą … czego? Wojny? I Mediana. Ta
wariatka, która od zawsze kochała jaskinię wojskową, tak wiele ryzykowała i jej
słowa zawsze godziły Całkę prosto w serce. A że Całka, młoda, głupia, niewiele
umiała sama powiedzieć bez krzywdzenia wszystkich wokół, nie mogła zapobiec
niczemu co działo się między nimi. Do tej pory te same czasy przychodzą do niej
nocami, męczą ją. Zabijają powoli od środka przyćmiewając dobre wspomnienia.
—Rozumiem. Wody i najlepszego trunku! —
Zapoznali się ze wszystkimi, najedli i siedzieli wokół
palącego się ogniska. Ta Wataha, Wataha Burzowego Wilka, została założona wiele
lat temu z dala od tych terenów przez Burzowego, wilka który podobno był bogiem
i wniósł wilki do ich wyżyn intelektualności. No cóż. Co komu w duszy gra.
Potem po pożarach i podróżach wilki znalazły się tu. I przeżyły pożar, który
przeniósł się właśnie z gór Hoem, ale odbudowali swoje miejsce, swój ‘dom’. I
teraz życia w spokoju. Alfą jest Bazyliszek, brązowy wilk z siwą bródką i
siwymi włosami. No cóż. Całkowe pięć lat nie porównywało się do jego dziesięciu.
Mógł mieć już te swoje siwe włosy. Strzyga była młodsza i była samicą alfa. Jej
prawą ręką była Orzech, a medykiem tego przybytku była Szafira. Do tego
wszystkiego alfy miały swoje trzy wyrośnięte już szczeniaki.
—To co? Jak wam się podoba? — Strzyga zagadnęła unosząc kubeczek pełen mocnej
nalewki. Sigma zaśmiał się i uniósł swój kubek. Z nich wszystkich miał
najlepszą głowę do picia i zaskakująco, najrozważniejszą.
—Jest doprawdy bardzo przyjemnie. To aż zaszczyt spotkać kogoś miłego po takim
czasie podróży i tylu.. wypadkach. —
—Wypadkach? — Bazyliszek uniósł swoje zielone oczy w ich kierunku.
—Ah tak. — Mediana odetchnęła ciężko. — Sigma i Całka .. oni… ten.. zostali
ten.. postrzeleni nie? — mieszał się jej nieco język .
—Nic wielkiego. — Sigma machnął łapą. Całka mu jedynie przytaknęła.
—Oi. Myślę że mogę na to zajrzeć. — Szafira uśmiechnęła się do nich. Starsza
wadera wydawała się mieć równie nieprzyjemnie sztuczny uśmiech co Strzyga,
tylko bardziej zmęczony życiem niż złowrogi.
—Znasz zasady Szafiro. — Bazyliszek odetchnął. — Możesz zajmować się tylko członkami
watahy i wyjątkami. —
—Pamiętam .— wadera straciła swój uśmiech i rzuciła samcowi wzrok, który Całka
kojarzyła tylko ze wzrokiem ojca zirytowanego na swoich pacjentów. Cóż za
nostalgiczne pociągniecie za serce. „Chwila..” Tylko członków watahy odbijało
się echem w jej głowie przez parę sekund.
—Co za problem. — odparła.
—Nie jesteście wyjątkiem. Nie umieracie. — Szafira mruknęła jakby zażalona, że
tak nie jest.
—No właśnie. Żaden problem. — Całka machnęła ogonem, jej oczy mierząc się z tymi
Strzygi. — góry i tak są dla nas zbyt
niebezpieczne. —
—Czekaj.. porzuca…— Sigma został kopnięty w pysk zanim wypowiedział swoje
słowa. Nie za mocno, ale dotarło do niego że ma pozostawić swojej siostrze
planowanie i mówienie.
—Porzucacie swój cel? — Strzyga zamrugała podejrzliwie.
—Tak. — Całka opuściła głowę. Jej oczy zaszkliły się. — Przeszliśmy tak daleko,
ale nie chcę ryzykować życia mojego rodzeństwa. — brzmiała tak przekonująco. Na
tyle, że nawet Mediana zaskoczona odwróciła na nią głowę. „Co siedzi w głowie
tej wilczycy?!”
—To. .. cudownie? Wracacie do domu? —
—A jest do czego wracać? Wszystko pochłonęła wojna. — Całka załkała. Krokodyle
łzy polały się po jej policzku. To pierwszy raz jak jej rodzeństwo widziało
takie przedstawienie z jej udziałem, ale do jasnej, kiedy ona się nauczyła tak
manipulować własnym ciałem?! Jednak ciągłe ukrywanie się za maską obojętności
pozwoliło Całce nabrać pewnej umiejętności udawanie emocji, których nie czuje.
Tak dla czystego pozoru.
—Oh… Wy biedne dusze. — Orzech pisnęła zakrywając sobie usta łapami. —Może
przyłączcie się do nas! — Strzyga zdała się że spięła się na ta propozycję
nieco.
—Ah… Ale czy znajdzie się dla nas tutaj miejsce? — Pi przyłączyła się do
rozmowy. Nie rozumiała co Całka dokładnie planowała, ale przeczuwała do czego
zmierza.
—Znajdzie. — Strzyga nagle rozjaśniła się. Jej psyk rozszerzył uśmiech, który
był czysto maniakalny, ale tak szczery, że Całka mało nie przerwała swojego
przedstawienia żeby się skrzywić z przerażenia. —To… To jest cudowne! Witajcie
w naszej watasze! Wybierzcie swoje stanowiska i przydzielimy wam sypialnię i… w
ogóle… od jutra praca i przyjęcie się w naszej małej społeczności! — zachwycona.
Była zachwycona tą ideą. Dobrze. Całka
liczyła że to właśnie się stanie.
—Sigma? Kim chciałbyś zostać. — Orzech podano kartkę i węgiel. Jej łapa zabrała
się za skrobanie jego imienia na tym kawałku znanego im materiału.
—Żołnierzem .Tak jak byłem w domu. —
—Zdezerterowałeś? — Bazyliszek niewiele brakło a podniósłby się.
—Poszedłem za siostrami. Kocham je tak mocno. — odparł na to popijając trunek.
— że gotów byłbym zaprzedać duszę diabłu, zginąć odrodzić się i znowu zginąć
aby tylko były bezpieczne… — na jego słowa Strzyga zdawało się że lśniła
jeszcze jaśniej niż wcześniej. A więc ona uspokoiła swojego męża ruchem prawej
łapy.
—mamy stanowiska wojownika. —
—Niechaj będzie i wojownik. — Sigma przytaknął.
—Też mogę nim zostać. Albo śledczym, stróżem. W tym mam doświadczenie. — Mediana zajrzała do pustego kubka. Na jej
słowa jakby wszystko wokół umilkło.
—O nie… Skarbie… Nie… Wadery nie walczą! — Orzech mało nie upuściła swojego
węgielka. Trzy siostry spojrzały po wilkach wokół, wyraźnie przerażonych.
—Właśnie tez dlatego tak uciekałyśmy z tego koszmarnego miejsca. Zmusili nas do
pracownia dla polityki i poświęcania własnego życia dla pryncypałów, które o
nas nie dbały. — Całka wysapała, jakby znowu na skraju łez.
—Oh.. Wy biedne stworzenia. — jakiś wilk obok nich, z sześcioma łapami, jaki
cudak, zmarszczył nos. Jego wzrok wyrażał nic tylko przerażenie i współczucie.
Dobrze… Całkowy plan powoli wdzierał się w ich serca, a te niewinne kłamstwa działały
na nich jak światło na ćmę.
—No dobrze… To … Może ja spytam się was co lubicie robić? Jako wadery, gdzie
byście się widziały, nasze kochane delikatne kwiatki? — jeden z basiorów w
tłumie uśmiechnął się do nich ciepło.
—Oh… Ja myślę, że mogę nadać się przy dzieciach. Oh jak ja kocham małe dzieci.
— Oh jak Całka ich nienawidziła.
—Bardzo dobrze. Mamy akurat miejsce na nauczyciela. Potrzebowaliśmy jakiegoś,
bo nasza aktualna nauczycielka, Fiołka, zaszła w ciążę w nieznanych
okolicznościach… — Orzech odchrząknęła. — A samice w ciąży powinny odpoczywać.
Zajmiesz jej miejsce. —
—Cudownie. Nie mogę się doczekać. — praca z dziećmi ułatwi jej szperanie w
aktach. — A myślę, że Mediana może pomóc tobie. W jaskini
wojskowej nauczyła się czytać, pisać i doskonale porządkować dokumenty! —
—Oh! — Pysk Orzech rozjaśnił szeroki uśmiech pełen nadziei jak spojrzała na
Strzygę, która zacmokała w zamyśleniu.
—Myślę, że mogę na to pozwolić.— przytaknęła, a Orzech pisnęła z ekscytacją.
—Ja natomiast przyjmę cokolwiek potrzebujecie. — Pi odetchnęła ciężko.
—Cóż… — Orzech spojrzała na listę i zastanowiła się. — Jak stoisz z medycyną? —
—Mój ojciec był medykiem, wśród medycyny się wychowałam. — Pi przyznała. — Więc
myślę, że nie powinno być z tym problemu. —
—Cudownie. Witajcie w naszej watasze! — Orzech odkrzyknęła a Strzyga jej
przytaknęła.
—Jaki jest twój plan? — Sigma zerknął na Całkę układającą
się na jego boku. Pi leżała u jego pleców, a Mediana była nakryta ich ogonami,
dawno w krainie snów.
—Też mnie to ciekawi. — Pi szepnęła zza jej pleców.
—Te góry są niebezpieczne. Przez lata nas nie było, nie wiemy co nasz czeka.
Posiadanie bazy powrotu, bazy działania może być przydatne. Zdaje mi się też,
że wilki w tej watasze wiedzą więcej niż może nam się zdawać. — Całka
odpowiedziała im. — Pogrzebcie. Poszperajcie. Ale uważajcie na siebie… Strzyga
wydaje się być bardziej niebezpieczna niż może się zdawać… —
I tak nadeszła ich pierwsza noc w nowej watasze. W nowym miejscu.
<Całka? Sigma? Pi? Mediana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz