wtorek, 14 maja 2024

Od Sigmy CD Całki - "O Krok Bliżej - do szczytu" 3.3

Całka popatrzyła na swojego brata z niemałym niedowierzaniem. Powiedzieć, że była wściekła to odrobinę za mało. Prawdziwa furia wdarła się w jej duszę i wyżerała dziurę w jej sercu z każdym jego słowem. Otóż. Jej brak idiota zdecydował się odwiedzić jedną z wiosek obok których przechodzili tak spokojnie i skryci, aby właśnie nie skończyć jak on. Bowiem chcąc pójść po jakieś jedzenie, drogę albo coś innego sensownego, wrócił z raną postrzałową i nożem wbitym delikatnie w szyję. Ktoś postrzelił jego tylną łapę a potem rzucił w jego stronę nożem. Nie trafił za dobrze ani razu, gdyż Sigma nadal chodził w miarę prosto, kula mijając wszystkie ważne narządy i nerwy, ale i tak…  to draśnięcie widniało na jego łapie jak to na tej Całki.
—Czemu ty jesteś takim idiotą? — Mediana wypowiedziała słowa która Całka miała w głowie. W końcu jak można być tak głupim?!
—Przepraszam, ok?! — samiec zmarszczył nos, niezbyt zadowolony z nagłej uwagi jaka oferowały mu siostry. On także dostał swój własny prowizoryczny bandaż, opieprz i grupka wilków w pośpiechu ruszyła w dalszą drogę. Całka jak zwykle na przedzie, pilnowała aby przechodzili w jeszcze większym cieniu niż zwykle.

Aż nie doszli. Wielki las otwierał przed nimi swoje ramiona. Drzew nie były tak wysokie i gęste jak w tej niby puszczy przez jaką przechodzili jeszcze paręnaście godzin wcześniej.   Był to lasek… mieszany. Trochę przypominał ten, który wychował ich pod swoimi liśćmi, tylko ze znacznie większa ilością brzóz. Stanowczo większą ilością brzóz. Jakby połowa tego lasu składała się wyłącznie z nich. No ale cóż.
—To nie jest najszybsza droga… — Całka zmierzyła wzrokiem góry, w których stronę zmierzali. — Powinniśmy iść tam… — wskazała ku nim. — Mówiłam wam że powinniśmy obejść to duże miasto na około. —
—I co? Ryzykować śmiercią? Wolę na około a bezpieczniej. —Mediana zaszczekała przechodząc obok siostry. Jej łapy otarły się z miłością o grunt lasu. W końcu, pomiędzy tymi szeleszczącymi liśćmi czuła się jak w domu. Odetchnęła pełną piersią świeżym, leśnym powietrzem.
—Tyle bezpieczniej, że nasz ukochany debil ma postrzeloną łapę. — Całka spuściła po sobie uszy, jej oczy strzelając piorunami w kierunku zawstydzonego brata.
—Już przepraszałem! —
—Do końca życia będziemy ci to wypominać. — Pi wtrąciła się zza jego pleców, jej wzrok pusty, pysk poważny, ale iskierka rozbawienia płonęła gdzieś za tymi słowami, tylko że postawiona bez ognia, który był jej matką.
—Dokładnie. A teraz.. Mediana! Nie idź tak daleko bez nas. Nie wiemy czy ktoś tam nie mieszka!— Całka warknęła na siostrę.
—Dajże mi spokój… Wszystko jest…— Mediana zatrzymała się w pół słowa, jej odwrócony pysk zatrzymując się na czymś miękkim.
—Twoja towarzyszka mówi mądrze. — głos obcej wadery przebił się przez nagłą ciszę.  Jej brązowe futro lśniło delikatnie, zadbane i wyszczotkowane. Jej brzuch pokrywała biała łata ciągnąca się na pysk i oplatając także ogon wyglądała jakby próbowała przejąć jej ciało. Jej delikatne logi opadały swobodnie na jej pysk. A Jej żółte ślepia wbijały się w duszę Całki, która cała zjeżyła się na jej widok. A mimo to jej umysł nie rozpoznawał tego wilka, który stał przed nią.
—Oh.. Em… —Mediana wycofała się powoli. Jej pewność siebie po prostu wyparowała wraz ze spotkaniem jej nosa z białą piersią nieznajomej.
—oh. Nie martw się. — samica zaśmiała się. — Wyglądacie na nieco zgubionych. —
—To akurat najmniej trafne spostrzeżenie. — Pi wysunęła się zza swojego rodzeństwa, jej dwukolorowe oczy wbijając się w obcą równie intensywnie co ona w nich. —Akurat mamy niezawodnego przewodnika, którego powinniśmy byli słuchać i obejść miasto na około, zamiast pchać się tędy. —
—Przepraszam? — Mediana szepnęła niezbyt pewna co powiedzieć, częściowo chowając się za Całką.
—Oh. Rozumiem zatem ,że wiecie doskonale gdzie iść. — samica uśmiechnęła się do nich. Mediana i Całka zadrżały. Za tym uśmiechem było coś złowieszczego, coś czemu nie warto było ufać. — Będziecie przechodzić więc pewnie przez ten las, tak? —
—Tak. — Całka odparła bez zawahania, w końcu opuszczając futro i prostując się. Jej nagła zmiana postawy nieco zbiła z tropu obcą, tak przynajmniej się wydawało.
—No dobrze. Pozwólcie, że się przedstawię. Na imię mi Strzyga! —
—Całka. To jest Mediana. Pi i Sigma. —
—Miło mi was poznać. Witajcie na ternach Watahy Burzowego Wilka! — Strzyga zaśmiała się donośnie i niby szczęśliwie, ale czy tylko Całka usłyszała ten zgrzyt jej zębów? — Zapraszam was do nas, na chociaż mały poczęstunek! —
—Nie wiem czy to najlepszy… —
—Czemu nie! — Sigma przeszkodził Całce w jej wywodzie. Ich oczy spotkały się, zmierzyły. Ale jej brat zdawał się być pewien swoich słów. Jego ślepia bowiem zobaczyły coś czego wcześniej nie widział. Brak cienia. Brak przeszłości. Ten las zdawał się być jedną wielką próżnią w jego umyśle. Sama Strzyga nie miał cienia, a każdy go miał! Najwidoczniej prawi każdy. I to go intrygowało. Więc dlaczego by nie podejść z nimi, skoro i tak zdają się być dość przyjaźni. Mediana miała podobne odczucie w głębi siebie. Poczęstunek wydawał się przyjemną myślą, zwłaszcza że nie jedli nic przez cały dzień. Niby nic wielkiego dla wilka, ale jednak jeśli taka opcja się pojawia dlaczego by z niej nie skorzystać. Do tego wszystkiego, wataha może przyniesie ze sobą odrobinę nostalgii, miłości, potrzeby.

—Z jak daleka przybywacie? — Strzyga próbowała utrzymać jakiś pozór rozmowy, kiedy prowadziła ich przez nieznane im lasy. Całka obserwowała uważnie swoje otoczenie, przez jej głowę przemykały się obrazy ognia. Gdzieniegdzie była w stanie dostrzec popiół pokrywający kawałki ziemi i nowo wzrastającej trawy, tka zielonej że aż serce cieszyło się na jej widok.
—Wataha Srebrnego Chabra. To spory kawał stąd. — Mediana odetchnęła dotrzymując kroku nieznanej waderze. Sigma szedł zaraz po jej drugiej stronie z ciekawością przyglądając się czemuś wokół nich, czego oczy żadnej z samic nie mogły dostrzec. Pi trzymała się za nimi, a Całka w ogóle z tyłu, ostrożna. Musiała zadbać o swoją orientację w terenie.
—Dobry rok podróżowaliśmy. — Sigma szepnął, jakby bojąc się spłoszyć cienie tańczące pomiędzy drzewami. Widział jak małe palmy skakały wokół dużych, jak niektóre uciekały i upadały w jasnych przebłyskach, jakby ognia. Czasami Sigma słyszał ich rozbawione głosy, a krzyk bólu rozmywał się wśród  szczęśliwości i miłości tego miejsca. Cóż za niesamowitość. Cóż za wyjątkowe miejsce. Szkoda tylko, że z tak mroczną przeszłością, która mimo wszystko wydzierała się swoimi szponami spod tej słodkiej przykrywki szczęścia. A cienie uciekały od Strzygi. Sigma spojrzał się na nią, ale ona jakby nie widziała tego przerażenia i pośpiechu w krokach tych niewidocznych fragmentów przeszłości.
—To naprawdę daleko. Uciekaliście od czegoś? —
—Trochę od walk politycznych, trochę także poszukać naszego pochodzenia. — Pi mruknęła zza jej pleców, jej uszy słuchając świata dookoła.
—To koszmarne. U nas nie ma walk politycznych, są wyłącznie debaty. Zobaczycie jak jest tu przyjemnie. Może nawet się osadzicie. W każdym razie. Macie jakiś konkretny cel?—
—Podobno nasz cel leży tam… pomiędzy górami. — Mediana uniosła głowę, ale korony drzew dawno pochłonęły już zamglone szczyty.
—Oh. — Strzyga zdało się, że zjeżyła się na samą myśl o tym miejscu. — Góry Hoem. To koszmarne, koszmarne miejsce, przyniesie wam nic tylko śmierć! —
„Ona coś wie.” Przeszło przez głowę Całki. Jej oczy rozszerzyły się na samą myśl o nowych informacjach.
—Są zabójcze jak się domyślam… — Całka odetchnęła ciężko. — Przypuszczaliśmy że tak może być. Ale jednak coś nas do nich ciągnie. —
—Niemożliwe jest przez nie przejść. Ich magia sprawia, że ludzie, wilki, ptaki… gubią się. Przepadają w nieznane. — Strzyga odchrapnęła gardłowo. Jej ton zmienił się z ostrzegawczego na złowieszczy, a przynajmniej taki podton przybrał. Jakby nie chciała aby wilki nawet zbliżały się w ich kierunku.
—Rozumiem. — Całka odparła, jej głowa już planowała ich przeprawę, po zdobyciu większej ilości informacji. Na razie należałoby leżeć w cieniu, czekać, jak wyrafinowany łowca. A Całka była łowcą doskonałym w swoim skromnym mniemaniu.

Ich domem okazała się polanka otoczona norami i jaskiniami wyżłobionymi z niewielkich pagórkach. Wszystko to przyozdabiało ognisko i  kamień postawiony ponad nim. Pomarańczowa poświata wypalającego się ognia rzucała swoje odcienie na pobliskie drzewa i rośliny, sprawiając, że wszystko wyglądało jakby miało zaraz stanąć w płomieniach. Całka machnęła ogonem z niepokojem. Czyżby trafili do piekła? Piekło przeżyli, z piekła wyszli, przez piekło przeszli. Jeszcze jedno piekło tylko pomuska ich sierść.
—Kochani! — Strzyga z zadowoleniem wkroczyła w ciepło ogniska. Noc powoli wznosiła się na niebo, a zatem wszyscy zdawali się być zebrani mniej więcej do kupy w swoich domach. Głowy wilków powoli wysunęły się z jaskiń, a mały tłum zebrał się wokół tego słodkiego centrum. Wilków nie było wiele, może z dziesięć, a jednak zdawało się jakby były bardzo zżyte. — Przyprowadziłam nam przyjaciół na poczęstunek. Przynieście jedzenia i najlepszego trunku! —
—Oh. Ja nie piję. Wodę poproszę. — Całka odsapnęła.
—Oh. A to dlaczego? — Strzyga puściła jej swój uśmiech, który zdawał się być jej sprawnością firmową. Nic nieznaczący grymas , który musiała nosić na pysku całe swoje życie, tak?
—Mój żołądek  bardzo źle go znosi. — skłamała, ale najwidoczniej to wystarczyło. W rzeczywistości Całka miała swoje za uszami. Zwłaszcza kiedy była młodsza i alkohol był jedyną ucieczką od zabijającej jej rutyny i zmartwienia. Kiedy alkohol był jedyną ucieczką od ścigającej ją poczucia winy, zamieszania w głowie i tego przeszywającego bólu pamiętania. Najgorsze, że nie ważne ile wypiła, nie mogła zapomnieć. Nie mogła zapomnieć nic. Przerażona odnajdowała swoje miejsce w kącie nory i patrzyła przez oczy przeszłości na ojca kulejącego na łapę, zmęczonego w swojej jaskini. Na Sigmę zmęczonego chorobą, na skraju śmierci. Na Pi, która mało nie odeszła razem z nim, która straciła tak wiele za sprawą … czego? Wojny? I Mediana. Ta wariatka, która od zawsze kochała jaskinię wojskową, tak wiele ryzykowała i jej słowa zawsze godziły Całkę prosto w serce. A że Całka, młoda, głupia, niewiele umiała sama powiedzieć bez krzywdzenia wszystkich wokół, nie mogła zapobiec niczemu co działo się między nimi. Do tej pory te same czasy przychodzą do niej nocami, męczą ją. Zabijają powoli od środka przyćmiewając dobre wspomnienia.
—Rozumiem. Wody i najlepszego trunku! —

Zapoznali się ze wszystkimi, najedli i siedzieli wokół palącego się ogniska. Ta Wataha, Wataha Burzowego Wilka, została założona wiele lat temu z dala od tych terenów przez Burzowego, wilka który podobno był bogiem i wniósł wilki do ich wyżyn intelektualności. No cóż. Co komu w duszy gra. Potem po pożarach i podróżach wilki znalazły się tu. I przeżyły pożar, który przeniósł się właśnie z gór Hoem, ale odbudowali swoje miejsce, swój ‘dom’. I teraz życia w spokoju. Alfą jest Bazyliszek, brązowy wilk z siwą bródką i siwymi włosami. No cóż. Całkowe pięć lat nie porównywało się do jego dziesięciu. Mógł mieć już te swoje siwe włosy. Strzyga była młodsza i była samicą alfa. Jej prawą ręką była Orzech, a medykiem tego przybytku była Szafira. Do tego wszystkiego alfy miały swoje trzy wyrośnięte już szczeniaki.
—To co? Jak wam się podoba? — Strzyga zagadnęła unosząc kubeczek pełen mocnej nalewki. Sigma zaśmiał się i uniósł swój kubek. Z nich wszystkich miał najlepszą głowę do picia i zaskakująco, najrozważniejszą.
—Jest doprawdy bardzo przyjemnie. To aż zaszczyt spotkać kogoś miłego po takim czasie podróży i tylu.. wypadkach. —
—Wypadkach? — Bazyliszek uniósł swoje zielone oczy w ich kierunku.
—Ah tak. — Mediana odetchnęła ciężko. — Sigma i Całka .. oni… ten.. zostali ten.. postrzeleni nie? — mieszał się jej nieco język .
—Nic wielkiego. — Sigma machnął łapą. Całka mu jedynie przytaknęła.
—Oi. Myślę że mogę na to zajrzeć. — Szafira uśmiechnęła się do nich. Starsza wadera wydawała się mieć równie nieprzyjemnie sztuczny uśmiech co Strzyga, tylko bardziej zmęczony życiem niż złowrogi.
—Znasz zasady Szafiro. — Bazyliszek odetchnął. — Możesz zajmować się tylko członkami watahy i wyjątkami. —
—Pamiętam .— wadera straciła swój uśmiech i rzuciła samcowi wzrok, który Całka kojarzyła tylko ze wzrokiem ojca zirytowanego na swoich pacjentów. Cóż za nostalgiczne pociągniecie za serce. „Chwila..” Tylko członków watahy odbijało się echem w jej głowie przez parę sekund.
—Co za problem. — odparła.
—Nie jesteście wyjątkiem. Nie umieracie. — Szafira mruknęła jakby zażalona, że tak nie jest.
—No właśnie. Żaden problem. — Całka machnęła ogonem, jej oczy mierząc się z tymi Strzygi.  — góry i tak są dla nas zbyt niebezpieczne. —
—Czekaj.. porzuca…— Sigma został kopnięty w pysk zanim wypowiedział swoje słowa. Nie za mocno, ale dotarło do niego że ma pozostawić swojej siostrze planowanie i mówienie.
—Porzucacie swój cel? — Strzyga zamrugała podejrzliwie.
—Tak. — Całka opuściła głowę. Jej oczy zaszkliły się. — Przeszliśmy tak daleko, ale nie chcę ryzykować życia mojego rodzeństwa. — brzmiała tak przekonująco. Na tyle, że nawet Mediana zaskoczona odwróciła na nią głowę. „Co siedzi w głowie tej wilczycy?!”
—To. .. cudownie? Wracacie do domu? —
—A jest do czego wracać? Wszystko pochłonęła wojna. — Całka załkała. Krokodyle łzy polały się po jej policzku. To pierwszy raz jak jej rodzeństwo widziało takie przedstawienie z jej udziałem, ale do jasnej, kiedy ona się nauczyła tak manipulować własnym ciałem?! Jednak ciągłe ukrywanie się za maską obojętności pozwoliło Całce nabrać pewnej umiejętności udawanie emocji, których nie czuje. Tak dla czystego pozoru.
—Oh… Wy biedne dusze. — Orzech pisnęła zakrywając sobie usta łapami. —Może przyłączcie się do nas! — Strzyga zdała się że spięła się na ta propozycję nieco.
—Ah… Ale czy znajdzie się dla nas tutaj miejsce? — Pi przyłączyła się do rozmowy. Nie rozumiała co Całka dokładnie planowała, ale przeczuwała do czego zmierza.
—Znajdzie. — Strzyga nagle rozjaśniła się. Jej psyk rozszerzył uśmiech, który był czysto maniakalny, ale tak szczery, że Całka mało nie przerwała swojego przedstawienia żeby się skrzywić z przerażenia. —To… To jest cudowne! Witajcie w naszej watasze! Wybierzcie swoje stanowiska i przydzielimy wam sypialnię i… w ogóle… od jutra praca i przyjęcie się w naszej małej społeczności! — zachwycona. Była zachwycona tą ideą.  Dobrze. Całka liczyła że to właśnie się stanie.
—Sigma? Kim chciałbyś zostać. — Orzech podano kartkę i węgiel. Jej łapa zabrała się za skrobanie jego imienia na tym kawałku znanego im materiału.
—Żołnierzem .Tak jak byłem w domu. —
—Zdezerterowałeś? — Bazyliszek niewiele brakło a podniósłby się.
—Poszedłem za siostrami. Kocham je tak mocno. — odparł na to popijając trunek. — że gotów byłbym zaprzedać duszę diabłu, zginąć odrodzić się i znowu zginąć aby tylko były bezpieczne… — na jego słowa Strzyga zdawało się że lśniła jeszcze jaśniej niż wcześniej. A więc ona uspokoiła swojego męża ruchem prawej łapy.
—mamy stanowiska wojownika. —
—Niechaj będzie i wojownik. — Sigma przytaknął.
—Też mogę nim zostać. Albo śledczym, stróżem. W tym mam doświadczenie.  — Mediana zajrzała do pustego kubka. Na jej słowa jakby wszystko wokół umilkło.
—O nie… Skarbie… Nie… Wadery nie walczą! — Orzech mało nie upuściła swojego węgielka. Trzy siostry spojrzały po wilkach wokół, wyraźnie przerażonych.
—Właśnie tez dlatego tak uciekałyśmy z tego koszmarnego miejsca. Zmusili nas do pracownia dla polityki i poświęcania własnego życia dla pryncypałów, które o nas nie dbały. — Całka wysapała, jakby znowu na skraju łez.
—Oh.. Wy biedne stworzenia. — jakiś wilk obok nich, z sześcioma łapami, jaki cudak, zmarszczył nos. Jego wzrok wyrażał nic tylko przerażenie i współczucie. Dobrze… Całkowy plan powoli wdzierał się w ich serca, a te niewinne kłamstwa działały na nich jak światło na ćmę.
—No dobrze… To … Może ja spytam się was co lubicie robić? Jako wadery, gdzie byście się widziały, nasze kochane delikatne kwiatki? — jeden z basiorów w tłumie uśmiechnął się do nich ciepło.
—Oh… Ja myślę, że mogę nadać się przy dzieciach. Oh jak ja kocham małe dzieci. — Oh jak Całka ich nienawidziła.  
—Bardzo dobrze. Mamy akurat miejsce na nauczyciela. Potrzebowaliśmy jakiegoś, bo nasza aktualna nauczycielka, Fiołka, zaszła w ciążę w nieznanych okolicznościach… — Orzech odchrząknęła. — A samice w ciąży powinny odpoczywać. Zajmiesz jej miejsce. —
—Cudownie. Nie mogę się doczekać. — praca z dziećmi ułatwi jej szperanie w aktach.  — A  myślę, że Mediana może pomóc tobie. W jaskini wojskowej nauczyła się czytać, pisać i doskonale porządkować dokumenty! —
—Oh! — Pysk Orzech rozjaśnił szeroki uśmiech pełen nadziei jak spojrzała na Strzygę, która zacmokała w zamyśleniu.
—Myślę, że mogę na to pozwolić.— przytaknęła, a Orzech pisnęła z ekscytacją.
—Ja natomiast przyjmę cokolwiek potrzebujecie. — Pi odetchnęła ciężko.
—Cóż… — Orzech spojrzała na listę i zastanowiła się. — Jak stoisz z medycyną? —
—Mój ojciec był medykiem, wśród medycyny się wychowałam. — Pi przyznała. — Więc myślę, że nie powinno być z tym problemu. —
—Cudownie. Witajcie w naszej watasze! — Orzech odkrzyknęła a Strzyga jej przytaknęła.

—Jaki jest twój plan? — Sigma zerknął na Całkę układającą się na jego boku. Pi leżała u jego pleców, a Mediana była nakryta ich ogonami, dawno w krainie snów.
—Też mnie to ciekawi. — Pi szepnęła zza jej pleców.
—Te góry są niebezpieczne. Przez lata nas nie było, nie wiemy co nasz czeka. Posiadanie bazy powrotu, bazy działania może być przydatne. Zdaje mi się też, że wilki w tej watasze wiedzą więcej niż może nam się zdawać. — Całka odpowiedziała im. — Pogrzebcie. Poszperajcie. Ale uważajcie na siebie… Strzyga wydaje się być bardziej niebezpieczna niż może się zdawać… —

I tak nadeszła ich pierwsza noc w nowej watasze. W nowym miejscu.

 

<Całka? Sigma? Pi? Mediana?>

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz