piątek, 17 maja 2024

Od Całki DC Sigmy - "O Krok Bliżej - do szczytu" 3.4

Trigger warring w roziwnięciu.

Dwa dni. Tyle Całka, Mediana , Pi i Sigma już przebywali w tej watasze. Szybko przekonali się, że panują tu pewne zasady, niepisane co prawda, ale surowo karane za ich złamanie. Oczywiście, początkowo wszystko im się wybaczało, cierpliwie przypominało. Jedną z takich zasad było poranne spotkanie przy ognisku, przy kamieniu, na którym siedziała Strzyga ze swoim mężem i rozpatrywała prośby i powitania. Na pierwszy z nich zaspali ,ale przebaczono im, bo w sumie wieczorem przed snem nikt ich nie poinformował o tej tradycji z powodu całej tej ekscytacji. Tak więc, dnia drugiego Całka była przy ognisku wcześniej niż sama Strzyga, zaskakując waderę swoją gorliwością. I obecnością też. Zdawało się, że wadera nie do końca ufała tej młodej waderze. Jakby ta była za sprytna dla swojego własnego dobra. Ale nikt nie skomentował tego wydarzenia.

Kolejną zasadą było bezwzględne posłuszeństwo Strzydze i alfie. Aha.
—To ten haczyk.— Mediana odetchnęła do swojego rodzeństwa, wieczorem następnego dnia. — Jej słowo jest najwyższym. —
—Wiemy dlaczego? Nie wydaje mi się, że tylko dlatego że jest żoną alfy. — Całka mruknęła pod nosem.
—Nie wiemy. — Pi zamachała ogonem.

Trzecią zasadą jaką poznali, trzeciego dnia, był zakaz wychodzenia poza pewne tereny. Przekonała się o tym Pi, która zaszła za daleko od rzeki, może nie tyle ciekawa, co szukająca czegoś ciekawego w postaci owoców. Złapał ją jeden ze strażników. Skunks pobiegł za nią i zatrzymał ją zanim zaszła za daleko.
—Więc nie wolno nam wychodzić za daleko, ale też nie znamy dokładnych granic. — Całka podsumowała tą całą sytuację.
—Tak. Skunks powiedział, że po czasie się nauczymy. — Pi mruknęła. Nie dostali kary i powiedziane było, że jeśli będą uważni to raczej jej nie dostaną. Strzyga była w miarę przebaczająca pod tym względem. O ile nie uciekło się bardzo daleko od watahy taki drobny błąd jak kilometr od tej umownej granicy był akceptowany. Zwłaszcza jeśli była to gonitwa za zwierzyną lub zbieraniem owoców czy nawet przy zabawie z dziećmi.
—Zdarzyło mi się dojść aż do jeziora z dziećmi ,tak się zagapiliśmy. — Fiołka zaśmiała się do Całki kiedy ta zapytała się o tą zasadę. — Ale Strzyga to dobry wilk. Bardzo wyrozumiały. —

Czwartą zasadą była cisza nocna. Ta zapadała kiedy Strzyga kładła się spać i trwała do rana. Należało być cichym.

Piątą zasadą było: trzymać się z dala od ludzi i psów. Cóż. Zasada, z którą żadne z rodzeństwa nie będzie miało problemu.

Szósta zasada złapała ich znienacka w szósty dzień ich nowego mieszkania. Było to nieodzownie obowiązkowe uczestnictwo w obrzędach. Jakich? Całka nie była pewna. Strzyga siedziała na ich przedzie, pochylona i w milczeniu, a Szafira z kamienia przemawiał przedziwne modlitwy, które Strzyga powtarzała. Co dokładnie robiła? To działo się podobno dwa razy w tygodniu, czasem na jeziorem, ale najczęściej tutaj, przy kamieniu właśnie. Ze względu na tą dodatkową powagę jaką elewacja medyczki i najwidoczniej kapłanki w jednym dawała. Całka miała problem z rozgryzieniem o co dokładnie chodzi. Może to po prostu zwyczajne obrzędy, chociaż coś w umyśle Całki wręcz rzucało się do walki z tym pomysłem. Coś podświadomie mówiło jej, że wcale tak nie jest.
—Czy wy tez czuliście się dziwnie… letcy podczas tego obrzędu?— Sigma zamrugał dwa razy oczyma po fakcie.
—Tak. — odparły dwie wadery. Całka jedynie zmarszczyła nos. Jej odpowiedź brzmiała nie.
—Te inkantacje, czy cokolwiek to jest… działa na nas jakoś dziwnie. — Mediana mruknęła pod nosem.
—Najwidoczniej. — Pi zamyśliła się. — Nie powinniśmy tego słuchać. —
—Widziałem jak cienie uciekają, nie słuchają ich. Boją się. — Sigma szepnął zmartwiony.
—Od teraz obrzędy spędzamy z uszami wypchanymi mchem. — Całka postanowiła. — Ja jeszcze posłucham. Zobaczymy czy rzeczywiście na mnie to nie działa.

Miesiąc i pół minął odkąd przybyli w to miejsce. Nikomu jeszcze nie udało znaleźć niczego ciekawego, bo jeszcze nie pytali. Powoli łapali zaufanie wszystkich wokół. Strzyga zdawała się mieć swojego ulubieńca w Medianie. Nieustannie ją zagadywała i zabierała na spacery i coś w ich siostrze zdawało się przyciągać starszą do niej. Jednak Mediana nie była z tego tak zadowolona. Coś w jej sercu mówiło jej, że Strzyga wcale nie jest osoba, której wadera powinna ufać. I cóż. To prawda, ponieważ im bardziej te spotkania narastały tym mocniej Mediana utwierdzała się w tym przekonaniu, zwłaszcza kiedy przypadkiem podsłuchała rozmowę alf.
—Nie mogę się przez nią przebić. Zdaje mi się że mi ufa, ale ta bariera jej umysłu…  Jest inna od tej jej siostry. Całka… to też interesujące stworzenie. —
—Obie posiadają silną barierę umysłu? —
—Mediana posiada siłę samą w sobie. Całka nie, ale mimo to jej oczy jakby widziały poprzez moje iluzje. Pi… Pi jest tak cholernie racjonalna, że nie jestem w stanie na nią zadziałać, a Sigma jakby miał jakiś awers do mnie, jakby widział coś więcej niż tylko wilka, coś.. za mną. Zawsze patrzy się tak wokół, nie wiem na co! —
—rozumiem… Znajdziemy jakiś sposób.— Bazyliszek odparł tylko szybko, na co jego żona, sfrustrowana rzuciła mu wściekłe spojrzenie.
—Oby szybko. Chociaż ich umysły są młode i część z nich nie potrzebuje mojego udziału do budowania zaufania, mogą się z nimi pojawić problemy. —

—Mówisz, ze ona ma jakieś umiejętności kontrolujące umysł, tak? — Całka zastanowiła się nad tym porządnie.
—Niekoniecznie, ponieważ nie odczuwam nic w moim umyśle. To raczej moje otoczenie się zmienia kiedy przebywamy wokół niej. — Sigma zmarszczył nos.
—Tez tego nie widzę. — Pi pokręciła głową. — Jakby nic się nie działo. —
—W zasadzie… na nas podobno nie działa…—
—To nie ważne. Najważniejsze, że wiemy, że próbuje coś zrobić i wie że nie jest w stanie zrobić tego na nas… Musimy trzymać fasadę ufności. — Całka położyła się na bracie, liżąc go za uchem. Ten tylko zmarszczył się cały i kłapnął na nią zębami w zaczepny sposób.
—Prawda. Co do tych gór. W starych zapisach jest wspomnienie pożaru, który zjadł połowę tego lasu i miasto, które widzieliśmy z daleka. — Mediana ułożyła się obok nich. — Góry zawsze były określane jako niebezpieczne. Każdy papierek w jakim jest o nich wspomnienie… pojawia się niebezpieczeństwo. Zapiski, takie porozrzucane, składają się w historię. Lata temu powstało tam laboratorium ludzi, które spłonęło w wybuchu, który spowodował wiele pożarów. Trzy dokładnie. Ostatni był największy, a miejsce porzucone. Wszystko co o tych górach wiadomo  przekazała im była członkini watahy, którą nazywają Sheila. Sheila podobno nadal mieszka gdzieś niedaleko. Orzech na jej imię wręcz zrobiła się blada. —
—Nasza odpowiedź leży w porzuconym laboratorium pomiędzy górami, a drogę do niej zna były członek tej watahy? — Całka szepnęła pomiędzy kłapnięciami na uszy
—Tak. Jeszcze nie wiem kto to… ale..—
—Znajdziemy go. — Sigma zapewnił swoje siostry, w końcu układając się  do spania z ciężkim westchnięciem.

Całka wstała któregoś ranka wyjątkowo niewyspana. Jej głowa była ciężka, myśli niewyraźne, ale pamięć ostra jak zawsze, bardziej cięta wręcz zniż zazwyczaj. Jakby desperacko próbowała ją przed czymś uchronić. Jej brat leżał nieruchomo u jej boku śpiąc w najlepsze. Jej siostry również nie zwracały uwagi na ciężkość powietrza w otoczeniu. Całka zbita z tropu spróbowała wstać, jednak jej łapy nie miały siły poruszyć się nawet o milimetr. Z lekka przerażona uniosła oczy na wejście do jaskini. Tam, siedząc i szeptają coś pod nosem była Strzyga, jej oczy delikatnie świecące, wbite w ich osoby. Ale zdawało się, że nie widziała Całki.
—Nie widzi mnie. — stwierdziła na głos. Coś jej mówiło żeby się odezwać, a że głos jej jeszcze służył jak należy, wydostał się z jej gardła w nieco chrapliwym tonie.
—Nie widzi, bo  to takie trochę sen na jawie. — zza jej pleców odezwał się damski głos, cichy i nieco nieśmiały.
—Co ona robi? —
—To samo co zawsze. Rzuca iluzje, próbuje wejść do waszych umysłów aby uczynić was pionkami jak każdego w tej watasze. Trzeba doprawdy niezłej wyporności aby w końcu się jej nie poddać. Wyporności.. albo dobrej pamięci. —
—Sheila jak się domyślam. — Całka powiedziała to całą swoją piersią. Całą pewnością jaką trzymało jej serce. Zapadła cisza.
—Wiecie… —
—Niewiele. Właściwie tylko imię. — Całka mówiła prawdę, bo po co się ukrywać. Bycie bezpośrednim wprawia w kłopoty, ale też często jest cechą wartościową w takich sytuacjach.
—Rozumiem… Skąd? —
—Góry Hoem? Szukamy wejścia… —
—Nie powinniście się tam zapuszczać. —
—Wiemy. Dlatego tam idziemy, wiesz? — Sarkazm jakoś tak sam z niej wypłynął. Całka zaraz potem ugryzła się w język.
—Rozumiem.— Sheila odpowiedziała cicho. — Wiesz… Znajdziesz mnie w domu. — powiedziała po czym Całka otworzyła swoje oczy na dobre. Jej głowa uniosła się. Zimne światło księżyca wpadało do wnętrza tej małej noro-jaskini w jakiej spała z rodzeństwem. Jej pysk zwrócił się ku drzwiom, gdzie przez ułamek sekundy złapała znikający białobrązowy ogon. Oho. Czyli ten sen nie był wcale taki daleko od prawdy.

—Powiedziała w domu, tak? — Mediana zamlaskała.
—Tak. — Całka przytaknęła cichutko. Jej uszy ciągle słuchały, zwrócone w kierunku wejścia.
—To wystarczy dowiedzieć się.. gdzie mieszka i wybrać do niej. — Sigma rozciągnął się. Światło poranka zajrzało w ich oczy.
— Jedna osoba powinna tam pójść. Nie możemy ryzykować za mocno…— Pi szepnęła, jej oczy wbite w wejście. — Jedna osoba powinna tu pozamiatać w końcu. — warknęła nieco głośniej.
—To miała być twoja robota. — Całka wbiła się w akt prawie od razu.
—Zamiatałam ostatnio. Logicznym byłoby rozdzielać nasze obowiązki po równo. —  I  w ten sposób zabrali się do wyjścia.
—Przed sekundą dosłownie mówiłam wam że nie mam czasu dzisiaj. — Mediana  podreptała na ich przód ,mało nie wpadając w Kaduka, następnego alfę.  —Wybacz. —
—Nie szkodzi. — wilk zmieszał się. Od jakiegoś czasu co rano zastawali go niedaleko swojego małego przytulnego dobytku. Mediana i Pi słusznie podejrzewały go  o podsłuchiwanie. Wszystko wskazywało na to, że tak właśnie jest. Na szczęście rodzeństwo umiało dobrze zakryć się za dozą humoru i rodzinnych przepychanek.

Pi przebierała pomiędzy bandażami, przekładając je i przysłuchując się rozmowie jaką Fiołka przeprowadzała z Szafirą. Wadera wyglądała jakby była zaabsorbowana swoim zadaniem, biorąc je nazbyt poważnie, ale w rzeczywistości jej uszy uważnie wchłaniały każde wypowiedziane słowo. Na ten moment w samej jaskince medycznej nie działo się nic ciekawego. Nawet ta prosta rozmowa wypełniająca jej umysł była zwyczajnie nudna. Dwie wadery psioczyły na Skunksa, którego dziecko nosiła Fiołka. Najwidoczniej to tajemnicze dziecko miało jednak ojca, co? Pi jednak nie odczuwała nudy. Czasami zastanawiała się czy to normalne czuć się zawsze tak pusto, a jednocześnie pełna wszystkiego. Uczucia mrowiły ją dreszczami na skórze, a mimo to nie była w stanie po nie sięgnąć. Tak blisko a tak daleko.
—Pi. Podaj mi proszę maść z rumianku. — młoda samica sięgnęła po parę pojemników i po szybkim powąchaniu wyodrębniła pożądany twór, zanosząc go waderze. — No… I widzisz. Ostatnio Strzyga jest trochę niespokojna. — kontynuowały swoją rozmowę, a Pi jakby nigdy nic wróciła do swojego beznamiętnego zajęcia.
—Dlaczego?—
—Wygląd Ana to, że moja siostra zbliżyła się nieco za blisko do granic. Podobno ktoś widział ja w Szumiącej Gęstwinie. — Szafira zdawała się być bardzo niezadowolona z tego faktu. — Ta pieprzona… — zatrzymała się w pół słowa. Pi podejrzewała, że przygląda się tyłowi jej głowy. Wadera zdecydowała się kompletnie zignorować ten fakt kontynuując cokolwiek robiła.
—Rozumiem. Sheila nigdy nie była… normalna.. —
—To wariatka. Wiedźma. Określajmy rzeczy po imieniu! — Szafira mało nie rzuciła kubeczkiem na maść. Pi na szczęście zdołała go odebrać z jej łap. Pracując tu jakiś czas młoda samica odkryła, że zielona medyczka miała niemałe problemy z emocjami. Ale Pi przywykła, Całka nie była lepsza. Chociaż u Całki działało to odrobinę w drugą stronę, bardziej chowania niż jawnej agresji. Zażerała się od środka zamiast męczyć wszystkich wokół.

Sigma przechadzał się wraz z Woodym. Patrolowali granice, które samiec powoli wbijał sobie w głowę. Ich łapy i słuch usiały być uważniejsze w Szumiących Gęstwinach na życzenie samej Strzygi. Sigma zaśmiał się pod nosem na samą myśl o tej przezabawnej rozmowie jaką musiała z nimi odbyć samica.
—Na kogo mamy uważać?—
—To nie jest istotne. Macie uważać!— w cale nie podejrzane! Sigma przypuszczał, może bardziej podświadomie, kim może być ta nieziemsko niebezpieczna figura. Cienie szumiące między drzewami kiwały w jego kierunku głową.
—Dalej nie idziemy. — Woody zatrzymał się w pół kroku. Sigma postawił jeszcze dwa w kierunku, w którym szli. W oddali majaczył  las, więcej lasu i las. Ale to co było wyjątkowe to osadzona daleko mała chatka z wieżyczkami, które powoli podsypywały się nadgryzione przez czas. Stała tam, patrząc się prosto w jego oczy.
—Dlaczego? —
—Tam dalej, za pagórkiem. — „Za jakim pagórkiem?” — Mieszka wiedźma. Mamy zakaz w ogóle zbliżania się. — starszy basior wytłumaczył. Sigma uśmiechnął się i spojrzał w jego niebieskie oczy.
—Okej. — kiwnął głową, odwracając pysk od tej chaty, która rzekomo stała za pagórkiem. Za jakim pagórkiem?

—Mamy więcej informacji niż przypuszczałam. — Całka odetchnęła, jej pysk wykrzywiony w uśmiechu.
—Ty powinnaś pójść. — Pi odezwała się z boku. — Do medyka, jutro oczywiście. — dodała. To był ich kod. Pi usłyszała kogoś przy drzwiach.
—Nie muszę. To nawet nie jest porządny kaszel! — Całka wzburzyła się nieco na niby.
—Ja też nie uważam żeby to było potrzebne. Noc przyjdzie, kaszel pójdzie. —  Całka przytaknęła Sigmie.
—A ja uważam że zostanie.  Dzisiaj jest chłodno.— Mediana tupnęła nogą. Całka zakasłała na niby.
—Myślisz? — Całka przysiadła.
—Myślę. Ale jutro, nie musisz iść do medyka. Myślę, że przez jutro noc przejdzie. Zapowiada się ciepły wieczór. — Mediana próbowała im coś przekazać. Niech jej więc będzie. Całka zakasłała po raz ostatni. Jej ciało skuliło się  na boku brata, a rodzeństwo szybko dołączyło do tego skupowiska sierści.

Mediana miała rację. Tej nocy ich jaskinię odwiedziła Strzyga. Jak w zegarku, co drugi dzień przyłaziła i męczyła ich w ich snach. Rodzeństwo już mniej więcej połapało się co się dzieje. Samica przychodziła i szeptała zaklęcia lub inne gówno. Wchodziła do ich głów i mieszała ze wspomnieniami, malując swój obraz jako coś totalnie perfekcyjnego. Jednak nie mogła przewidzieć, że każde z rodzeństwa ma na to jakąś reakcję obronną.
Mediana głowę miała silną, wyhartowaną krytycznym myśleniem i badaniem spraw w aktach śledczych aby móc je poprawnie zaklasyfikować.  Jej umysł nie wpuszczał Strzygi tak prosto, a zbyt silne naciskanie przebudzało biedną waderę z jej uroczych snów o papierologi w jaskini wojskowej. Jak tak można!
Pi była zwyczajnie zbyt odcięta od swoich emocji. Jej zimna kalkulacja nie pozwalała na asocjację czegoś tak absurdalnego jak byt idealny. Więc to już sama ideologia Strzygi rozpływała się w jej umyśle jako absurd niemożliwy do osiągnięcia. A jeśli już udało się jej coś wbić w głowę wraz z porankiem wszystko rozpływało się wraz ze snami, umysł przekonany że bezsensowne śnienie nie jest potrzebne jej do życia.
Sigma chłonął wszystko jak gąbka, z czego Strzyga cieszyła się niemiłosiernie. Jednak jego oczy jakby zdawały się patrzeć na nią tak uważnie i nieco ciekawsko, ale nadal jakby obok. Coś zatrzymywało go przed wiarą w to że Strzyga może być tym ideałem, który tak uparcie im przekazuje. Coś… ktoś… jakoś. A więc wszystko co mu przekazuje rozpadało się jak zamki z piasku podczas sztormu.
A Całka. Całka była w ogóle zagadką w oczach Strzygi. Jej umysł nie był osłonięty niczym. Był łatwy w manipulacji. W teorii. Ale jednak Całka wstawała co rano i spoglądała jej w oczy tymi swoimi dwukolorowymi ślepiami, zupełnie obojętnymi, znudzonymi jej wywodami. A przecież powinna widzieć ją jako jej lidera, ukochanego boga, jak wszyscy wokół. A jednak Całka tego nie robiła. Sama wadera miała przypuszczenie dlaczego. W jej głowie bowiem pojawiały się dwie wizje Strzygi. Ta którą poznała i ta która nawiedzała ją nocami. Łatwo było odróżnić sztuczny wizerunek wadery od tego wygenerowanego. Czasami pamiętliwość Całki się opłacała, bo pomimo, że jej głowa miała tendencje do paskudnych migren i ciągłego pamiętania, to w takich sytuacjach zabezpieczała ją przed najgorszym.
Ale Strzyga próbowała. Musiała znaleźć jakąś rysę, pęknięcie, które pozwoli jej na ukształtowanie tych młodych umysłów jak jej się żywnie podoba. Może powinna podejść do tego trochę inaczej…

Całka podniosła głowę. Jej serce biło jak szalone. Jej łapy przesuwały się po runie leśnym z największą uwagą, a uważne oczy spoglądały w daleki las. Sigma pokierował ją dość dokładnie. Gęstwiny, pagórek, chata. Tam znajdzie wiedźmę, która jest siostrą Szafiry, a której imię jest Sheila. Ta sama wariatka, która uraczyła ją cudownym snem na jawie, który wyjawił nieczyste zagrania Strzygi. Cóż. Wypadałoby jej podziękować. Jej rodzeństwo wiele na tym zyskało w ostatnich trzech miesiącach egzystowania w tej dziwnej watasze. Może raczej kulcie. To watahy nie przypominało. Każdy na zawołanie Strzygi i nikt nie widzi jej niedociągnięć i niepoważnych zachowań. Ona nad wszystkim panuje jak wszechmogący bóg spoglądający na swoje mrówki. No cóż. Co kogo bawi tak? Całkę bawiły Góry Hoem, do których czuła silne przyciąganie i jeszcze silniejszą potrzebę ich odwiedzenia. A żeby móc to zrobić w jak najbezpieczniejszy sposób musiała najpierw je odrobinę poznać.
Droga nie prowadziła jej daleko, gdyż Całka musiała zboczyć między drzewa, które zasłaniały świeży księżyc. Wadera była uważna, na tyle aby nawet zamaskować swój zapach, chociaż deszcz jaki przyszedł tego wieczora bardzo jej pomógł. Zapach wilgoci i błota z pewnością był przyjemny zarówno dla jej węchu jak i misji.
Ten cały Szumiący Gąszcz czy jak temu było, był laskiem pełnym drzew liściastych. Zupełnie jakby dobra, stara sosna nigdy nie zawitała w te strony. Żadnej tak dobrze znajomej igły nie było w okolicy tej watahy, czy nawet tych psów. Jak dawno czuło się zapach tej typowej dla iglastych drzew żywicy. Aż smutno robiło się na myśl, że innym wilkom mogła się ta cudowna woń nigdy nie ukazać. Cóż. Całka kochała swoje lasy iglaste i trochę za nimi tęskniła. Liście bywały dość… nudne. I nieprzewidywalne. Opadały na jesień, tak jak teraz. Powoli różowiły się, a kolory jesieni wdzierały się w ich paletę, wypychając zieleń w niepamięć. Jeżeli się nie pospieszą ze swoimi wyprawami, może zastać ich pierwszy śnieg, a to byłaby niepotrzebna strata czasu. Poza tym nie wiadomo jak długo będą w stanie jeszcze znieść ten szereg zaklęć i nieznośnych wyczynów Strzygi. Szkoda byłoby utknąć z nią do odmrozów, a i tak w górach zima pewnie trwałaby dłużej, więc i do lata w tym szalonym miejscu. Nie, Całka odmówi.
Jej łapy przeskoczyły nad małym strumyczkiem. Las ustąpił nieco trawie i wolnej przestrzeni, która cudownie pachniała kwiatami i uciekającymi w niepamięć kwitnącymi trawami. Całka zajrzała przed siebie. Księżyc w milczeniu oświecał jej drogę, pomimo że nie potrzebowała tego małego detalu aby doskonale ujrzeć małą wieżyczkę wiszącą ponad ciemnym nocnym niebem. Za pagórkiem. Za lasem. To tu.

Całka zbliżyła się pewnym krokiem. Nie miała nic do ukrycia, nic do schowania. Zresztą, jeżeli to co mówili o tej waderze było prawdą, była wiedźmą. Miała moce, więc pewnie i już wiedziała o nowym gościu. I młoda wilczyca nie myliła się za bardzo. Zbliżając się, drzwi tej nieco zdezelowanej chaty uchyliły się, a z nich wysunęła się kobieta. Człowiek, jakby ręką aniołów malowany.  Jej skóra była blada, może nawet nieco niebieskawa w tym świetle nocy. Jej oczy, zielone i takie nieludzkie wbiły się w waderę z delikatnym zaskoczeniem. Jej ręce i nogi, okryte kawałkiem szaty, zdobiły różowe i zielone pasy, jakby tygrysie. Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
—Spodziewałam się was, jednak nie tak szybko! Gdzie twoje rodzeństwo? — przemawiając jej postura zmniejszyła się, a ubrania opadły na zimną trawę, która jeszcze nie wyschła z rosy. Zaraz potem stanęła przed nią wilczyca, większa od Całki, baczniejsza. Jej niebieska sierść lśniła pasami i kolorami, a czubek głowy ozdabiała gęsta fryzura rosnąca prawie od samego początku pyska.
—Ah… — Całka zawahała się.
—Rozumiem zdziwienie. Ale to nie moja pierwsza forma, nie ostatnia. Jako człowiek po prostu łatwiej jest się chować. — odpowiedziała Sheila na nieme pytanie zawarte w zaskoczonych Całkowych oczach. —Mamy niewiele czasu. — ponagliła ją. Całka zamrugała dwa razy. Racja. Nie ma co kwestionować starych wariatów. Oni mają swoje sposoby na przetrwanie.
—Góry Hoem… — mruknęła. — Musimy się tam dostać.. —
—Jesteście pewni, że chcecie tam iść. Możecie nie znaleźć tego co szukacie. —
—Czy to ma znaczenie? Jeśli dowiemy się cokolwiek to będzie dobrze. Cokolwiek… — Całka odparła. W jej sercu, w jej pamięci, w jej umyśle, w jej świadomości wiedziała, że znajdą coś. Tylko czy im się to spodoba?
—Rozumiem, że nie ważne co powiem to tam pójdziecie. — Całka przytaknęła. — No cóż. … — zapadła chwila ciszy, kiedy starsza wadera wyraźnie zatopiła się w myślach. — W dolinie między szczytami leży laboratorium ludzi. Porzucone od trzech lat. —
—Tego szukamy. — wspomnienie błysnęło w głowie całki. Klatka, ciepłe ręce, igła i białe ściany. Ten zapach… zapach którego nie da się przypisać do nikogo innego jak sterylnego człowieka.
—Ah… Przejście tam zajmuje około dwie godziny. Musicie wejść od naszej strony, pomiędzy tymi dwoma szczytami. — uniosła łapę, Całka podążyła za nią, zapisując sobie w umyśle gdzie dokładnie ma iść. — Będziecie się kierować prosto i szybko. Ścieżka poprowadzi was do rozwidlenia. Nie pójdziecie żadnym. Wkroczycie w śnieg i śmierć… idziecie prosto. — Całka przytaknęła, jej oczy nadal wbite z uważnością w dwa najwyższe górskie szczyty od tej strony.  —Wasza droga nie będzie prosta, ale jeśli zachowacie trajektorię dojdziecie gdzie potrzebujecie. Pamiętajcie jednak… że to było dobrze chronione laboratorium. Po drodze na pewno znajdą się pułapki, jeśli nie horrory jakich się nie spodziewacie. Martwe ciała. —
—Błahostka. — Całka widziała ich dużo podczas wojny i choroby. Pomagała nawet wygrzebywać groby na popioły jakie zostały po spalonych.
—Monstra. —
—Walczę z nimi dzień w dzień. Noc w noc. — Całka pokręciła głową. Nie tylko ona..
—Śmierć bliskich. —
—Oby nie. —
—Prawdę… —
—Czyli jednak coś znajdziemy? —
—Nic co by się wam mogło spodobać. —
—Cokolwiek to jest… — Całka szepnęła. Gotowa była na własną śmierć. Gotowa jak nigdy.

Jej łapy uderzyły o zimny kamień, oczy wbiły się w polanę przed nią. Szukała ruchu, dźwięku, zapachu. Ale nic. Wszystko stało jakby martwe. Zbyt martwe. Całka zmierzwiła własne włosy, ziewnęła potężnie aby oczy zaszły jej łzami i podrapała się pod brodą. Jej maskarada musiała być wiarygodna gdyby przyszło co do czego. Ruszyła do siebie, położyć się obok rodzeństwa.
—Hej… — ale musiała się zatrzymać na widok wychodzącego zza rogu wilka. Uniosła głowę, prztyknięte oczy zerknęły na Skunksa. — co robisz na zewnątrz? —
—Szczam. — odparła, jej głos niezadowolony. Basior nieco speszył się na jej odpowiedź.
—O… Ok… Em.. Nie powinnaś wychodzić z … nory. —
—I co? Mam szczać pod siebie? —
—Em… nie? —
—To się odczep od mojej wyprawy w krzaki. — warknęła sztucznie zirytowana. To zdało się odstraszyć biednego strażnika. —A teraz… Wybacz ale idę dalej spać… — mruknęła pochylając głowę zaspanie. Oby się jej udało…

Całka dość szybko przekonała się, że wcale jej nie wyszło tak jak przypuszczała. Strzyga doskonale wiedziała, że ta wymknęła się pod osłoną nocy. Skąd? Kto ją tam wie. Najważniejsze, że pojawiła się przed jej pyskiem zanim ta weszła do jaskini. Wadery zmierzyły się wzrokiem, obie uparte i zacięte. Całka porzuciła swoją grę prostując się i wykrzywiając.
 —Gdzie byłaś? —
—Kto pyta?— odpowiedziała dość nieprzyjemnie. Obie były spięte, gotowe do rzucenia się na siebie, ale jednocześnie obie maiły trochę wyrafinowania w swoich poczynaniach.
—Strzyga. Twoja alfa. — wadera była pewna swoich słów, uśmiech na jej pysku, szeroki. Zbyt szeroki. Przed chwilą był grymasem niezadowolenia.
— Przykro mi ci to powiedzieć, ale nie działają na mnie twoje sztuczki. — Całka mruknęła, jej obojętność powróciła na jej pysk. Strzyga natomiast zrzuciła z siebie maskę pełną iluzji ukazując nic tylko wściekłość i irytację.
—Jesteś strasznie nieposłuszna. Pyskata. Głupia w swojej zuchwałości. — odparła starsza, jej pierś wypchnięta do przodu, oczy skupione na tych Całki, która niewzruszona stała przed nią, ani dozy strachu w jej oddechu czy ruchach. A mimo to Całka się bała. Może niekoniecznie samej Strzygi, chociaż ta była nieprzewidywalna, ale bardziej tego co ją czeka. —Wilki jak ty powinny być ułożone. Wyświechtane.  Zbite jak pies. — A mimo to Całka nie pozwoliła sobie nawet na urwany oddech. Wiedziała w co się pisze. Dlatego to ona uciekła w noc. No i także dlatego, że bez dwóch zdań najlepiej widzi w ciemnościach i najlepiej pamięta drogę. —Za mną. —Całka mogłaby się nie posłuchać. Zawołać rodzeństwo i uciec, ale… czuła na sobie oczy więcej niż jednego wilka. Ryzykowałaby odrobinę za dużo. Jeżeli jej kara była niezła musztra, gotowa była przyjąć ją na swoją skórę bez jednej łzy w oczach.

Strzyga stanęła przed nią. To był pierwszy raz kiedy wprowadzili ją do jaskini alf. Nikt inny nie miał tu zazwyczaj wstępu. Całka nie mrugnęła kiedy poczuła obecność za sobą. Oczywiście, że będzie tu cała ich rodzina. Nieco zakłopotany Eliot, milczek, siedział sobie pod ścianę drapiąc się po głowie. Zorza chichotała pod nosem, jakby matczyna psychoza przeniosła się połowicznie na nią i napawała ją chęcią i radością czyjegoś cierpienia. Kaduk stał za nią, większy nieco, silniejszy z pewnością. Był tam tez ktoś jeszcze, oprócz samego alfy lezącego sobie wygodnie w legowisku, gdzie ułożyła się też Strzyga. Całka nie odwróciła nawet głowy słysząc obce kroki. Spuściła jedynie uszy w ostrzeżeniu, w wiadomości, że wie. Że wie ilu ich jest ,a i tak dumnie stoi przed nimi.
—Gotowa do pęknięcia co? — Kaduk zarechotał, na co Całka tylko przekrzywiła na niego głowę, w końcu poruszając się. Jej szeroki uśmiech widocznie zbił go z tropu. Ale nie powiedziała nic. Nie było takiej potrzeby. Ziarno złości i niepewności zostało zasiane. No cóż. Całka pogarszała sobie swoją sytuację, ale jej osobowość nie pozwalała jej rozwiązać. Zresztą, kto by o to dbał.
—Kaduk, uspokój się. — Bazyliszek tylko uniósł oczy na syna aby ten od razu zacisnął kły w frustracji i zatrzymał się w pół kroku. —Odpowiesz nam na nasze pytania i może twoja kara będzie lżejsza. —
—Ależ oczywiście. — Całka mruknęła. Jakby to miało się stać, yhymm… Już na pewno.
—Jak wyszłaś z jaskini? — alfa zmierzył ją wzrokiem, a widząc jej rozszerzający się uśmiech już wiedział co go czeka i tylko odetchnął.
—Na łapach. — odparła, jej nogi uginając się pod naporem obcego ciała przyciskającego je do ziemi.
—Oczywiście.. — wilk przetarł skronie. — Po co? —
—Przejść się. —
—Przejść się… — powtórzył jak echo. Całka poczuła jak po jej plecach przecierają się pazury. Aż sobie sapnęła. Jej świeża krew potoczyła się po jej bokach. Nieprzyjemnie. Czyli tak to miało wyglądać. No dobrze. Skoro chcą ją w kawałkach na ziemi będą musieli się postarać. Wiele trzeba aby złapać jej upartość. Musieli by odebrać jej cel z oczu. A to dość ciężko zrobić jeżeli żadne z nich nie umie przesuwać gór. 
—Przejść się gdzie? —
—Przed siebie. — cis za ciosem padał na jej łapy i plecy. Zapach krwi tak słodko unosi się w powietrzu.
—Dokąd? —
—Prosto… — w sumie bardzo nie kłamała. Roga do wiedźmy była dość prosta w dosłowności tego słowa znaczeniu. A mimo to otrzymała kolejny cios. Zachwiała się od nich na przednich łapach, jej oczy rzucając spojrzenie Kadukowi, który zirytowany stał nad nią, jego pazury i kły pełne jej sierści. Zaśmiała się tylko jakby pod nosem. Cóż za tragedia. Parę ran ot co.
—Daję ci ostatnią szansę aby się wypowiedzieć… — Bazyliszek szepnął złowrogo. Całka uśmiechnęła się i zapadło milczenie. Oczekiwanie. Ale Całka jedynie uniosła szybko głowę. Za nią odbyło się jęknięcie bólu, a nieprzyjemne łapy zniknęły z jej ciała, łapiąc się za nos.
—No dobra… Podpisałaś swój własny los. — Strzyga warknęła wściekła. —Do tej pory byłaś dobrą waderą. Posłuszną. Więc darujemy ci życie. — Całka była pewna, że ta „lżejsza” kara była jedynie pretekstem aby widzieć jak Całka płacze i wije się pod jej siłą. Ale Całka już mentalnie przygotowała się na wszystko. Prawie wszystko.


Trigger warning: gwałt

Nie spodziewała się Bruno wybijającego jej przednich łap. Jej szczęka uderzyła nieprzyjemnie o twardy grunt. Widziała kątem oka jak Eliot i Zorza nagle się peszą i zbierają do wyjścia. Podobnie Bazyliszek. Cóż mogło to zapowiadać. Całka nie była w stanie określić. Ból jaki zadawał jej przez chwilę zirytowany Kaduk odwrócił jej głowę od określania konkretnych zamiarów tej dwójki.
—Niech cierpi… — Strzyga szczeknęła jak komendę. Całka nie była w stanie się porządnie pozbierać zanim ponownie nie dostała po karku. Ból był dość głuchy, niewygodny, ale nie zabójczy. Nie wyrwał jej z piersi oddechu, nie zatrzymał serca, ale z pewnością położył łapy, które ciała wstać z ziemi. Zanim się opamiętała i nieco otrząsnęła z pierwszego impaktu jej ciało zostało brutalnie przyszpilone do ziemi  brązowymi łapami. Bruno spoglądał na nią z góry, jego oczy ciemne, brutalne.
—Ma cierpieć.. Niechaj tak będzie. — pokwitł głową , a na jego pysku pojawił się delikatny szyderczy uśmieszek. Całka jeszcze chwilę walczyła z naciskiem na swoich plecach, jednak szybko musiała się poddać. Rany na jej ciele nie były niczym płytkim niestety, a powolna acz miarowa utrata krwi zostawiła jej głowę nieco pustą, a wzrok rozmyty łzami, które za wszelką cenę próbowały trzymać się ciała.  Całka zacisnęła mocno szczękę, uparta aby brnąć w to co się dzieje. Zresztą czy miała jakikolwiek wybór. Płaciła cenę za prosty błąd, którego w rzeczywistości nie dało się uniknąć. Przynajmniej darują jej życie, tylko w takim razie czym będzie kara? Oh. Całka otworzyła oczy, które zamknęły się w którymś momencie. Iskra zrozumienia zabłyszczała w jej ślepiach kiedy spojrzała na strzygę, nagle całkowicie świadoma swojego otoczenia. A więc to tak. W ten sposób otrzyma swoją karę. Niechaj więc tak będzie. Całka zaparła się mentalnie, jej oczy uwieszone na Strzydze i na nikim innym. Pomimo że do gardła pochodziło jej serce na samą myśl o tym co nadchodzi, była gotowa zrobić wszystko na przekór. Bruno żwawo uniósł jej ogon zaciskając go nieprzyjemnie w swoich szczekach i ciągnąc do góry trochę za mocno. Całka nawet nie mrugnęła, kiedy bezczelnie wpakował się gdzie nie jego miejsce ze swoimi genitaliami. Jej powieka jedynie drgnęła z czystą irytacją jaka rosła w jej sercu. Pomimo bólu, pomimo niewygody, pomimo chęci rozerwania każdego w tym nędznym pomieszczeniu, beznamiętnie wbijała wzrok w Strzygę, która zdawała się być tym niewiarygodnie mocno podirytowana.
—Nie starsza się wystarczająco Bruno! — warknęła na samca nad Całką, który bawił się doskonale.
—Co… — wilk puścił jej ogon, uf. Chyba największa ulga jakiej mogła doświadczyć. Jednak mimo to napór na jej macicę pozostał. Pieprzony basior i jego penis grzebały stanowczo za daleko. Całka zastanowiła się przy okazji tej chwili spokoju, tej chwili wahania ze strony obecnych wilków. W jaki sposób przyspieszyć tą … sytuację. Całka wbiła oczy we wkurzoną Strzygę po czym skrzywiła się. No cóż. Czasami trzeba pozbyć się godności dla świętego spokoju. A mimo to, nawet jak chciała Całka musiała ugryźć się wewnątrz pyska i rozerwać go odrobinę aby z jej oczu pociekły łzy, kiedy tylko Bruno raczył wznowić swoje ruchy z nowo znalezioną siłą. Tym razem siła jego uderzeń byłaby na tyle silna aby sama wyrwać słoną ciecz z oczu Całki. Ta jednak wolała uczynić to sama. Do przedstawienia zdecydowała się dodać ciche skiełczenie. W głębi serca jednak czuła się taka zażenowana. Byłaby w stanie to wytrzymać. Pobicie? Gwałt? W pewnym sensie tylko błahostki , które pozostaną z nią gdzieś tam w umyśle jak każde inne wspomnienie. W jaki sposób jej zaszkodzą? Kto ją tam wie. Jedno było pewne. Jak jej nie złamią, albo nie pomyślą że ją złamali, być może żywa nie wróci do rodzeństwa. Bruno przycisnął się do jej ciała z sapnięciem. Jego penis zadrgał w Całce nieprzyjemnie, kiedy basior dał upust swoim potrzebom złączając ich w nieprzyjemnej sytuacji i dalej trzymając przy ziemi, nisko, silnie, pomimo ze ona sama niewiele miała sił aby protestować, szlochając  cichutko dla dodatkowego dramatu. W rzeczywistości nic tylko czyta nienawiść i złość buzowały w jej krwi. Zbezcześcili ją. Zgwałcili. Oh… A cóż to? Nowy cel otworzył się przed Całką, pełen czystego pragnienia zemsty. Zapłacą jej za to, kiedy tylko Całka złapie szansę. I będą wtedy cierpieć katusze jakich nawet bóg niezdolny jest zesłać.
— No i proszę, proszę.  — Strzyga zamruczała zadowolona widząc jej krokodyle łzy. — Brawo Bruno. W końcu dobra robota. —
—Dziękuję. Czysta przyjemność —
—Dla ciebie z pewnością. — Strzyga zacmokała nad zmęczoną Całką. — Oby to cię nauczyło pewnej lekcji. — Strzyga zaśmiała się z grymasu jej bólu kiedy Bruno bezczelnie opuścił jej ciało. Całka spojrzała w oczy Strzydze, która jakby na chwilę zmarkotniała, bowiem w oczach Całki paliła się iskra. Iskra zaparcia. A potem nie paliło się nic, kiedy oczy się zamknęły w cichym ratunku nieprzytomności.

Dobra… Skończyłam tirgger … ;-;

Całka przebudziła się w jaskini medycznej, jej siostra u jej boku. Noc zapadła na zewnątrz, a zatem nie było je przynajmniej jeden dzień. Całka podniosła głowę z posłania, jej ciało bolało i skrzypiało z każdym ruchem, a mimo to wadera nawet nie mrugnęła. W jej piersi nadal tlił się ogień nienawiści.
—Pi. — Całka przetrąciła łapą swoją siostrę, która niechętnie uchyliła powieki, aby potem rozbudzić się porządnie.  — Słuchaj uważnie. Kiedy tylko wydobrzeję odrobinę… Idziemy. — szepnęła rozglądając się. Nikogo nie było.
—Jesteś pewna.. ty.. —
—Cicho… Wiem.  — Całka zaparła się na przednich łapach i rozciągnęła odrętwiałe kości krzywiąc się z tępego bólu jaki ją przeszedł. — Nie martwmy się tym teraz. To co jest ważne… wejdziemy od najwyższych szczytów. Prosto ścieżką, aż do rozwidlenia gdzie nie skręcamy tylko brniemy w las. Tam będą pułapki, śmierć i odpowiedzi. — wadera wbiła oczy w siostrę, która pokiwała ze zrozumieniem.
—Rozumiem. Ale zanim cokolwiek to musisz wydobrzeć, a to może potrwać. Mam wrażenie, że Szafira i Strzyga pakują w ciebie coś czego działania nie znam. —
—Wiem. Czuję to w umyśle. Próbuje nadal mnie omamić, jakby to miało działać. — Całka prychnęła rozbawiona. —Zemszczę się jak wrócimy. —
—Co dokładnie się stało…. —
—Nic wartego waszej pamięci. Nic wartego mojej pamięci. Nic…— Całka odparła kładąc się powrotem. Czuła się pewniejsza, silniejsza. To był jej cel. Miała ich teraz dwa, a więc dwa razy więcej zaparcia aby przeżyć.

 

<Pi?Mediana?Sigma?Całka?>

 

 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz