Armanii podnosząc się z ziemi poklepał łapą moje prawe udo i ruszył w stronę wyjścia w którym minął się z kimś bardzo dobrze mi znanym... Odprowadzając Samca wzrokiem rozpoznałem stojącą w progu Keylin pod postacią Lykanki? ~Bez jaj.. -Mruknąłem pod nosem wlepiając wzrok przed siebie czując jak sierść na karku zaczyna stawać mi dęba, narastająca wściekłość kroczyła wzdłuż kręgosłupa aż do nasady ogona. Westchnąłem po chwili przypominając sobie jak opowiadała Emerald to jakby przeciętna Wadera dałaby radę donieść tutaj moje tak osłabione cielsko? Opierając łapy na legowisku zwiesiłem łeb bijąc się z własnymi myślami... z jednej strony miałem do czynienia ze zdradą i śmiercią a z drugiej odczuwałem brak najdroższej mojemu sercu przyjaciółki.. ~Keyli.. ~Salvato... -Podchodząc bardzo ostrożnie w moją stronę przyciskając łapy do piersi wyszeptała moje imię w tej samej chwili w której ja zacząłem robić dokładnie to samo z imieniem Lykanki.. Gdy zbliżyła się o jeszcze kilka kroków dojrzałem spływającą po jej prawym policzku łzę, powieki były mocno zaciśnięte. Serce waliło samicy jak szalone, ciało drżało. Była aż tak poddenerwowana spotkaniem ze mną? Coś właśnie wtedy we mnie pękło.. uświadomiłem sobie, że dzięki niej żyje. Gdybyś chciała mojej śmierci to nie pomogłabyś mi prawda? Pytając samego siebie wstałem z posłania i podszedłem do Lykanki układając jedną łapę na jej ramieniu a drugą otarłem spływające łzy z policzka. Zbliżając pysk do kufy Key, złożyłem czuły pocałunek na czole przyjaciółki by następnie mocno ją do siebie przytulić..
~Keylin.. przepraszam.. proszę wybacz mi to jakim zimnym do szpiku kości draniem w stosunku do Ciebie byłem..
Samica nie wypowiadając żadnego słowa, upuściła skórzaną torbę z asortymentem Armanii'ego na ziemię i ku mojemu zdziwieniu wtuliła się we mnie. Całkowicie oddała się chwili. Głośny szloch zaczął zamieniać się w spokojny oddech, serce spowolniło swoją pracę zmieniając się w hipnotyzujący, zrelaksowany rytm.. drżące ciało uspokoiło się. Subtelny uśmiech pojawił się na moim pysku czując tak niesamowitą zmianę.. Układając ostrożnie obie łapy na talii Samicy, wsuwając swojego nochala pod brodę Key uniosłem pysk lekko ku górze by móc spojrzeć Jej w oczy. Na pysku Lykanki niemal natychmiast pojawił się rumieniec, kładąc uszy wzdłuż łba wymruczała cicho..
~A Ty będziesz w stanie wybaczyć mi to... co ja uczyniłam? Tobie.. twoim bliskim..
Oczy Samicy ponownie naszły łzami, błyszczały niczym tafla wody która odbijała nocne promienie księżyca w pełni.. Nie chcąc przerywać tak wyjątkowej chwili jakimikolwiek słowami, przymknąłem ślepia i zbliżając swój pysk do pyska Samicy, złożyłem na nim czuły pocałunek... ~Oh?! -Jęknęła zaskoczona. Zaciskając mocniej ślepia po chwili oddając pocałunek. Machnąłem mocno matowym ogonem na boki zdradzając się przed Samicą jak bardzo brakowało mi jej osoby. ~Salvatore.. wybacz.. chciałabym, ale niestety nie po to tutaj jestem.. -Lykanka wyszeptała wolno odsuwając swój pysk od mojego, uszyska mając przyklejone wręcz do kufy, ułożyła prawą łapę na lewym boku mojej szyi spoglądając na leżącą na ziemi skórzaną torbę.. ~Jasne rozumiem, przyszłaś zająć się moimi ranami... -Uśmiechając się delikatnie do przyjaciółki, nachyliłem się i podniosłem torbę z medykamentami które przygotował Armanii. Wystawiając łapę przed siebie, wskazałem Key miejsce gdzie wygodnie będzie wykonać powierzone jej zadanie. Siadając swobodnie na kamiennym posłaniu, ułożyłem torbę obok siebie i zacząłem spokojnie rozwijać opatrunki które miałem na sobie, Keylin w tym czasie zajęła się szykowaniem świeżych. Jakiś czas później samica stanęła za moimi plecami, w łapach rozcierała bezbarwną maść od której odchodził bardzo relaksujący zapach rumianku.. czując delikatny dotyk Lykanki przymknąłem ślepia. Otwierając oczy chwilę później, ujrzałem przed sobą ciemność.. stałem w wodzie po kostki pośrodku niczego.. żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Ruszyłem wolno przed siebie. Stawiając czujnie za sobą kilka kroków, dostrzegłem malutką wysepkę w którą wbita była włócznia. Podchodząc bliżej zdałem sobie sprawę z tego, iż jest to ta sama włócznia którą pozbawiłem życia samego Ulfric'a... Podchodząc bliżej, uniosłem łapę i chwytając za trzon wyciągnąłem ją z ziemi. Przeciągając wolną łapą wzdłuż broni uśmiechnąłem się szelmowsko czując jak wygodnie leży w chwycie.. zwracając nadgarstek w prawą stronę zacząłem wykonywać wprawne obroty owym przedmiotem. Kilka próbnych machnięć w lewo, następnie w prawo. ~Jest doskonała.. -Wyszeptałem układając włócznie na obu łapach zaczynając podziwiać jej każdy cal. Strzygnąłem uchem słysząc wyraźne kroki, z każdą sekundą były coraz bliżej mnie... chwytając broń w prawą łapę schowałem ją za plecami równając włócznię ze swoim przedramieniem. Wilki... zaczęły pojawiać się znikąd, okrążając mnie z każdej strony, wolnym krokiem z każdą sekundą zmniejszały dzielący nas dystans. Jeżąc sierść na karku nie miałem zamiaru czekać... Musiałem uderzyć.. Uginając lekko dolne łapska w kolanach podskoczyłem, szybując kilka metrów w górę, wykonując w powietrzu obrót w przód chwyciłem za koniec broni. Gdy zbliżając się do wody przy opadaniu, zamachnąłem się łapskami w dół na tyle ile mogłem najmocniej, uderzyłem włócznią na płasko w taflę wody co spowodowało ogromny wstrząs. Powstająca fala wyrzuciła w powietrze kilka niczego nie spodziewających się osobników. Nie tracąc czasu poprawiłem chwyt na broni i cisnąłem nią w nieszczęśnika który był najwyżej w powietrzu. Podbiegając do wilka który wolno podnosił się z upadku, wskoczyłem mu na bark i jednym zwinnym susem odbiłem się ponownie szybując w powietrze, pechowca pod wpływem swojej masy ponownie posyłając do parteru. Będąc w powietrzu wykonałem beczkę z obrotem by ułożyć się w pozycji nożyc, zbliżając się wystarczająco blisko do basiora odchyliłem prawą dolną łapę mocno do tyłu i wykonałem cios. Kończyna na wysokości piszczeli trafiła samca prosto w kark przerywając rdzeń... bez ducha runął w dół. Lądując na podłożu pokrytym wodą, chwyciłem za włócznie. Wyciągając ją z truchła poległego osobnika, zamachnąwszy się nią mocno nad łbem i drastycznie obniżając trajektorię lotu ostrza, podciąłem wilka który biegł w moją stronę. Marszcząc wściekle nos ponownie zakręciłem bronią w kierunku upadającego basiora... pierwszy cios, drugi, trzeci... Odrzucając broń w bok doskoczyłem do ledwo żywego przeciwnika. Zaciskając łapę w pięść wykonałem miażdżące uderzenie w kręgosłup, które było tak silne, że cielsko dogorywającego osobnika odbiło się od tafli wody umożliwiając mi złapanie go w powietrzu. Trzymając basiora za gardziel przeniosłem swój wzrok na lekko trzęsącą się lewą łapę... Jednym szybkim ruchem tak jak to uczynił Ulf wbiłem łapę w klatkę piersiową przełamując żebra. Chwytając za serce wyrwałem je słysząc specyficzne mlaśnięcie, czując przy tym dziką rządzę i satysfakcję.. ~Salvatore? Sal? stało się coś..? Odpowiedz mi proszę.. Ocknąłem się raptownie, otwierając szeroko ślepia dostrzegłem Keylin. Lykanka klęczała na przeciw mnie, z troską w oczach gładziła swoją delikatną łapą mój pysk.. ~Powiedz mi proszę co widziałeś, wyglądałeś jakbyś był w transie.. -Wyszeptała skupiwszy całą uwagę na mnie. ~Keylin, włócznia która została na polu bitwy... -Spojrzałem na przyjaciółkę i zacząłem opowiadać co zobaczyłem, krok po kroku i ze starannością by nie pominąć najmniejszego detalu. Gdy skończyłem opowiadać, samica zajęła wygodnie miejsce u mojego boku. Chwyciła moją łapę w swoją i zacisnęła, czule i głęboko spoglądając mi w przejęte ślepia.. ~Chcesz iść ze mną prawda? Oczywiście, że nie dasz mi załatwić tego w pojedynkę.. -Wymamrotałem przewracając ślepiami.. ~Jestem Tobie to winna Sal.. koniec dyskusji. -Wyszeptała poruszając lekko ogonem na boki.. ~Jesteś mi to winn... ?! -Nie byłem w stanie dokończyć swojej wypowiedzi gdyż poczułem jak delikatne wargi Lykanki dotykają mojego pyska.. mimowolnie uszyska stanęły na sztorc a ogon zjeżył się, przez całą długość kręgosłupa przeszedł mnie błogi dreszcz.. ~Za co to? -Mruknąłem otulając pysk ozorem, spoglądając na samicę, zacząłem odczuwać drastycznie narastające pożądanie w stosunku do niej.. Obnażając kły w szelmowskim uśmiechu, ułożyłem łapę na udzie Key. Zbliżając kufę do jej ucha wyszeptałem, że pragnę ją tutaj i teraz... W odpowiedzi Key złapała mnie za pysk i zaśmiała się uroczo. ~Głupku przestań.. jesteś niemożliwy, ale muszę przyznać że kusząca propozycja i potrafisz wyczuć moment. Jednak Emerald prosiła byś wpadł. Armanii ma do Ciebie sprawę.. -Zamknąłem ślepia biorąc głęboki wdech, pokiwałem potwierdzająco łbem. Wstając z legowiska ucałowałem przyjaciółkę w czoło i udałem się by opuścić grotę... sfrustrowany rozłożyłem łapy na boki dociskając pazury do ścian, wychodząc z wnętrza pozostawiłem po sobie głębokie rysy.. ~Niszcząc mi taką noc Aron.. mam nadzieję, że sprawa będzie w ogóle warta świeczki.. bo jeżeli nie. -Warknąłem pod nosem zaciskając mocno łapę w pięść. Ruszyłem w stronę jaskini gdzie przebywała Przywódczyni wraz z kilkoma osobnikami. Zmniejszając dystans do straży usłyszałem jak przywódczyni kłóci się z Aronem na temat wyjątkowo niebezpiecznej wyprawy? Skinąłem łbem do wartownika, który natychmiastowo odsunął się na bok przepuszczając mnie przez wejście. Wchodząc do środka, rozejrzałem się po zebranych wolnym krokiem podchodząc do bardzo starannie wystruganego okrągłego blatu stołu. ~Witajcie. W czym mogę wam pomóc? -Mruknąłem oczekując wyjaśnień owego spotkania.. ~Salvatore... -Emerald uniosła się ze swojego siedziska, podchodząc do stołu na którym rozłożyła dość sporą mapę pobliskiego terenu. Wskazując palcami na poszczególne miejsca wyjaśniając, iż chodzi o wyjątkowo wzmocnioną aktywność ludzi... przenosząc palce na odleglejszy punkt na mapie zaznaczyła placówkę badawczą która jest oddalona o 3 dni marszu na południe, dodatkowo może być źródłem owej aktywności. Dodatkowo wspomniała o zaginionym łączniku który miał na polecenie Arona wykraść pewien przedmiot, niestety od kilku dni nie byli w stanie się z nim skontaktować. Przywódczyni wskazując łapą na zebranych osobników w jaskini wyjaśniła, że zostanie przydzielony mi zespół tropiący który doskonale orientuje się w terenie by bezpiecznie doprowadzić nas w pobliże placówki. Pokręciłem łbem nie zgadzając się z propozycją Emerald, tłumacząc iż potrzebuję do tego zadania kogoś komu ufam.. bez wahania wspomniałem o Keylin. Unosząc jedną brew ku górze i krzyżując łapy na torsie spojrzałem na mistrza medyków dając tym samym do zrozumienia, że będzie niezwykle cennym sojusznikiem podczas tej wyprawy.. ku mojemu zdziwieniu Aron zwrócił się w stronę przywódczyni czekając na wydanie decyzji. Emerald westchnęła spoglądając na mnie wzrokiem poważnym jakiego nie widziałem od czasu kiedy tutaj jestem, wspominając, że teraz los jej najlepszego i najbardziej zaufanego medyka będzie spoczywał na moich barkach. Układając łapę na lewej piersi skłoniłem się, zapewniając że dołożę wszelkich starań by wrócił cały i zdrowy, wraz z informacjami jakich oczekują od wielu dób. Samica przytaknęła łbem, machnęła łapą w geście rozejścia się skoro wszystko zostało dogadane. Zwracając się w stronę wilkołaka powiedziałem by wrócił do siebie i zabrał ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszamy nim wzejdzie słońce, następnie kazałem posłać po Keylin.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz