To, co działo się z nim po utracie przytomności, pozostało dla Miguela zagadką. Wiedział tylko, że przez pewien czas był świadkiem mary sennej, która bezdusznie przypomniała mu makabryczne obrazy. W pewnym momencie czuł, że wśród tych przeklętych obrazów, wędruje głos. Lecz czyj? Miguel nie słyszał nigdy wcześniej ów głosu. Zaczął się zastanawiać, czy może to ta, której wszyscy się lękają? Czy w tle jego życie komentuje sama śmierć? Jednakże głos ten nie zdawał się mieć mrocznego odcienia. Wręcz przeciwnie. Głos ten był delikatny i kojący. W pewnym momencie samiec miał wrażenie, że zrozumiał coś, lecz jego pamięć w chwilę postanowiła ów słowa oddalić. Nie był pewny, jak długo ciągnął się ów koszmar, lecz w pewnym momencie zaczął widzieć światło. Światło, które nasilało się z każdą chwilą. Głosy stały się wyraźniejsze, lecz wciąż zdawały się mieć ton niczym melodia. Jedno słowo udało mu się rozpoznać i to właśnie ono najprawdopodobniej wcześniej oddaliło się w niepamięć.
„Runa”
Samiec otworzył oczy. Był to powolny ruch, któremu towarzyszył ból, narastający z każdą chwilą. Gdy świat wydał się mu już mniej niewyraźny, spojrzenie jego brązowych ślepi padło na waderę przed nim. Drobna, lecz niezwykle urocza waderka właśnie stała obok niego. Miguel zmusił się, by unieść łeb nieco. Syknął, czując ból, a ów samiczka odwróciła się w jego kierunku.
- Obudziłeś się.- jej cichy głos wydał się samcowi znajomy. Może to jeden z tych, które otaczały go wtedy, gdy śnił?
- Gdzie ja... - urwał, czując zawroty głowy. Jednakże zacisnął kły i pokręcił głową. - Gdzie ja jestem? - spytał cicho, a głos zdradzał obecny przy wymowie ból.
- W jaskini medycznej. Byłeś mocno poturbowany. Poczekaj, pójdę powiedzieć Delcie, że się obudziłeś. - powiedziała cicho i udała się w nieznanym mu kierunku. Miguel znów opuściła głowę na łapy.
~ Tak cholernie boli ~ pomyślał zrezygnowany. Skrzywił się i machnął ogonem. Ten czyn także wywołał falę bólu.
~ Czy chociaż jedna część mojego cholernego ciała może nie boleć?! ~ pomyślał zrezygnowany, lecz ów myśl była bliska, by wykrzyczeć ją z bezsilności. Dlaczego wtedy dał się ponieść emocjom? Czemu nie zawinął tyłka i nie uciekł od razu? No tak... On nie ucieka. On jest upartym idiotom, który często najpierw robi, a potem dopiero później myśli.
- Obudziłeś się. To dobry znak, ale i tak należy mieć na ciebie oko. - usłyszał. Odwrócił głowę w kierunku głosu. Zauważył wilka o niewielkim wzroście, błękitnej śmierci i wianku z kwiatów, który zrobił jego głowę. Niecodzienny widok, który zrodził myśl, że Miguel musiał umrzeć.
- Umarłem? - spytał bez ogródek.
- Nie, ale bardzo się starałeś. - odparła samiec, który miał najprawdopodobniej na imię Delta. Miguel zauważył, że zaraz za nim stała wadera, którą zobaczył zaraz po odzyskaniu przytomności.
- Ta... Mam za swoje. - mruknął brązowooki.
- Nie wykonuj jeszcze gwałtownych ruchów. Rany nie zagoiły się w pełni. - odparł medyk, zbliżając się do Miguela. Ten zaś mruknął niezrozumiale, że zgadza się z jego słowami.
- Cholernie boli. - jęknął po chwili z bólu.
- Nieźle się urządziłeś. - odparł medyk, a Miguel prychnął na te słowa.
- Zachciało mi się zemsty. Dam na watahę wilków. Jak wielkim idiotom trzeba być?
- Masz szczęście, że znalazły cię szczeniaki. Gdyby nie one wykrwawiłbyś się. - odparł Delta, a jego spojrzenie padło na Runę. Miguel także na nią spojrzał i zmusił się do tego, by podnieść łeb. Pochylił głowę z wdzięcznością.
- Dziękuję ci. Jestem pewien, że musiałaś być przy mnie w pewnym momencie. Kojarzę twój głos. - odparł, gdy wciąż miał pochyloną głowę. Po tych słowach dopiero ponownie spojrzał na samiczkę. Ona zaś niepewnie spoglądała to na niego, to na Deltę.
- Jak się teraz czujesz? Wiem, że wciąż doskwiera ci ból.
- Mam też zawarty głowy. - odparł niezbyt chętnie. Czuł się źle, z tym że musiał wyjawiać swój obecny stan, który zdradzał jego słabość w tej chwili. Lecz przecież chodziło tu o jego zdrowie, prawda? Nie powinien spoglądać na to, jak na przesłuchanie w celach zapoznania słabych punktów, które później zostaną wykorzystane przeciw niemu. Rozmawiał z medykiem, który chciał mu pomóc.
- Nie jesteś stąd, zgadza się?
- Tak, ale nie mogę powiedzieć, że należałem do watahy, nie byłem też całkiem samotnym wilkiem. To... Długa historia... - mruknął Miguela, znów zanurzając łeb między łapy.
- Będzie jeszcze czas na to. Teraz powinieneś odpocząć. - oznajmił Delta. Miguel westchnął. Nie lubił „nic nierobienia". Czuł się wtedy bezużyteczny. Delta skierował się do jakichś półek. Możliwe, że poszukiwał jakichś ziół, lecz Miguel ani trochę się na tym nie znał. Zamiast tego spojrzał na Runę, które zdawała się chcieć już opuścić to miejsce.
- Hej mała. - powiedział cicho, a waderka spojrzała na niego niepewnie. - Dzięki za wszystko. - odparł i znów przymknął oczy.
Bleu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz