- Nie sądzisz, że to dość duże ryzyko przychodzić tu do mnie? - czyste i wyraźne słowa Hyrina popłynęły przez ciszę.
- Wciąż upewniasz mnie tylko, że mianowanie cię generałem nie było głupotą. - Agrest uśmiechnął się blado, kilkoma delikatnymi ruchami podsuwając pod siebie chwiejne, tylne kończyny, by spróbować wyprężyć pierś i usiąść jak przywódca. Ku sprostowaniu: nie, nie był to jeszcze czas, gdy czułby się tak, lub chociaż wyglądał tak bez wzbudzania wątpliwości.
- Jaki powód był wart takiej lekkomyślności?
- Tym razem nie chodzi o... to. Tamto. - Alfa w oszczędnym zrywie drżącego pyska skinął na wyjście z groty, choć, jak łatwo można się domyślić, nie o samo miejsce mu chodziło, a o dobiegające ich przez nie, z oddali, echa okrzyków, kolejnych poleceń wydawanych wojsku na manewrach. A być może nie o nie, a o kryjącą się za nimi, pełną goryczy myśl: zbliżała się wojna.
- Z czym więc przychodzisz, Agreście? - brak wyraźnej, bijącej z tych słów niecierpliwości, wyjątkowo nie wprowadzał w błąd. Generał wydawał się Agrestowi szczery; a być może po prostu takim wilk bardzo chciał go widzieć, w zestawieniu z doniosłym stanowiskiem, na którym własnoręcznie osadził go przed kilkoma dniami.
- Rozpoczęło się śledztwo w sprawie zabójstwa Kary. Wiesz, o czym mówię, prawda? - zapytał nieśmiało, lecz przerwał, wciąż jeszcze skołowany na tyle, by nie być pewnym, jakie pytanie w tej nowej rzeczywistości, zadane któremu z członków watahy, mogło wydawać się głupim, a jakie zasadnym. - Jak nam wszystkim, zależy mi na tym, by szybko i skutecznie je rozwiązać. Nie pytaj proszę, dlaczego przychodzę z tym do ciebie... - być może tymi słowy wyprzedził nie tylko pytanie rozmówcy, ale i jego myśli. Sam podłapał je jednak tak łapczywie, jakby było kawałkiem świeżego mięsa w spalonym lesie. - Po prostu mam powody, by uważać, że to ty, generale, a nie nikt inny, masz serce i moc, aby dopilnować jego biegu.
Wysoki basior uważniej przyjrzał się przywódcy, nie zdradzając ani namysłu, ani żadnych emocji.
- Twój brat jest śledczym. Prace nad tą sprawą zaczęły się, a on im przewodzi.
- Właśnie... tak. - Na pysku alfy w ułamku sekundy mignął niedostrzegalny grymas. - Czy mogę liczyć na twoje czujne oko? Mimo wszystko i poza wszystkim?
- Mitriall. Chodzi o sprawę Kary.
- O sprawę Kary? - powtórzyła bezmyślnie, co z jakiegoś powodu przywiodło mi na myśl wykorzystywane czasem przez przesłuchiwanych próby zyskania dodatkowych sekund na wymyślenie błyskotliwego alibi. Zamknąłem oczy; otworzyłem oczy. Byłem zmęczony.
- O sprawę Kary - wycedziłem, w myślach zaciskając pazury na własnej tchawicy, w desperackim odruchu zduszając w sobie chęć przedrzeźnienia wadery. Panuj nad sobą, Szkło. Towarzyszu plutonowy. - Przede wszystkim, chciałem zapytać o wszystkie wskazówki, jakie dostałaś od przełożonych.
- Ja, jakich... - Ślepia wilczycy rozszerzyły się do niewyobrażalnych rozmiarów i obdarowały mnie jeszcze bardziej enigmatycznym spojrzeniem. A ja znów, jeszcze żarliwiej zebrałem siły, by nie pokazać jej swojego podenerwowania. Nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli, że i tak krążyło go już wszędzie wokół mnie zbyt dużo. - Wszystkie?
- Tak, Mitriall. - Mój głos brzmiał tak ohydnie beznamiętnie, że byłem już niemal pewien, że wilczyca ma mnie nie tylko za oszalałego z wściekłości, ale i za skończonego chama. Trudno. - Potrzebuję dowiedzieć się, co o śledztwie mówili i mówią Hyarin, Agrest, stratedzy, ktokolwiek, kto jeszcze może chcieć czuć się tu królem.
Szczęśliwie byłem na tyle wyrozumiały dla nas obojga, że zdołałem darować sobie sztywne „Jeśli jednak zmieniasz zdanie i jesteś zmęczona, wrócę z tym pytaniem później”.
- Pojmuję. - Wilczyca opamiętała się do pewnego stopnia, na tyle skutecznie, że nie posądziłbym jej już o bycie wytrąconą z równowagi bardziej, niż reszta z nas.
- Zatem?
- Daj mi chwilę, proszę. - Przechyliła pysk, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. - Dlaczego zwracasz się do mnie z tym pytaniem akurat dziś?
- Miałbym czekać? Czy nie daj losie przybiec w dzień rozpoczęcia śledztwa?
- Nie, nie, źle mnie zrozumiałeś.
- Zatem?
- Theodore stwierdził, że należy połączyć przesłuchania w sprawie z przesłuchaniami poprotestowymi. Według niego mamy zbyt rozstrzelone siły. Czy jakoś tak.
- Uwielbiam, gdy ważne jednostki przekraczają swoje kompetencje - rzuciłem kąśliwie na gwałtownym wydechu. - Ale tym razem ma rację. Tak zrobimy. Nie możemy rozbijać na dwa zupełnie niezwiązane ze sobą śledztwa śledztw, które prawdopodobnie mają ze sobą punkt wspólny... i to być może ważny. Pozwolę sobie dodać to od siebie, jako śledczy najwyższy stażem - zakończyłem szybko.
- Co ciekawe, generał był temu przeciwny. Wczoraj słyszałam od Ry'a, że zarządził, aby przenieść dokumenty śledztwa do głównej sali, żeby przez cały czas pozostawały w puli codziennego dostępu.
- Dlaczego nas o tym nie powiadomiono?!
- Zapytaj syna - odparła sucho.
- Na szczęście moje słowo jest tu ostateczne - oznajmiłem głosem jak ubity grunt, bezbarwnym, lecz nieprzejednanym. - Czy to wszystko?
- Wydaje mi się, że tak. Szkło...
- Dobrze. Muszę wszystko zaplanować. Po prostu. Stąd to pytanie. Na jutro mieliśmy zaplanowaną wizję lokalną, ale mamy dużo pracy, Mitriall. Opinia naszego stratega tylko mnie w tym utwierdziła. Muszę prosić ciebie i Ry'a o pomoc podczas manewrów, chodzi o eskortę szeregowców w pobliże rzeki i stanie na straży na miejscu, podczas ćwiczeń. To powinno być zadanie zwykłych strażników, ale sytuacja na granicach jest tak napięta, że nie ma mowy o odrywaniu ich od swojej pracy. A tym bardziej oznacza to potrzebę przyśpieszenia z doskonaleniem naszego wojska.
Stabilna postawa. Trochę rozbiegany wzrok. Nie zdradzał ani jednej myśli.
Nie wiedziałem, czy dobrze robię. Gdzieś w środku, w trzewiach, czułem, że nie; i na tym nieprzyjemnym uczuciu postanowiłem na razie poprzestać. Co powinien zrobić wilk, który przed laty, jako ledwie podrostek doprowadził przed oblicze sprawiedliwości własnego ojca, mordercę i był współodpowiedzialny za wydanie na niego odpowiedniego wyroku?
Czy nie to samo powinien i chciałby zrobić z... własną córką? Oczywiście, to właśnie podpowiadało mi niezmiennie obecne pragnienie sprawiedliwości. Tym razem jednak świadomie tłumaczyłem sobie jego ślepotę. Ciri nie była bezwzględnym złoczyńcą, który szukał sobie kolejnych ofiar i z przyjemnością patroszył je za życia. Oczywiście, że nie była. Nikogo więcej nie zabije. Czy jestem tego pewien?
Ale jej wyrok również byłby adekwatny do czynu. Czy odciągając go nie staję się współwinny?
A może podczas wojny naprawdę nie powinniśmy skupiać się na prywatnych sprawach? Bez wątpienia, to poświęcenie w imię wyższego dobra.
A może wyraz mojej własnej słabości? Czy nie powinienem jak najszybciej ująć Ciri i umożliwić osądzenie jej? Kolejną sprawę doprowadzić do końca. Ku pamięci zmarłej.
Po trupach. O kogo troszczę się w tej chwili? O sprawiedliwość, czy o swoje dobre imię? Uznanie?
Poczekaj, Szkło. Taka decyzja wymaga czasu. Środków, których nie masz zbyt wiele.
Wybacz mi, Ciri. Nie zdołam dźwigać tego ciężaru przez długi czas. Chociaż nikt nie wie tak dobrze jak ja, że nie zasługujesz na wyrok, który czekałby mordercę.
< Mitriall? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz