Szczęście jest pojęciem ciężkim. Albo trudno je zdefiniować albo całkowicie wybiega poza możliwości definicyjne. Trudno się je osiąga i trudno się do niego dąży. Złudzenia, przyjemności, łzy, zamykanie się we własnej beznadziei i bólu zawsze jest i będzie łatwiejsze. I tak jak pnięcie się w górę wymaga ogromnej pracy, tak spadnięcie w dół to czasami tylko jedno spojrzenie, jedno wspomnienie, jedna sekunda nieuwagi na drodze. Zbudować ciężko, zepsuć łatwo. Zbyt łatwo jest zsunąć się do punktu wyjścia, do ciemnej otchłani bierności i wątpliwości, które bolą jak palenie żywcem.
Na co więc tyle trudu?
Po co, dlaczego?
Czy góra naprawdę ma tak wiele do zaoferowania jak to wygląda z samego dna?
Mi się tu podoba. To moje dno.
***
Hiekka wstał niedawno, tuż po świcie, obudzony skrzekiem mew, które próbowały wydziobać z niego co nieco dobrego. Nie pamiętał zbyt wiele. Przypomniał sobie otwary ocean, sztorm i fale wielkie jak góry. I on, ziarenko piasku na skleconej ze spróchniałego drewna tratewce, która mogła rozpaść się w każdej chwili. Pamiętał błyski błyskawic i wrzask wiatru w uszach. Potem lodowaty ocean na skórze. Światło błyskawic wyglądało pięknie, rozbite w filarze ciemnogranatowej wody. Potem już niczego nie zobaczył.
Przesunął łbem po mokrym piasku i spojrzał na kłębowisko ptaków, a dokładnie na jedną wyjątkowo otyłą, szarą mewę.
- Hej, Luis.- Chrypka nie opuszczała jego głosu- Myślałeś, że już nie wstanę? Przeżyłem. Mówiłem, że ocean ma mnie w swojej opiece.- Zakaszlał, gdy poczuł, jak jego gardło wyschnięte było na wiór.
Ze zmęczonych płuc wydarł się histeryczny śmiech, a mewa spojrzała na niego z głupkowatym wyrazem dzioba. Wzbiła się w powietrze i zlała się w chmurze identycznych sobie ptaków. A może Luis to była inna mewa, pomyślał. Ach, wszystko jedno.
***
Mam zbyt wiele swojej krwi na rękach, niemało krwi ludzi, którzy byli mi obojętni i którzy byli moim całym światem. Tych, na których szczęściu najbardziej mi zależało. Czasami mam wrażenie, że co nie zrobię to jest coraz gorzej. Skończyło się więc na tym, że nic nie robię.
***
Nie wiedział dokąd idzie, ale łapy prowadziły go w głąb lasu, do cienia, do słodkiej wody. Głowa pękała mu od odwodnienia, była jak napchany ciśnieniem balon, który pęknie lada chwila. Obraz przed oczami fragmentaryzował się i rozmazywał w niesprecyzowaną, burą papkę barw.
Nawet nie zdążył się ucieszyć, że znalazł wreszcie jakieś jezioro, bo wpadł do niego tak szybko, jak zdążył zasłabnąć. Chlapnął pyskiem w mieliznę chłodnej, brudnej wody, wzbijając tuman śmierdzącego mułu. Minuta, dwie. Minęło trochę czasu zanim ktoś go znalazł i szarpnął za kark.
- Chryste, żyjesz? - Usłyszał głos jak przez szybę. Młoda wadera.
Wykaszlał z płuc trochę jeziora i osunął się na plecy.
- Nie powinno cię tu być. Nie jesteś stąd.
Nie nie odpowiedział, był zbyt zajęty delektowaniem się tym kojącym, rozpierającym uczuciem, gdy o włos umkniesz śmierci. Gdy tylko twój oddech szatkuje ciszę.
- Całka, pospiesz się, nie mamy całego dnia!
Inna wadera stała nieopodal. Może nawet by spojrzał, ale spod przymkniętych powiek i tak by nic nie dostrzegł.
- Przecież wiem, ale co ja mogę przyspieszać? Przecież widzisz, że nie odpowiada.
- Bo z nimi to trzeba krótko.- Usłyszał kroki.- Za mordę i gadaj przyjemniaczku!
Czyjeś łapy szarpnęły go za ramiona.
- Pinezka!
- No co?
- Zostaw go lepiej, wiesz? - Głębszy głos westchnął.- Trzeba go aresztować. Nie wiemy kto to i pojawia się nagle w środku watahy? Nie uważasz że to podejrzane?
Spojrzał spod zwężonych powiek na latającą waderkę o kolorowej grzywce, która aż zaniemówiła z przejęcia.
-...Sugerujesz, że jest szpiegiem, tak? Wiedziałam.
- Mówię tylko, że to niewykluczone. Chociaż…- Mlasnęła.-Nie wygląda na jakiegoś wyjątkowo kompetentnego.
Obie zwróciły się w kierunku nieznajomego.
- Myślisz, że nas słyszy?- Kolorowa syknęła jej do ucha.
- Nie wiem. Wygląda jakby znowu zemdlał.
Oblały go więc chlustem wody z jeziora, przerywając mu tym samym jego błogi, półświadomy trans. Basior wierzgnął i zająknął.
-Żyję przecież, aghh.- Przetarł oczy z błota i piasku.- Skończyłyście?
- Prawie. Teraz nam powiedz kim jesteś i jakie licho cię tu przywlokło.
***
Znałem dobrze to uczucie. Otoczony lodem, tak ciasno się do niego tulę, że zamiast raniącego zimna, które rozszczepia moją skórę, czuję ból tak mocny, aż podobny do przypalania rożżażonym żeliwem. Wszystko staje się siebie warte. Zacierają się granice pomiędzy bólem a bólem, żarem a lodem, gdy wszystko w ostatecznym rozrachunku czuć tak samo dotkliwie. Nieważne, dokąd głupota mnie przygna, zawsze czuć to samo.
***
Odpowiedział im na wszystkie pytania, a dwie strażniczki powoli pozbywały się swoich obaw. Nie mogły przecież podważać, że ten przemoknięty, wychudzony, śmierdzący słonymi glonami i wyglądający jak tysiąc nieszczęść miernota był kimś niebezpiecznym. Zarówno WWN i WSJ nie byli na tyle przebiegli, by tworzyć swoim szpiegom tak wiarygodne alibi.
-Czy mogę prosić o azyl?
-Proszę?
-Azyl, schronienie, glejt na postój. Naprawdę jestem bardzo zmęczony.
- Takie prośby trzeba kierować do władz. - Mruknęła cicho Całka.
- Całka, zabierzesz go?
Wysoka skrzywiła się
-A dlaczego nie ty?
- Bo ktoś musi dokończyć patrol. A tak się składa, że zawsze więcej widzę.- Zarechotała i zwrobiła koziołka w powietrzu.
Całka nie protestowała dalej. Pożegnała strażniczkę, która już zniknęła między drzewami. Wyjątkowo cicho się zrobiło. Rozejrzała się po okolicy, brzeg jeziora wiosną sprawiał wrażenie nader uroczego i zacisznego. Spuściła wzrok na Hiekkę, który nadal leżał plackiem na ziemi. Ten odwzajemnił spojrzenie, zupełnie ignorując wiadomość, którą odczytał w jej oczach. Minęła dłuższa chwila, zanim zdecydowała się go pospieszyć.
-Idziemy?
-Minutka. Przysiądź na moment to zobaczysz, jakie to przyjemne.
Odetchnął głęboko i pozwolił wypełnić się uczuciem, że cały świat nie ma znaczenia, jego życie istnieje tylko w teraźniejszości, a wszystkie ważne sprawy są tak naprawdę śmieszne i bezsensowne. Niezwykły spokój i ulga tak nie dźwigać nic. I nic nie czuć.
(Całka?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz