wtorek, 29 marca 2022

Od Całki CD Hiekki - "Lodowy Żar"

Poranek zdawał się witać słońcem i odrobiną zgrzybiałego zapachu kurzu w powietrzu, podniesionego z udeptanych ścieżek, suchych jak wiór. Deszcz teraz pamiętał tylko ten kto widział słońce, chowające się nieustannie za grubą kołdrą chmur. Powietrze niczym atmosfera wojny chrzęściło w pysku wiórami i kolało w oczy i płuca z każdym kolejnym wdechem. A jednak praca nie raczyła się wykonywać sama. Nawet Całka musiała wstać. Nie. Zwłaszcza ona. Jej rodzeństwo miało swoje własne sprawy, pomijając fakt, że aktualnie te sprawy składały się z leżenia w posłaniu i walką z chorobą oraz latanie po terenach poza watahą w poszukiwaniu dwóch zagubionych nieszczęśników. Długonoga wadera została więc sama w małej norze, która teraz miała dokopane cztery dodatkowe pomieszczenia. Niewielkie, ale wypchane niegdyś kocami, które teraz oddali do jaskini medycznej, zostawiając sobie jakieś szmaty.  Ich własne sypialenki. Chociaż Całka i tak miała w nawyku spać na Sigmie i nikt tego nie kwestionował. Ba! Nawet często spali sobie razem na kupce nawet po renowacji norki. Nawyk radzenia sobie ze stresem i samotnością. W końcu bliskość innych jest istotna.
Całka westchnęła ciężko podnosząc się z zimnego prawie posłania. Jej oczy powoli przesunęły po pustej przestrzeni. Kurz zawisł w promieniach tak rzadkiego słońca, które wdzierało się przez wejście. Byłą sama. Znowu sama. A ilekroć czuła się sama wychodziła wcześniej do pracy co by zapomnieć o nieustannie ciążącym na jej karku obowiązku i stresie. Stresie na które jej świeżo dorosłe serce nie było gotowe. Ale przynajmniej kwiaty zaczynały kwitnąć. Te których zima nigdy im nie pokazała, a teraz raczyła odsłaniać po tak długim czasie. Jej łapy skierowały się do jaskini medycznej. Tam prawie z odległości metrów podano jej rozkaz. Zwiedzić granicę od morza. Cudnie. Nic ciekawego. Ale chwila! Uwaga! Nasza droga samotna i samodzielna wadera otrzymała nieznośnie kolorową i pyskatą towarzyszkę do „pomocy”. Pinezka zakręciła się w powietrzu dołączając do jej boku.
—Czy to ... jest konieczne? — kremowa wadera, córka medyka wysyczała wręcz przez zęby rzucając sztuczny uśmiech w eter. Nie odpowiedziano jej, wiec z pokorą pogodziła się z nieznośnym stworem podążającym u jej boku. Wyjątkowo, chociaż ostatnio mniej i strażnicy mieli za zadanie patrolować granice.
Obie wadery udały się w drogę jaką im wskazano. Oczywiście ich przechadzka nie była za cicha. Pinezka widocznie nie pałała taką samą niechęcią do Całki, jak ta do niej. No cóż. Całka nigdy nie była jakoś mocno zainteresowana przyjaciółmi czy bezsensowną rozmową. Wystarczy że Mediana działała jej na nerwy. A jednak dla własnego dobra wytrzymywała, z cichymi ale nadal irytującymi monologami lewitującej samicy.
—Słyszysz? — w końcu jednak ta przerwała niepotrzebną rozmowę. Obie uniosły uszy w zainteresowaniu i zaalarmowaniu. —Ktoś... się ... pluska? — Pinezka skleciła jakąś średnio sensowną dla Całki tezę. Ale miała rację co do jednego. Z pewności był to dźwięk wody. —Nie ważne. —
—Nie. Nie. Ważne. — Całka powoli skierowała się w kierunku niedalekiego bajorka. Jakieś niewielkie świeże jezioro. Jedno z tych niezapisanych na mapach, a niedalekie od słonych granic nieskończonej głębiny. Chwilę szły słuchając. Plusk co prawda ucichł, jednak im bliżej były tym wyraźniejszy był bulgot. Wyszły spomiędzy przerzedzających się drzew i stanęły... no... stanęła Całka i zawisła Pinezka. Młodsza chwilę przyglądała się sytuacji po czym podeszła bliżej. W wodzie zanurzony może do łopatek w wodzie, leżał wilk. Wadera odetchnęła przewracając oczyma i z niechęcią zanurzyła pysk w mulistą powłokę okalającą nieszczęśnika. Szarpnęła porządnie. Jej siła na szczęście pozwoliła wydobyć wychudzonego ...samca prawdopodobnie. Pinezka jedynie zamruczała coś w tle odlatując niezainteresowana.  
—Chryste żyjesz? — Szturchnęła to truchło łapą. Wilk zakaszlał poruszając się. Ewidentnie. Przeleciało przez myśl Całki. Szkoda. Niesfornie i niepoprawnie, stłumione od razu. Chociaż gdyby to był wróg to nie żałowałaby ani jednej jego kości.
—Nie powinno cię tu być. Nie jesteś stąd. — Całka stwierdziła to jakby nie było to faktem tak oczywistym, że wyłożonym na tacy byłoby za mało powiedziane. Cisza. Cisza. Ha. Małomówny czy idiota?
—Całka, pospiesz się, nie mamy całego dnia! —Pinezka zawyła zjawiając się znowu na brzegu drzew. Adresat tej sentencji jedynie przewrócił oczyma.
—Przecież wiem, — Znalazła się pani idealna. Aż chciało jej się powiedzieć. Na szczęście potrafiła ugryźć się w język — ale co ja mogę przyspieszać? Przecież widzisz, że nie odpowiada.
—Bo  z nimi trzeba krótko — zbliżyła się ledwo dotykając ziemi i mocno chwyciła za ramiona leżącego trupem samca. — Za mordę i gadaj przyjemniaczu!—
—Pinezka! — Ty idiotko! Nawet Całka wie jak obchodzić się ze świeżymi topielcami. Najwidoczniej empatia do poszkodowanego nie należała do mocnej strony lewitującej samicy tego dnia. Była nawet niższa do zawistnej Całki, a to jest jakiś rodzaj porażki życiowej.
—Co? —
—Zostaw go lepiej, wiesz? — westchnęła ciężko. Kolejny wilk do niańczenia. Jakby jej rodzeństwa było jej mało. No... i tego trupa. —Trzeba go aresztować. Nie wiemy kto to  i po co pojawia się w środku watahy. Nie uważasz że to podejrzane? — może odrobina odwrócenia uwagi i jakiś słuszny trop nie spowodują że samica oderwie ręce temu topielcowi.
—Sugerujesz, że jest szpiegiem, tak? — nie... marchewką kurwa. — Wiedziałam! — nie. Nie wiedziałaś.
—Mówię tylko, że to nie wykluczone. Chociaż... Nie wygląda na jakiegoś wyjątkowo kompetentnego— zlustrowała truchło swoimi oczami. Chudy, pewnie odwodniony. Nogi były chude i kościste, że też jeszcze trzymały jego ciało. Mimo to wątpliwości nadal były... jakieś. W końcu... to mogła być... dobra przykrywka?
—Myślisz, że nas słyszy? —
—Nie wiem. Wygląda jakby znowu zemdlał. —
Całka zamlaskała. Jej uszy poruszyły się a wzrok zwrócił ku wodzie. —Myślisz że mogę go tam z powrotem podrzucić. Tak wiesz... na rozbudzenie.—
—Nie... ale woda nie jest złym pomysłem. — Pinezka odszepnęła do niej. Zaraz potem parę porządnych chluśnięć wody zmoczyło i tak morką sierść samca.
—Żyję przecież, aghh! — zawierzgał uchylając w końcu oczy. —Skończyłyście? —
—Prawie. Teraz nam powiesz kim jesteś i jakie licho cię tu przywiało. — Pinezka zarzuciła na swój głos udawany głęboki ton. Całce aż chciało się śmiać z politowania.
Pytania poszły szybko zwłaszcza, że basior zaskakująco mocno z nimi współpracował. To szybko przekonało starszą z dwójki. Całka nadal co do tego pewna nie była.
—Czy mogę prosić o azyl — w końcu padło pytanie. Takie którego Całka nie spodziewała się usłyszeć od tak schłostanego życiem wilka.
—Proszę? — lewitująca przekrzywiła głowę na bok niczym naiwne szczenię.
—Azyl, schronienie, glejt na postój. Naprawdę jestem bardzo zmęczony. —
—Takie prośby trzeba kierować do władz— Całka westchnęła cicho i ciężko. Więcej kłopotów nie trzeba im było w watasze. Zwłaszcza nie w takim stanie. W końcu gdzie go wcisną? Do jakiejś jaskini  żeby zdechł? Czy może do jaskini medycznej między przyszłe trupy co by czuł się jak swój ze swoimi?
—Całka zabierzesz go? — pytanie tak ciążące na ego padło z ust jej towarzyszki. Łypnęła na nią jednym ze swoich oczu.
—Dlaczego nie ty? — grymas na jej pysku mówił wszystko co myślała o niańczeniu tego truposza.
—Bo ktoś musi dokończyć patrol. A tak się składa, że zawsze więcej widzę. — Jej rechot mało nie doprowadził Całki do przekroczenia linii, gdyż nie. Wcale nie widziała więcej, nawet z nieba. W końcu widzenie nocne dawało i Całce pewną przewagę. Jednak najwidoczniej nie było się co kłócić gdyż starsza już zniknęła między drzewami. Pieprzona egocentryczka. Całka jeszcze klapnęła zębami w miejsce gdzie zniknęła jej towarzyszka i zwróciła wzrok na tego nieszczęsnego topielca, który spadł im z nieba jak najgorszy problem tego świata. Na chwilę wszystko zamilkło. I w sumie dobrze. Czas na ochłonięcie.
Potem padło pierwsze spojrzenie. Ostrzegawcze i ponaglające, a kompletnie zignorowane. Igrasz z ogniem trupie. Całka zmarszczyła nos widząc jak basior rozluźnił się nieco.
—Idziemy? —
—Minutka. Przysiądź na moment to zobaczysz, jakie to przyjemne. —
—Jeśli się nie ruszysz w ciągu pięciu sekund to ja ruszę ciebie. — Całka warknęła niezadowolona. Nie będzie sugerował jej jakiś nieudany syn Posejdona topiący się w kałuży, że ma sobie przysiąść. Przysiądzie sobie w domu, jak skończy z jego humorami. I odetchnie... Samotnie.
Milczenie. Tyle jej odpowiedziało.
—No dobra. Sam się prosiłeś. — bezczelnie przerwała jego spokój zatapiając kły w karku. Nie za mocno oczywiście, krew się nie lała. Ale niczym szczenię szarpnęła go ku górze i bez namysłu ruszyła w kierunku drzew. Co prawda jego ciało nieco niewygodnie ciągło się pomiędzy jej przednimi łapami, ale nie przeszkadzało jej to za bardzo. Samiec był lekki czego szło się spodziewać.
—Dobrze! Dobrze! Idę! — zakrzyknął kiedy tylko doszedł do siebie. NO... i kiedy Całka specjalnie przeciągnęła go po korzeniach wystających z ziemi. Wypuściła jego kark z pyska. Ten powoli podniósł się na proste nogi. Samica nie czekała, ale ruszyła w dalszą podróż do centrum. Co prawda zwolniła tempa, ale ani razu nie obejrzała się na towarzysza. Słyszała za to jak idzie za nią potykając się i wywalając, ale w miarę nadążając za żwawym krokiem.
—Jesteśmy . — oznajmiła w końcu stając. Niedaleko była jaskinia alf. — Tam jest alfa. Do niego wszystkie proś...—
—Coś do mnie? — jak na złość Agrest raczył jednak nie być w swojej jaskini,  akurat wracał z zapewne obchodu. Ah. Niespokojne nogi polityków w stresie noszą ich gdzie popadnie.
—Taaa... — Całka klepnęła zachęcająco nieznajomego w plecy. Nieco za mocno najwidoczniej gdyż ten ugiął się nieco. Zbyt przywykła do ciężkiego i stałego ciała brata. — Wybacz. — szepnęła. Nie chciała mu w końcu zrobić krzywdy.
—Zaczekaj tu sekundę, ok? — szary wilk rzucił prośbą po zamienieniu ze słabszym paru słów. No ok. Pokiwała głową. Nie słuchała ich, więc nie bardzo wiedziała po co ma sterczeć bezużyteczna w centrum, kiedy mogła już być na drugiej trasie. Może zrobi dzisiaj nocną wartę?

Czas się wlekł. Płynął stanowczo za wolno, a myśli w tym czasie  uciekały za daleko w kierunku rodziny. Całka zatrzepała głową starając się pozbyć tego obrazka z głowy. Na razie nie było co o tym myśleć. Nie ma co się martwić. Chociaż... było. Jednak to nie na jej nerwy. Może jednak to było powodem takiej agresji w kierunku otoczenia. Czyżby nawet wielka i silna Całka przestawała sobie radzić z mieszającymi się w jej sercu uczuciami? Czyżby stres przytłaczał ją za mocno, a ona bez nawyku płakania w maminy bok, którego swoją drogą nie miała, reagowała złością? Czy dobrze było więc hamować w sobie te refleksy? Czy nie zadziałają destrukcyjnie w niej samej? Kto wie. Ona z pewnością nie, aczkolwiek bezpieczniej było zniszczyć siebie niż innych. Wielu innych. Niemiłe słowa, raniące kły i komentarze. Ograniczała to wszystko do minimum. Jednak wilcza cierpliwość i kontrola ma swoje granice. Całki były zaskakująco giętkie, ale trwałe.
—Całka? — Alfa wyszedł ze swojej jaskini na dwa kroki. Ten truposz zaraz obok niego. — Mam do ciebie prośbę. —
Ciarki przeszły przez jej plecy. Coś czuła, że jego słowa nie przypadną jej do gustu.
—Tak?— a mimo wszystko gotowa była na nie przystać. Świat bowiem najwyraźniej uwielbiał testować jej granice.
—Zajmij się naszym nowym członkiem. Chciałbym, żebyś patrolowała tereny bliższe centrum przez kilka dni. Niech Hiekka nieco przywyknie do watahy u twojego boku.— jego sowa sprawiły że wadera uśmiechnęła się, aczkolwiek jej powieka zadrgała nerwowo.
—Oczywiście. — wysiliła się na słodki ton, przesączony jadem co do ostatniej litery.
—A... i masz może miękkie miejsce w domu? W końcu nie możemy wysłać nieszczęśnika do jaskini medycznej. Sama wiesz co tam się dzieje. A przydałoby mu się ze dwa , może trzy dni odpoczynku. — Agrest cofnął się o krok widząc jej minę. A potem zbliżył się szybko. — Może nie wygląda groźnie ale to obcy. Chcę żebyś miała go na oku 24/7 przez jakiś czas. — wytłumaczył szeptem. To jednak niewiele pomogło. Jakiś obcy zaburzał jej własną prywatną przestrzeń, w której mogła sobie dowolnie krzyczeć. Czyżby teraz nawet w bezpiecznym domu musiała nosić maskę spokoju.
—Dobrze. — zrezygnowana przystała na to nieszczęście. — Poniańczę tego trupa jakiś czas. —nie raczyła bowiem wypowiedzieć jego imienia, gdyż nie bardzo się mu przysłuchała, a wstyd było jej popełnić w nim gafę.
—Dziękuję, Całko. — i zniknął pozostawiając tę dwójkę samych.
—Chodź. — warknęła głucho zmierzając w kierunku norki. Zrezygnowana. — Trupie? Idziesz? Nie jesteś głodny i spragniony? — zatrzymała się i zerknęła na niego kątem oka. Ten niepewnie poruszył sie za nią, gdyż widocznie złagodniała. Musiała. W końcu skoro jej kazali, to nakarmi go i napoi. A potem wyjdzie na nocną wartę i pogrozi mu śmiercią jak wyjdzie choćby na krok bez niej z nory. Tak... to dobry plan.

Idealny.

<Hiekka?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz