czwartek, 31 marca 2022
Podsumowanie marca!
wtorek, 29 marca 2022
Od Całki CD Hiekki - "Lodowy Żar"
Poranek zdawał się witać słońcem i odrobiną zgrzybiałego
zapachu kurzu w powietrzu, podniesionego z udeptanych ścieżek, suchych jak
wiór. Deszcz teraz pamiętał tylko ten kto widział słońce, chowające się
nieustannie za grubą kołdrą chmur. Powietrze niczym atmosfera wojny chrzęściło
w pysku wiórami i kolało w oczy i płuca z każdym kolejnym wdechem. A jednak
praca nie raczyła się wykonywać sama. Nawet Całka musiała wstać. Nie. Zwłaszcza
ona. Jej rodzeństwo miało swoje własne sprawy, pomijając fakt, że aktualnie te
sprawy składały się z leżenia w posłaniu i walką z chorobą oraz latanie po
terenach poza watahą w poszukiwaniu dwóch zagubionych nieszczęśników. Długonoga
wadera została więc sama w małej norze, która teraz miała dokopane cztery
dodatkowe pomieszczenia. Niewielkie, ale wypchane niegdyś kocami, które teraz
oddali do jaskini medycznej, zostawiając sobie jakieś szmaty. Ich własne sypialenki. Chociaż Całka i tak
miała w nawyku spać na Sigmie i nikt tego nie kwestionował. Ba! Nawet często
spali sobie razem na kupce nawet po renowacji norki. Nawyk radzenia sobie ze
stresem i samotnością. W końcu bliskość innych jest istotna.
Całka westchnęła ciężko podnosząc się z zimnego prawie posłania. Jej oczy
powoli przesunęły po pustej przestrzeni. Kurz zawisł w promieniach tak
rzadkiego słońca, które wdzierało się przez wejście. Byłą sama. Znowu sama. A
ilekroć czuła się sama wychodziła wcześniej do pracy co by zapomnieć o
nieustannie ciążącym na jej karku obowiązku i stresie. Stresie na które jej
świeżo dorosłe serce nie było gotowe. Ale przynajmniej kwiaty zaczynały
kwitnąć. Te których zima nigdy im nie pokazała, a teraz raczyła odsłaniać po
tak długim czasie. Jej łapy skierowały się do jaskini medycznej. Tam prawie z
odległości metrów podano jej rozkaz. Zwiedzić granicę od morza. Cudnie. Nic
ciekawego. Ale chwila! Uwaga! Nasza droga samotna i samodzielna wadera
otrzymała nieznośnie kolorową i pyskatą towarzyszkę do „pomocy”. Pinezka
zakręciła się w powietrzu dołączając do jej boku.
—Czy to ... jest konieczne? — kremowa wadera, córka medyka wysyczała wręcz
przez zęby rzucając sztuczny uśmiech w eter. Nie odpowiedziano jej, wiec z
pokorą pogodziła się z nieznośnym stworem podążającym u jej boku. Wyjątkowo,
chociaż ostatnio mniej i strażnicy mieli za zadanie patrolować granice.
Obie wadery udały się w drogę jaką im wskazano. Oczywiście ich przechadzka nie
była za cicha. Pinezka widocznie nie pałała taką samą niechęcią do Całki, jak
ta do niej. No cóż. Całka nigdy nie była jakoś mocno zainteresowana
przyjaciółmi czy bezsensowną rozmową. Wystarczy że Mediana działała jej na
nerwy. A jednak dla własnego dobra wytrzymywała, z cichymi ale nadal
irytującymi monologami lewitującej samicy.
—Słyszysz? — w końcu jednak ta przerwała niepotrzebną rozmowę. Obie uniosły
uszy w zainteresowaniu i zaalarmowaniu. —Ktoś... się ... pluska? — Pinezka
skleciła jakąś średnio sensowną dla Całki tezę. Ale miała rację co do jednego.
Z pewności był to dźwięk wody. —Nie ważne. —
—Nie. Nie. Ważne. — Całka powoli skierowała się w kierunku niedalekiego
bajorka. Jakieś niewielkie świeże jezioro. Jedno z tych niezapisanych na mapach,
a niedalekie od słonych granic nieskończonej głębiny. Chwilę szły słuchając.
Plusk co prawda ucichł, jednak im bliżej były tym wyraźniejszy był bulgot.
Wyszły spomiędzy przerzedzających się drzew i stanęły... no... stanęła Całka i
zawisła Pinezka. Młodsza chwilę przyglądała się sytuacji po czym podeszła
bliżej. W wodzie zanurzony może do łopatek w wodzie, leżał wilk. Wadera
odetchnęła przewracając oczyma i z niechęcią zanurzyła pysk w mulistą powłokę
okalającą nieszczęśnika. Szarpnęła porządnie. Jej siła na szczęście pozwoliła
wydobyć wychudzonego ...samca prawdopodobnie. Pinezka jedynie zamruczała coś w tle
odlatując niezainteresowana.
—Chryste żyjesz? — Szturchnęła to truchło łapą. Wilk zakaszlał poruszając się. Ewidentnie. Przeleciało przez myśl
Całki. Szkoda. Niesfornie i
niepoprawnie, stłumione od razu. Chociaż gdyby to był wróg to nie żałowałaby
ani jednej jego kości.
—Nie powinno cię tu być. Nie jesteś stąd. — Całka stwierdziła to jakby nie było
to faktem tak oczywistym, że wyłożonym na tacy byłoby za mało powiedziane. Cisza.
Cisza. Ha. Małomówny czy idiota?
—Całka, pospiesz się, nie mamy całego dnia! —Pinezka zawyła zjawiając się znowu
na brzegu drzew. Adresat tej sentencji jedynie przewrócił oczyma.
—Przecież wiem, — Znalazła się pani
idealna. Aż chciało jej się powiedzieć. Na szczęście potrafiła ugryźć się w
język — ale co ja mogę przyspieszać? Przecież widzisz, że nie odpowiada.
—Bo z nimi trzeba krótko — zbliżyła się ledwo
dotykając ziemi i mocno chwyciła za ramiona leżącego trupem samca. — Za mordę i
gadaj przyjemniaczu!—
—Pinezka! — Ty idiotko! Nawet Całka
wie jak obchodzić się ze świeżymi topielcami. Najwidoczniej empatia do
poszkodowanego nie należała do mocnej strony lewitującej samicy tego dnia. Była
nawet niższa do zawistnej Całki, a to jest jakiś rodzaj porażki życiowej.
—Co? —
—Zostaw go lepiej, wiesz? — westchnęła ciężko. Kolejny wilk do niańczenia.
Jakby jej rodzeństwa było jej mało. No... i tego trupa. —Trzeba go aresztować.
Nie wiemy kto to i po co pojawia się w
środku watahy. Nie uważasz że to podejrzane? — może odrobina odwrócenia uwagi i
jakiś słuszny trop nie spowodują że samica oderwie ręce temu topielcowi.
—Sugerujesz, że jest szpiegiem, tak? — nie...
marchewką kurwa. — Wiedziałam! — nie.
Nie wiedziałaś.
—Mówię tylko, że to nie wykluczone. Chociaż... Nie wygląda na jakiegoś
wyjątkowo kompetentnego— zlustrowała truchło swoimi oczami. Chudy, pewnie
odwodniony. Nogi były chude i kościste, że też jeszcze trzymały jego ciało.
Mimo to wątpliwości nadal były... jakieś. W końcu... to mogła być... dobra
przykrywka?
—Myślisz, że nas słyszy? —
—Nie wiem. Wygląda jakby znowu zemdlał. —
Całka zamlaskała. Jej uszy poruszyły się a wzrok zwrócił ku wodzie. —Myślisz że
mogę go tam z powrotem podrzucić. Tak wiesz... na rozbudzenie.—
—Nie... ale woda nie jest złym pomysłem. — Pinezka odszepnęła do niej. Zaraz
potem parę porządnych chluśnięć wody zmoczyło i tak morką sierść samca.
—Żyję przecież, aghh! — zawierzgał uchylając w końcu oczy. —Skończyłyście? —
—Prawie. Teraz nam powiesz kim jesteś i jakie licho cię tu przywiało. — Pinezka
zarzuciła na swój głos udawany głęboki ton. Całce aż chciało się śmiać z
politowania.
Pytania poszły szybko zwłaszcza, że basior zaskakująco mocno z nimi
współpracował. To szybko przekonało starszą z dwójki. Całka nadal co do tego
pewna nie była.
—Czy mogę prosić o azyl — w końcu padło pytanie. Takie którego Całka nie
spodziewała się usłyszeć od tak schłostanego życiem wilka.
—Proszę? — lewitująca przekrzywiła głowę na bok niczym naiwne szczenię.
—Azyl, schronienie, glejt na postój. Naprawdę jestem bardzo zmęczony. —
—Takie prośby trzeba kierować do władz— Całka westchnęła cicho i ciężko. Więcej
kłopotów nie trzeba im było w watasze. Zwłaszcza nie w takim stanie. W końcu
gdzie go wcisną? Do jakiejś jaskini żeby
zdechł? Czy może do jaskini medycznej między przyszłe trupy co by czuł się jak
swój ze swoimi?
—Całka zabierzesz go? — pytanie tak ciążące na ego padło z ust jej towarzyszki.
Łypnęła na nią jednym ze swoich oczu.
—Dlaczego nie ty? — grymas na jej pysku mówił wszystko co myślała o niańczeniu
tego truposza.
—Bo ktoś musi dokończyć patrol. A tak się składa, że zawsze więcej widzę. — Jej
rechot mało nie doprowadził Całki do przekroczenia linii, gdyż nie. Wcale nie
widziała więcej, nawet z nieba. W końcu widzenie nocne dawało i Całce pewną
przewagę. Jednak najwidoczniej nie było się co kłócić gdyż starsza już zniknęła
między drzewami. Pieprzona egocentryczka.
Całka jeszcze klapnęła zębami w miejsce gdzie zniknęła jej towarzyszka i
zwróciła wzrok na tego nieszczęsnego topielca, który spadł im z nieba jak
najgorszy problem tego świata. Na chwilę wszystko zamilkło. I w sumie dobrze.
Czas na ochłonięcie.
Potem padło pierwsze spojrzenie. Ostrzegawcze i ponaglające, a kompletnie
zignorowane. Igrasz z ogniem trupie. Całka
zmarszczyła nos widząc jak basior rozluźnił się nieco.
—Idziemy? —
—Minutka. Przysiądź na moment to zobaczysz, jakie to przyjemne. —
—Jeśli się nie ruszysz w ciągu pięciu sekund to ja ruszę ciebie. — Całka
warknęła niezadowolona. Nie będzie sugerował jej jakiś nieudany syn Posejdona
topiący się w kałuży, że ma sobie przysiąść. Przysiądzie sobie w domu, jak
skończy z jego humorami. I odetchnie... Samotnie.
Milczenie. Tyle jej odpowiedziało.
—No dobra. Sam się prosiłeś. — bezczelnie przerwała jego spokój zatapiając kły
w karku. Nie za mocno oczywiście, krew się nie lała. Ale niczym szczenię
szarpnęła go ku górze i bez namysłu ruszyła w kierunku drzew. Co prawda jego
ciało nieco niewygodnie ciągło się pomiędzy jej przednimi łapami, ale nie
przeszkadzało jej to za bardzo. Samiec był lekki czego szło się spodziewać.
—Dobrze! Dobrze! Idę! — zakrzyknął kiedy tylko doszedł do siebie. NO... i kiedy
Całka specjalnie przeciągnęła go po korzeniach wystających z ziemi. Wypuściła
jego kark z pyska. Ten powoli podniósł się na proste nogi. Samica nie czekała,
ale ruszyła w dalszą podróż do centrum. Co prawda zwolniła tempa, ale ani razu
nie obejrzała się na towarzysza. Słyszała za to jak idzie za nią potykając się
i wywalając, ale w miarę nadążając za żwawym krokiem.
—Jesteśmy . — oznajmiła w końcu stając. Niedaleko była jaskinia alf. — Tam jest
alfa. Do niego wszystkie proś...—
—Coś do mnie? — jak na złość Agrest raczył jednak nie być w swojej
jaskini, akurat wracał z zapewne
obchodu. Ah. Niespokojne nogi polityków w stresie noszą ich gdzie popadnie.
—Taaa... — Całka klepnęła zachęcająco nieznajomego w plecy. Nieco za mocno
najwidoczniej gdyż ten ugiął się nieco. Zbyt przywykła do ciężkiego i stałego
ciała brata. — Wybacz. — szepnęła. Nie chciała mu w końcu zrobić krzywdy.
—Zaczekaj tu sekundę, ok? — szary wilk rzucił prośbą po zamienieniu ze słabszym
paru słów. No ok. Pokiwała głową. Nie słuchała ich, więc nie bardzo wiedziała
po co ma sterczeć bezużyteczna w centrum, kiedy mogła już być na drugiej
trasie. Może zrobi dzisiaj nocną wartę?
Czas się wlekł. Płynął stanowczo za wolno, a myśli w tym
czasie uciekały za daleko w kierunku
rodziny. Całka zatrzepała głową starając się pozbyć tego obrazka z głowy. Na
razie nie było co o tym myśleć. Nie ma co się martwić. Chociaż... było. Jednak
to nie na jej nerwy. Może jednak to było powodem takiej agresji w kierunku
otoczenia. Czyżby nawet wielka i silna Całka przestawała sobie radzić z
mieszającymi się w jej sercu uczuciami? Czyżby stres przytłaczał ją za mocno, a
ona bez nawyku płakania w maminy bok, którego swoją drogą nie miała, reagowała
złością? Czy dobrze było więc hamować w sobie te refleksy? Czy nie zadziałają
destrukcyjnie w niej samej? Kto wie. Ona z pewnością nie, aczkolwiek
bezpieczniej było zniszczyć siebie niż innych. Wielu innych. Niemiłe słowa,
raniące kły i komentarze. Ograniczała to wszystko do minimum. Jednak wilcza
cierpliwość i kontrola ma swoje granice. Całki były zaskakująco giętkie, ale trwałe.
—Całka? — Alfa wyszedł ze swojej jaskini na dwa kroki. Ten truposz zaraz obok
niego. — Mam do ciebie prośbę. —
Ciarki przeszły przez jej plecy. Coś czuła, że jego słowa nie przypadną jej do
gustu.
—Tak?— a mimo wszystko gotowa była na nie przystać. Świat bowiem najwyraźniej
uwielbiał testować jej granice.
—Zajmij się naszym nowym członkiem. Chciałbym, żebyś patrolowała tereny bliższe
centrum przez kilka dni. Niech Hiekka nieco przywyknie do watahy u twojego
boku.— jego sowa sprawiły że wadera uśmiechnęła się, aczkolwiek jej powieka
zadrgała nerwowo.
—Oczywiście. — wysiliła się na słodki ton, przesączony jadem co do ostatniej
litery.
—A... i masz może miękkie miejsce w domu? W końcu nie możemy wysłać
nieszczęśnika do jaskini medycznej. Sama wiesz co tam się dzieje. A przydałoby
mu się ze dwa , może trzy dni odpoczynku. — Agrest cofnął się o krok widząc jej
minę. A potem zbliżył się szybko. — Może nie wygląda groźnie ale to obcy. Chcę
żebyś miała go na oku 24/7 przez jakiś czas. — wytłumaczył szeptem. To jednak
niewiele pomogło. Jakiś obcy zaburzał jej własną prywatną przestrzeń, w której
mogła sobie dowolnie krzyczeć. Czyżby teraz nawet w bezpiecznym domu musiała
nosić maskę spokoju.
—Dobrze. — zrezygnowana przystała na to nieszczęście. — Poniańczę tego trupa
jakiś czas. —nie raczyła bowiem wypowiedzieć jego imienia, gdyż nie bardzo się
mu przysłuchała, a wstyd było jej popełnić w nim gafę.
—Dziękuję, Całko. — i zniknął pozostawiając tę dwójkę samych.
—Chodź. — warknęła głucho zmierzając w kierunku norki. Zrezygnowana. — Trupie?
Idziesz? Nie jesteś głodny i spragniony? — zatrzymała się i zerknęła na niego
kątem oka. Ten niepewnie poruszył sie za nią, gdyż widocznie złagodniała. Musiała.
W końcu skoro jej kazali, to nakarmi go i napoi. A potem wyjdzie na nocną wartę
i pogrozi mu śmiercią jak wyjdzie choćby na krok bez niej z nory. Tak... to
dobry plan.
Idealny.
<Hiekka?>
sobota, 26 marca 2022
Od Delty - "Wojna Smakuje Krwią - a śmierci bywa jej mało" cz. 4
Umysł to jednak jest zagadka. Nierozwiązywalna i
niezrozumiała świątynia myśli i pamięci. I kto wie co on ma w sobie i jak
właściwie działa. I czy ktoś chce wiedzieć? Czy ma sens spoglądać wewnątrz
niego, skoro działa? Może to zasada : „skoro działa, nie ruszaj.” A co jeśli nie działa? Przynajmniej nie tak
jak powinien.
Odrobina żalu zalała jego myśli kiedy bez jakiegokolwiek celu usiadł przy
jednym z łóżek. Zaskakująco pustym i chłodnym. Jakby brakowało w nim kogoś
bliskiego. Znanego. A jednak ta osoba rozmyła się gdzieś w myślach. Jego łapa
powolutku przesunęła po starej skórze łóżka. Jego myśl uciekła do przeszłości
skrytej za ciemną mgłą. Zawsze miał dobrą pamięć, co się z nią stało? Gdzie się
podziała. Zamknął oczy.
Delta. Medyk. Jedyny i sam pośród chorych wilków. Jego łapy dalej w miarę
działały chociaż z bólem mięśni skręcały leki z ziół. Świeżych i uschniętych.
Bezmyślnie prawie że. Każdy jego ruch był mechanicznym, wpojonym przez lata czy
miesiące monotonnej pracy. Schematy na stałe wbite w umysł. Jedyna rzecz, która
nie zardzewiała i nie zakryła się mgłą czasu. Jego paluszki zanurzyły się z
maści i spokojnym, płynnym ruchem przesunęły się po plecach jednego z wilków.
Jego stan był nie najlepszy, ale też nie najgorszy pośród innych na sali. Zdawał się cierpieć, ale nie było to
najgorsze co mogło go spotkać. Delta odetchnął ciężko spoglądając na własne
ciało. Można powiedzieć, że ładnie nie było. Strupy, parę szram, żebra i
kręgosłup na wierzchu. A jednak, dalej coś trzymało tę kupkę sierści i kości w
całości. Z pewnością nie była to wola do życia i dalszego istnienia. Kto wie.
Może to zwyczajna powinność względem swoich przyjaciół. W końcu kto ich
wyleczy? Kto ich utrzyma przy życiu? Chociaż czy to życie. Z pewnością nie dla
niego.
Przymknął oczy podchodząc do następnego pacjenta.
—Jak się czujesz? — zagadnął, chociaż znał odpowiedź. Bursztynowe oczy łypnęły
na niego, a szara głowa uniosła w płynnym ruchu. Ran na ciele nie było już za
wiele. Zdawało się, że goiły się w ciągu kilku sekund. Ale to było jedynie
złudny obraz rzeczywistości. Parę nowych wyskoczyło pomiędzy starymi,
zasklepionymi już. Łapa Delty powoli przesunęła po otwartych dziurach. Jedna
była nienaturalnie głęboka. Maść powoli została wtarta w problematyczne
miejsca, aby zniwelować ból i nadmierne krwawienie. Przyspieszyć gojenie i kto
wie. Może wspomóc psychiczne leczenie się ze świadomości uniknięcia śmierci.
—Jakoś. — zachrypnięty głos dotarł do uszu skupionego medyka.
—To dobrze. — lakoniczna odpowiedź padła z jego ust prawie od razu. Zdało mu
się, że nieco za szybko. — Jeszcze chwila i będziesz jak nowy. — westchnął.
Kłamał czy nie? Nie wiadomo. Los osądzi. Odpowiedziało mu ciężkie westchnięcie.
No cóż. Delta wstał mozolnie zbierając swoje rzeczy i ruszając do kolejnej
osoby. Bursztynowe oczka zdążyły się już zamknąć w głuchym milczeniu i
prawdopodobnie bólu istnienia i ciała. Jakiś odległy żal zacisnął się na sercu
medyka, jednak obcy dla umysłu. Spojrzał jeszcze raz na szare futro i
zmarszczył nos. Czy warto sobie przypominać? Skoro serce pamięta lepiej i kwili
cichutko przykryte kocykiem obojętności ciała, a umysł skrupulatnie unika
tematu. Może lepiej to porzucić. Może lepiej nie pamiętać.
—Jak się czujesz tato... — pewien biały pysk, równie
zobojętniały, skamieniały w powadze. Puste oczy, tak piękne chociaż tak różne
od siebie. Delta wiedział, że pyta nie ze zmartwienia. Z jakiegoś powodu
zdawało się, że emocje z tego długonogiego stworzenia uciekły. Oderwały się od
ciała.
—Dobrze. — otarł się delikatnie o jej bok. Czasem każdy potrzebował odrobiny
wsparcia. Bliskiego. Nie ważne jak bardzo zacierały się ich drogi pamięci i jak
bardzo nieczułe były ich stosunki. Nadal oboje mieli świadomość swojej
beznadziejności, swojej relacji, chociaż oboje czuli obojętność. Delta jednak
popadał w pułapkę umysłu, Pi staczała się w stronę mechanizmów i świadomości
swojej mocy. Choroby. Przekleństwa.
—Przepracowujesz się. — jej głos głucho odbił się od ścian. Jego obolałe
mięśnie spięły się na jej słowa.
—Wiem. Ale kto inny może leczyć... skoro nikogo innego nie ma.— zachrypiał
przesuwając wzrokiem po chorych. Usiadł przy pacjencie i zaczął wcierać w niego
maści.
—Flora...Flora może niedługo wróci.— biała, ciapata wadera odetchnęła ciężko.
—Kto.. — jego szept nie był za wyraźny, a i tak przeprowadził dreszcze po
zmęczonym chorobą ciele. Jednak żadne więcej słowo nie padło. Delta zakaszlał i
zatrzepał głową niespokojnie, jakby odsuwając od siebie niespokojne myśli i
zamglone wspomnienia.
Ułożył się na ziemi. Chłód od podłoża doszedł do jego ciała,
nieco przebudzając zaspany umysł.
—Delto. — gdzieś na brzegu tej niewielkiej polanki, tuż przed jaskinią medyczną
pojawiła się przedziwna wadera. Jej kolory kogoś mu przypominały.
—Pinezka, tak? — dopytał słysząc jak jego mózg podpowiada mu imię. Chociaż
niewiele więcej.
—Tak. — smętnie zbliżyła się na dwa kroki wychodząc z cienia. Jednak nie za
blisko. Była zapewne świadoma jak niebezpieczne jest zbliżanie się do medyka.
Medyka siedzącego całe dnie pośród wilków zakażonych groźnym wirusem.
—Coś się stało? Potrzebujesz jakiejś diagnozy?— dopytał. Niebezpiecznym było
teraz wchodzić do medycznej. Miejsc w oddzielonym miejscu brakło ze względu na
wilki wroga, leżące równie chore jak reszta. Wilki leżały także na zwykłej
sali.
—Ja... Nie. Nie. Po prostu... Może chciałbyś wiedzieć. Bo Paki... —
—Coś z tym rudzielcem nie tak?— zapytał specjalnie zaznaczając te
charakterystyczne kolory dla jasności, że rzeczywiście, ten nieszczęśnik nie
rozpłynął się jeszcze w jego świadomości.
— Nie żyje. — Pinezka rzuciła tymi słowami z bólem, w eter. —Mediana, twoja
córka, niedawno znalazła ich... obu tatów... a raczej ich resztki na klifach. —
Cisza zapadła. Długa i spowita mgłą żalu. Delta zamrugał jedynie. W końcu i to
kiedyś musiało się już stać. Ile razy jego drogi przyjaciel już umarł. Trzy?
Dwa na pewno. Za ich przyjaźni.
—Dziękuję. — rzucił nawet nie spoglądając na barwną waderę. Jego łapy poniosły
go z powrotem do wnętrza jaskini medycznej, zatrzymując się w progu.
Potrzebował chwili odsapnięcia. Jednak nie dane mu to było. Nie teraz.
Leżąc w łóżku. W miejscu gdzie jeszcze niedawno zalegało
cało przebrzydłego Admirała rozmyślał w ciszy. Nad czym? Nad śmiercią. Bo
jednak Paki i Yir... odeszli tym razem na dobre, czyż nie? Jego łapy poruszyły
się niespokojnie. Myśl o ponownej stracie przyjaciela wycisnęła z niego łzy. Szczere
łzy żalu, od którego nie dane mu było odpocząć nawet sekundy.
Żal za przyjacielem.
Żal za każdym dobrym wspomnieniem, które cichutko śpiewało słodkie kołysanki z
tyłu jego głowy.
Pierwsze spotkanie, podczas którego przewrócił się na tym rudzielcu.
Trudne początki kiedy łączyły ich tylko nauczycielstwo i krótkie, bezsensowne
rozmowy bez konkretnego celu i zabiegu.
Kiedy to się rozpędziło? Kiedy to wszystko nagle stoczyło się z górki?
Razem wylądowali w domu u lisiej rodziny, razem ganiali za rozsypanymi w
powietrzu kartkami z terenami.
Razem kombinowali jak zeswatać nieszczęsnego ciemnego lisa a pewną zabójczą
damą, swoją drogą. Tej dwójki też dawno nie widział. Prawdopodobnie schowali
się, albo uciekli w miejsce bezpieczniejsze niż WSC. Może to i dobrze. Teraz ta
wataha była jedynie mętnym wspomnieniem swojej świetlności.
Ale... Paki... Yir. Gdzie u ich boku był Delta? Był. No właśnie. U boku. A
teraz... kto wie. Może nie rozstali się na tak długo.
Ich śmierć miała też swoje plusy. Przynajmniej po śmierci przywita go ktoś kogo
pysk jest znajomy i bliski sercu.
Jego oczy przymknęły się delikatnie. Żal, smutek, co więcej?
Co dodać? Strach może. Nie. Nawet w takim stanie mieszanek wszelakiego nastroju
nie było strachu. Ani przed śmiercią, której zimny oddech hulał po jaskini. Ani
przed przyszłością. Ani przed przeszłością. Była obojętność. Żal, smutek i
obojętność. Delta zdawał się być bezmocny wobec tych przytłaczających uczuć i
nic nie był w stanie na nie poradzić. Przykrywały jego oczy, usta, uszy i serce
niczym najciaśniejszy kocyk, który śmierdział już stęchlizną i pochłaniał
resztki radości z życia. Ale jakie to życie? Jakie jest życie bez Pakiego? Bez
przyjaciół? Bez uczuć większych od depresyjnego skiełczenia serca? Bez ruchu w
kościach, które rozsypują się przy każdym najmniejszym ruchu?
Czym jest życie? Czyż to nie piękne i filozoficzne zapytanie, bez odpowiedzi,
albo odpowiedzą tak subiektywną, że mającą sens jedynie dla zagubionej w świecie
jednostki.
Dla Delty życie było czyimś dobrem. Gdyż jego nie znaczyło już nic.
CDN
wtorek, 15 marca 2022
Od Hiekki - „Lodowy Żar”
poniedziałek, 7 marca 2022
Od Szkła CD Espoir - "Wyblakłe Słońce" cz.6.3
środa, 2 marca 2022
Od Almette CD Wayfarera "Otwarte Szlaki"
Woda cichutko omywała brzeg statku kołysząc go delikatnie na
boki, niczym matka układająca do snu swoje dziecko. Natura z całą swoją duszą
niosła ich w dal na skrzypiących deskach. Morska bryza delikatnie bawiła się w
ich futrach kiedy ich łapy stąpały po pokładzie. Ludzie krzątali się z kąt w
kąt, nie ważne jak bardzo by im się nie chciało. Swoisty krąg obowiązków, przydzielony każdemu
tak aby słodki balans został utrzymany. I ta słodka oh słodka rozmowa na pysku,
a raczej monolog pewnej młodej damy, której nawet nie tyle nudziło się, co
zwyczajnie nie miała już co robić.
—Podziwianie ryb to chyba najciekawsza rzecz jaką można na tym statku
wykonywać, wiesz? Wiesz. Przecież płynąłeś już statkiem, ale serio. I nie! Nie
nudzę się, bo przecież jak można się nudzić na statku. Co chwilę dzieje się coś
nowego, nawet jeśli zdawało mi się że już wszystko widziałam, o! Patrz, Patrz!
Widziałeś tą w białe paski? Jest śliczna. Hymm... Popływałabym sobie tak z
rybami wiesz, ale cóż. Jestem wilkiem. Nie umiem oddychać pod wodą, chociaż
pochwalę ci się! Umiem pływać. I to całkiem nieźle. Kiedyś nauczyłam się
jeszcze w domu. Ha! W domu. Ciekawe co tam się dzieje i czy ktokolwiek się o
mnie martwi? Pewnie mama! Moja kochana mama! I może nawet Cri. Ale nie o
nich..O ! A tamta?! Ma bardzo ciekawe umaszczenie. Takie ciemne i może nieco
zielone. U! i ma kolce Ha! A to ci dopiero. Aż mi się przypomniało, a propos
kolców. Jeż! Wiesz jakie te małe cholerstwa są wredne?! Jeszcze za szczeniaka
zaznajomiłam się z jednym takim, wiesz? Znaczy, próbowałam. Bo bądźmy szczerzy,
te małe kulki kolców nie należą do najbardziej pacyfistycznych. A mówią że
wilki to bezduszni drapieżnicy. A tu co? Nie dość że byłam daleko, zostałam
pokuta i pogryziona! POGRYZIONA! Ug. Teraz jak widzę jeża to daję mu znać co o
nim myślę, wiesz? To już wiesz. Naprawdę zwyrodniałe stworzenia. Pewnie jest
parę miłych, ale takich to ze świecą szukać. A ja chciałam się tylko
zaprzyjaźnić. O! Mewa. Ciekawe jakby to było mieć skrzydła i tak sobie szybować
nad wodą. I jeść ryby i! O! Rekin! Tak? Tak to chyba ludzie nazywali. Ciekawy,
ciekawy. Duży jest, ale wcale nie taki straszny. Dużo straszniejsze są
niedźwiedzie. Widziałeś na pewno jakiegoś kiedyś to wiesz. Ba! Ciężko o takim
to nie wiedzieć, jak już zamieszka w lesie to nic tylko czuć nim w powietrzu.
Śmierdzi niemiłosiernie. Kiedyś jak chciałam własną jaskinię sobie znaleźć to
wprowadził się taki zaraz obok mnie! Uh! Jaki to był niemiłosierny smród i odór.
Oddychać się nie dało, a o spaniu to ja już nawet nie wspomnę! BA! Ciężko było
w jednym miejscu usiedzieć. Ale to może tez moja wina czasem mam za dużo
energii—
—I za dużo gadasz... — Way mruknął coś pod nosem. Jej głowa przechyliła się na
bok. Dym z fajki odleciał z wiatrem w siną dal niosąc ze sobą te słodkie słowa,
które nie dotarły do uszu wadery, przez chlupot morskich fal.
—Co? — spytała ciekawa tego komentarza.
—Nic. Nic. — wilk machnął jej tylko łapą, nasuwając swój kapelusz niżej na
pysk. Almette jedynie wzruszyła ramionami wbijając te swoje błękitne oczka w
wodę, tak kolorem różną, a zarazem podobną. Głębia w parę chwil rozjaśniła się
na nowo.
—Ciekawe co jest tam. — jej pysk zwrócił się w przód, gdzie ląd powoli formował
swoje wzniesienia. Chmury delikatnie oplatały korony odległych gór. Lasy
przypominały czarną masę, przeżuta i wyplutą na ziemię. Jednak, kiedy dobrze
przyjrzało się można było dostrzec powoli unoszący się do nieba dym, niczym
słodkie modlitwy o dobre czasy, takie ciche, a jednak uciekające w górę. —
Wygląda na to że niedługo będziemy Way! U brzegu ! Już go widać! Wooo.. — jej
oczy zaświeciły się paroma iskierkami, a jej podekscytowaniu potowarzyszył
cichy chichot zza pleców. Nieprzejęta wchłaniała obraz ogromnego miasta całą
sobą. Statki zadokowane w doku widać było nawet z takiej odległości. Były
takie, większe i mniejsze. W różnych barwach, z metalu, z desek. Słońce leniwie
rzucało światło na ich żagle. Ale nie to przykuło uwagę Almette. Wielka góra.
Bowiem ona wnosiła się tak niedaleko brzegu, a domu u stóp morza zdawały
wspinać się po niej, niczym rządne przygód nastolatki. Ulice wiły się pomiędzy
nimi, stromo rwąc się w wzwyż i zwalniając nieco niekiedy. Tłok na ulicach zdawał
się już tutaj grzmieć tysiącem głosów, chociaż morze i jego wiatr uporczywie
starał się je zagłuszyć.
—Piękne. W życiu nie widziałam tak dużego miasta! Jest niesamowite! Już nie
mogę się doczekać jk dopłyniemy! Będziemy mogli pozwiedzać! Jeszcze mamy chwilę
czasu przed powrotem do domu prawda? Prawda! Nie ważne co powiesz! Chwila
zawsze się znajdzie. Jaka ta góra jest wysoka. Kto w ogóle wpadł na pomysł
budowania tu miasta?! Ale i tak! Wygląda niesamowicie! Po prostu cudownie! I
tajemniczo. Może na jej szczycie jest jakiś skarb?! Zaklęty medalion, albo
miecz dający supermoce. Ale chyba jest za wysoka dla nas. —
—Jeszcze trochę zanim dotrzemy. —
—Mówisz. Pewnie tak, skoro wychodzi to z twoich ust. — w końcu jej tyłek
przysiadł na deskach pokładu. Do tej pory wychylała się ponad burtę, opierając
się o listwy przednimi łapami. Jej ogon nieustannie chodził na boki, a
przechodzący akurat obok człowiek przesunął po jej włosach w geście głaskania,
niczym psa. Nie przeszkadzało jej to. Rzuciła mu radosne spojrzenie po czym
rozciągnęła się ziewając. Drzemka! Jej ciało zaległo obok towarzysza podróży, a
pysk tuż przy nim. Jej oczy zamknęły się po prawie całodziennej podróży. Nawet
ona potrzebuje czasem drzemki.
A zaraz w końcu musi mieć wiele siły. W końcu zsiadają ze statku.
<Way?>
wtorek, 1 marca 2022
Nasz Głos nr.24 - "Krótki ten luty"
Sucho aż pali!
Jak nazywa się mucha bez ucha?
M.
Memy memistrza
Zagadka - Kto to powiedział?
"Przedziwnym artystą jest Matka Natura, często tworzy dzieła, które zdają się wykraczać poza granicę wyobraźni. Mimo to, wciąż zaskakuje."
Aktualności
(Fejkowe) Newsy!
Z OSTATNIEJ CHWILI!
Kolejny numer pojawi się Prima Aprilis
Autorem tego numeru była Zendayafiri Nere'e Citlali Pinezka