Leżałem w jaskini bezmyślnie gapiąc się w ścianę. Myślałem o Kasai. Czy uda jej się uciec? Oby tylko strażnicy nie zauważyli. A może już uciekła? Zaraz przyjdzie i powie, że nic jej nie jest... Niepewnie rozejrzałem się po jaskini, a chwilę zatapiając wzrok w ciemności lasu. Nikogo nie ma, nic nie słychać. Całą tą noc wyraźnie słyszałem bicie swego serca, rozglądałem i nasłuchiwałem przerażony czymś, czego przyczyny nie mogłem zlokalizować. Zadrżałem. Wydawało mi się, że coś przesunęło się w ciemności.
Zamarłem. Po chwili czekania na bezdechu, szybko wyszedłem z jaskini i, cały czas oglądając się za siebie, wyruszyłem do jaskini Lerki i Aksela - moich rodziców. Miałem nadzieję, że tam, wraz z bliskimi osobami będę czuł się lepiej.
Było już dawno po pierwszej, gdy dotarłem do jaskini. Wszyscy chyba spali. Wahając się, stałem chwilę pod jaskinią, po czym, stwierdzając, że czuję się już dużo lepiej, postanowiłem nie przeszkadzać im w środku nocy. W związku z tym, postanowiłem nie kłaść się spać tej nocy. Chciałem pospacerować do rana, gdyż już zupełnie odechciało mi się spać.
Jakiś czas później, zorientowałem się, że pierwsze promienie słońca, które wesoło zmierzało do domu i już chciało zapowiedzieć swoje nadejście, rozjaśniały prawie niewidocznie, powoli wschodnie niebo, niczym krople mleka rozmieszane z czarną kawą.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz