Notatka od autora: sztylet kali został zmieniony na miecz kalis, bo nawet nie wiem, skąd się „sztylet kali” wziął.
Historia z mieczem kalis kontynuowała się po kryjomu, głównie dziejąc się na obrzeżach Watahy Srebrnego Chabra, z dala od wścibskich oczu i ciekawskich spojrzeń. Na obecną chwilę Mildredfiri znała się z mieczem za pan brat, ale wciąż pamiętała burzliwe początki tej przyjaźni.
Kiedy pierwszy raz ostrze zapaliło się najprawdziwszym płomieniem, wadera spanikowała i upuściła broń. Nie spodziewała się magicznego przedmiotu, jednak gdy stwierdziła, że jej pysk nie został w żaden sposób oparzony (bo to chyba oczywiste, że do szermierki używała pyska), ostrożnie chwyciła z powrotem kalis i kontynuowała trening. Tego samego dnia udało jej się uzyskać teraz już pożądaną reakcję jeszcze kilka razy, zanim stwierdziła, że na dzisiaj koniec.
Innego czasu zapalił się nie kalis, a ona sama, co było naprawdę niemałym zaskoczeniem. Od dawna była przekonana, że posiadła już pełną kontrolę nad swoimi mocami, a tu proszę, coś nowego. Miecz sprawiał, że płonęły jej nie tylko włosy, ale także łopatki i nadgarstki łap. Fascynowało ją to, w szczególności niemal czarna, jakby przypalona sierść, która momentalnie odzyskiwała swój naturalny kolor, gdy tylko ogień znikał. Nie zauważyła nigdy takiej reakcji, gdy używała własnego płomienia.
Po dziesiątkach godzin treningu udało się osiągnąć Mildredfiri naprawdę interesujący efekt. Kalis nie zapłonął, a całkowicie zamienił się w płomienie, tworząc coś na styl miecza świetlnego. Na ten moment wadera spodziewała się już wszystkiego, więc choć nowa funkcja miecza zwróciła jej uwagę, nie spowodowało to u niej zaskoczenia.
Czego nie potrafiła przewidzieć, to Mistimochiego podkradającego się jednej nocy do jej legowiska, by wykraść cenny przedmiot, co skończyło się pożarem lasu. A w tym pożarze, w ognistych językach ukazał się rudej wielki gad przypominający smoka. Czy był to faktycznie smok, czy coś innego, tego nie zdążyła stwierdzić, bo zjawa zdążyła zniknąć. Tego dnia Misti dostał absolutny zakaz wchodzenia do nory ze skarbami Małej Mi. Patrząc na przerażone oczy lisa zakaz ten zapewne nie był już potrzebny, ale ostrożności nigdy za wiele.
Mi trenowała dalej ze swoim powykrzywianym mieczem, aż w końcu udało jej się ujrzeć tą samą iluzję w płomieniu wystającym z rękojeści. Tym razem miała pewność, był to smok i nawet miała możliwość się z nim komunikować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz