czwartek, 18 maja 2023

Od Delty - "Zmartwienie" - opowiadanie konkursowe

 


Don’t worry. Be happy.

Proste słowa tak czasami mieszają nam w głowach, kręcą i zmuszają do myślenia. Delta kręcił się jak smród po gaciach. Nie był w stanie znaleźć sobie miejsca w jaskini. Czas biegł obie jakby nigdy nic, jakby wszystko nagle, szybko, ale jednocześnie powoli. To było ciężkie do zniesienia. Ciągły stres, wojna, która ledwo się zakończyła, porwania i te wszystkie polityczne intrygi. Tak ciężko. Jego oddech urywał się krótko gdy tak krążył i biegał w kółko. Jego ciało jakoś tak niechętnie słuchało się jego osoby, kiedy próbował się zatrzymać. Medyk stanął dopiero kiedy kolana się pod nim ugięły z racji braku tlenu spowodowanego płytkim wdechem i głębokim wydechem. Przycupnął sobie na ziemi i niezadowolony się skrzywił. Łapy chciał już zakładać na głowę, jednak do wnętrza wstąpiła osoba. Jego wzrok zawiesił się na wilku, który kulejąc wszedł do środka. Jego oddech powoli się pogłębił. Dlaczego to się działo, nie wiedział. Praca może odciągała jego myśli od przeszłości, która tak brutalnie docierała do niego dopiero po czasie.
—Dzień… —
—Drugie łoże po prawej. — wskazał łapą. Nie przywitał się, lakonicznie jedynie poruszając głową w dół w milczącym geście. Wilczyca, o widocznie złamanej łapie usiadła na wskazanym miejscu. Zanim wstał minęła chwila, a i tak kręciło się mu w głowie, doprowadzając go do białej gorączki. Jednak nie takie rzeczy przezwyciężał żeby pracować. Otrzepał futro i pokiereszowane łapy, aby podkulać powoli do pacjenta. W końcu. Chwila wyciszenia, w skupieniu wisząc nad przekrzywioną łapą.

Somebody came and took your bed

Jakież to przerażające gdy patrzy się na puste łóżka. Zdrowie, to dobrze. Ale Delcie było smutno. Jaskinia była piękna, posprzątana. Błyszcząca wręcz. Wszystkie słoiczki były w perfekcyjnych liniach, suszone rośliny powieszone, potarte. Leki przygotowane. Pościele wymienione, a nowe ściółki wyłożone. Flora stanęła obok wilka trzy razy mniejszego, spoglądając na ten piękny widok. Wiosenne powietrze wpadło na sekundę do środka, zaszczycając ich ciepłem tego słonecznego dnia.
—Jak tu pięknie. — Delta nie odpowiedział na jej słowa. Jedynie przytaknął. Jego ciało spięło się  niekontrolowanie, a brew zadrżała w tiku nieznanego powodu.
—Kiedy tyś to zrobił? — próbowała nawiązać z nim rozmowę. Jednak było często. Ostatnimi czasy milczał tak często, że ciężko było rozgryźć jak się czuje.
—Niedawno. — pokręcił głową, a Flora odetchnęła. Zanim wilczur przejął część obowiązków, wraz z dwoma pomocnikami sprzątali tak jaskinię medyczną nawet do 10 godzin. Pracochłonna i ciężka to była robota, a tu proszę. Wczoraj wieczorem samiczka wybrała się do Ry, a rano, chociaż raczej było już koło południa, wróciła do tego stanu jaskini i medyka siedzącego przed wejściem. Przed nim była wydeptana kupka trawy, żółta i zniszczona od ciągłego przekładania przednich łap. Nie będąc w stanie z niego za wiele wyciągnąć, poddała się.
—Zrobiłeś to w nocy, prawda? — zarzuciła mu. Jej czujne oko przyglądało się jak sierść na mniejszym jeży się i opuszcza w momencie.
—Nie. — skłamał. Wiedziała, że kłamał. I on także zdawał sobie z tego sprawę. Nie mógł spać. Nie był po prostu w stanie tego zrobić. Jego nadpobudliwość w tej całej panice spowodowała, że postanowił znaleźć sobie zajęcie i posprzątał w nocy cała jaskinię. Po ciemku. Po omacku. Tak po porostu, bo nie miał co ze sobą zrobić. A gdy próbował się położyć, jego ciało samo wstawało. Oczy nie zamykały się. Męczył się z własnym umysłem, nieszczęśnik

‘Cause when you’re worried your face will frown

And that will bring everybody down

Delta leżał w bezruchu w kącie jaskini. Noc już dawno zapadła. Cicha, milcząca. Żarła jego serce, umysł. Z jego oczu powoli sączyły się łzy, które też powoli przestawały uciekać. Brakowało im sił, równie mocno co ich nosicielowi. Wilk nakryty był ogonem, swoim własnym, jedynym puchatym. Ostatkiem sił zmuszał się do brania oddechów głębszych niż krótkie prychanie. Leżał tak i leżał. Dzień powoli wstał kiedy tak kulił się w kącie, sam.
Do jego ciała dołączyło drugie. Ciepłe, ale tak obce.
—Hej. — szepnął głos. Przerwanie ciszy było niezbyt przyjemne, i pomimo że Delta normalnie podskoczyłby z zaskoczenia, nie miał na to siły. Resztki jego chęci odleciały w nocy. Puchacz powiercił się obok. Dzieciak dorósł tak pięknie, przybierając na wzroście i przeważając nim dwukrotnie nad przybranym ojcem.
—Hej. — głos medyka był bardzo zdarty, cichy, wręcz niesłyszalny. Jego oczy powoli uniosły się na zmartwioną warz młodzika.
—Jak się czujesz. —
—Źle, zgaduję. — odparł. W końcu wyprostował się. Jego kości strzeliły. W końcu cały ten czas leżał w jednej pozycji. Widział jak na pysku Puchacza pojawia się smutek, dopełniając tą całą gammę emocji. — Co się tak marszczysz. Nie ma powodu. — zapewnił go wstając. Jego łapy mało nie załamały się pod nim za pierwszą próbą.
—Jak się mam nie marszczyć?— odetchnął wstając z nim i  podpierając go o swój bok. Puchacz zastrzygł uszami i pchnął go nosem gdy nie odpowiadał mu za długo. Medyk spojrzał na niego spod byka, ale przewrócił oczami i odpowiedział.
—Bo nie ma po co. —
—Zataczasz się, siedzisz po kątach i podobno od dwóch nocy nie śpisz. Nie ma po co? — retorycznie zagadnął dzieciak, czując jak ciało mniejszego całkowicie opiera się o to jego.
—No dobra. Może jakiś kawałek powodu jest. Ale jestem padnięty… — westchnął. Zamlaskał. Przełożył przednie łapy jedna przez drugą.  — Chyba wezmę sobie jakieś wolne. — uśmiechnął się szeroko. Co prawda wyglądało to dziwnie na jego kruchym i delikatnym ciele.

Listen to a what I say in your life expect some trouble

When you worry you make it double

Delta odetchnął. Tydzień wolnego nie poprawił jego stanu, ale pozwolił przemyśleć parę kwestii. Jego ciało nadal robiło co chciało, kładło się i spało z problemem, poruszało się jakby było o 10 lat starsze niż w rzeczywistości. Umysł szalał i przypominał sobie wszystko czego nie powinien, przeinaczał wspomnienia i słowa. Sprawiał, że samemu Delcie niedobrze robiło się na samą myśl o nocy. Bo za dnia jeszcze spacerował. Kiedy nadeszło mu wrócić do pracy, cieszył się, ale jednak gdzieś w głębi wszystko to z nim zostało. Kontrolował się przy innych, ale jak dobrze wiemy, cierpienie może też być milczące. Chować się za uśmiechem szerszym niż rzeki.

Don’t worry. Be happy.

A potem była noc.

               Słońce zakończyło swój rząd.

                              A Delta razem z nim.

                                             Martwo leżąc pośród pól białych maków.

                                                            A ostatnie słowa jakie słyszał, o dobrego przyjaciela, że już nie ma się co martwić. Już jest dobrze.

Don’t worry. Be happy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz