Podeszliśmy do naszych synów. Wydawali się czegoś gorączkowo szukać. Rozglądali się przestępując z nogi na nogę i Kłócąc się przy tym półgłosem. Zauważyli nas. Czego szukali?
- Yhhhhm... - Oleander w mgnieniu oka skulił się i odwrócił głowę w moją stronę.
- Co wy robicie? - zapytałem surowym głosem.
- Nic, co działałoby na niekorzyść naszej watahy - odpowiedział szybko wilk.
- Konkretnie?
- Dlaczego tak nagle się tym zainteresowałeś? - Alekei spojrzał na mnie chłodno - ostatnio nie masz czasu dla członków swojej watahy. Zajęci jesteście zwalczaniem Watahy Szarych Jabłoni. Jakby to ona była największym zagrożeniem - prychnął.
- Któryś z was zostanie pewnie samcem alfa - powiedziała Eclipse, wyraźnie zmęczona już wydarzeniami dzisiejszego dnia - zrozumiecie, co w tej chwili robimy... Co jest według ciebie największym zagrożeniem?
- Nie wiem. Ale zapewne nie te muły z WSJ - ziewnął.
- Akurat szukaliśmy małego jelenia. Był ranny ale zdołał uciec... - powiedział Oleander bez przekonania.
Nie wiedziałem, co myśleć o tej odpowiedzi. To na pewno nie o jelenia chodziło. Popatrzyłem na Eclipse i Andreia.
Nagle, usłyszeliśmy kroki gdzieś niedaleko. Nie więcej jak dwieście metrów od nas ktoś przedzierał się przez gęsty las. To człowiek. Człowiek znów pojawił się w naszej puszczy. I, dam sobie łapę uciąć, że nie był to żaden z pokojowo do nas nastawionych rolników mieszkających ze wsi. Poczułem dym.
< Eclipse? Dawno nie działo się nic strasznego, nie uważasz? :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz