Latanie w tę w i we wtę jest naprawe nudne i męczące. Niech ten Szkliwo, darmozjad i dziad wsadzi sobie te listy w dupę. I to głęboko. Bez niego ten świat byłby lepszy. Piękniejszy. Jego barwy byłyby bardziej nazycone i wszystko żyłoby w wiecznej harmonii. Ale nie! Szkliwo musiał sobie być i prowadzić aktynie knowania polityczne z Agrestem. Oboje są siebie warci. Niech się kopną w dupy i niech im Misung na grobach wierszyki przeczyta to może się ogarną.
Zresztą, co ja mówię. Bez Agresta to nie byłoby to samo. Z Admirałem może było trochę lepiej, ale teraz mam przynajmniej prcę co mi płacą nawet dobrze. I własną polankę. Tą samą gdzie spała kiedyś Kawka. Ona jeszcze czasem śni mi się po nocach, kochana. Pieprzony Szkliwo.
- Alkohol mi źle robi - odetchnąłem i wstałem z ziemi. Butelkę jak zawsze porzuciłem gdzieś daleko, zapomnianą pod jakimś krzakiem. Pewnie znowu znajdzie go Miodełka i będzie miała do mnie wąty, ale kto by o to dbał.
Plaża była dla mnie uzdrowieniem. Może wytrzeźwiewiem? HAHA. Dobrze sobie. Ja nie trzeźwięję. Nigdy...
Nigdy...
Po dordze spotkałem Eilerta. W koncu nauczyłem się jego imienia, ale jego samego ignorowałem. Nie ma chuja, który by mnie zmusił żeby z nim gadac jak jestem tak nachlany. Nie. Nie dzisiaj , nie nigdy! Na plaży jak zawsze była Mezularia. Ta "jestem lepsza od ciebie" pieprzona ptaszyca. Phi! nie poznałą mnie od mojej najlepszej strony jeszcze to nie docenia takiego maczo pięknego ptaka jak ja!!!
W każdym razie. Wyłożyłem się na piasku. Tutaj dzisiaj śpię. Niech mnie woda ukołysze do snu. A jutro przestaję pić... Ha. Kogo ja oszukuję...
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz