Już od dłuższej chwili przyglądałam się dziwnemu kwieciu. Był to chaber, jednak o nietypowym kolorze. Powąchałam go. Trudno było określić jego zapach. Miałam ochotę powiedzieć Lyrze o roślinie, której nigdy nie widziałam. Ale jej tu nie było. Westchnełam cichutko. Gdy nagle usłyszałam szelest liści.
- Lyra? - szepnęłam z nadzieją. Z krzaków wyskoczyła wadera i powaliła mnie na ziemie. Jakoś udało mi się wydostać z pod jej ciężaru. Zaczełyśmy warczeć i mierzyć się wzrokiem. Jednak otworzyłam szerzej oczy gdy rozpoznałam postać.
- Eclipse? To naprawdę ty?
- Tak. A ty to kto?
- Eclipse, nie poznajesz mnie?
Przyjrzała mi się uważnie po czym powiedziała zdziwiona:
- Saya?
- Nie. Święty Mikołaj!
- A ty jak zwykle nie bierzesz życia na serio, co? - przewróciła oczyma.
- " Nie ciesząc się z byle drobnostki - tracisz życie ". Pamiętasz?
- Mogłabym zapomnieć? A gdzie Lyra?
- Ona... Ona jest gdzieś niedaleko.
Eclipse miała ochotę coś powiedzieć, ale zagłuszyło ją wycie.
- Beryl - powiedziała.
- Kim jest Beryl?
- ... Przyjacielem... - zawstydziła się.
Po chwili zza drzewa wyszedł skrzydlaty basior.
- Eclipse gdzie... - w tym momencie zauważył mnie. - Kto to?
- Beryl, to moja stara znajoma - Sayra. Ona... No właśnie co tu robisz?
- Podróżuje. Szukam miejsca, w którym mogła bym poczekać na przyjaciółkę.
Eclipse szepnęła coś do Beryla, a Beryl odszepną coś do Eclipse, po czym się pocałowali. A więc są parą? - pomyślałam. - Ciekawe. Po chwili Beryl powiedział:
- ...
< Beryl? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz