Jaskinia wojskowa Watahy Wielkich Nadziei stała pusta. Za sprawą bezkonfliktowego przywódcy i spokojnych członków tej społeczności, WWN nie musiała przykładać szczególnej uwagi do swojego zaplecza militarnego, tak jak bywało to w dawnych czasach. Dziś w razie wojny mogli liczyć na pomoc wilków z Watahy Srebrnego Chabra, której wojskowość opierała się na szeregowcach. Tutaj stanowczo bardziej rozwinięta była kadra strażnicza, potrzebne było bowiem pilnowanie porządku wewnętrznego watahy. I to właśnie strażnicy, a nie szeregowcy przez większość czasu zajmowali siedzibę wojska.
Mimo to, przez ostatnie miesiące rzadko ktokolwiek się tu pojawiał. Od dawna nie było też żadnej sprawy, którą można by rozwikłać, a wśród mieszkających w watasze wilków panowały pokój i przyjaźń. Żadnego kryminalisty. To było wręcz nudne.
Brus, od niedawna jeden ze strażników śledczych, odwiedzał tę grotę mniej więcej raz lub dwa w tygodniu, żeby ściągnąć z wejścia pajęczyny i sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. Dużo tam tego nie było. Niski, zupełnie spłaszczony głaz i kilka szczelin skalnych w których poupychane były dokumenty na tyle mało ważne, że nikomu nie chciało się pilnować do nich dostępu. Mimo wszystko siedział tam jeszcze przez godzinę lub dwie, tak, dla pewności.
Tego przedpołudnia wilk ten ponownie znalazł się w jaskini. Niechętnie, nie było przecież nic do roboty, a musiał fatygować się z domu aż tutaj, tracić prawie godzinę z całego tego pięknego dnia.
Tym razem jednak zdecydował się wziąć swój obowiązek na poważnie i rzeczywiście sprawdzić, czy w siedzibie służb nie zaszło nic niespodziewanego. Trudno powiedzieć, czy złe przeczucie spowodowane bardziej ujrzeniem jakiejś drobnej zmiany w ułożeniu wystających z jednej ze skrytek papierów (które nietknięte leżały tu przez cały poprzedni miesiąc, więc zdążył już przyzwyczaić się do ich rozmieszczenia), czy też unoszącym się wokół, słabo wyczuwalnym zapachem młodego, obcego wilka.
- Dzień dobry - usłyszał nagle za plecami, gdy pochylał się nad dokumentami, próbując upchać je do skrytki. Odwrócił się szybko i wbił zdziwiony wzrok w nie starszego niż kilka miesięcy szczeniaka. Nie było to już zupełnie małe dziecko, ale nadal chyba zbyt małe, żeby stanowić jakiekolwiek zagrożenie.
- Co tu robisz? - mruknął bez powitania, które uznał za zbędne w tej sytuacji - grzebałeś w naszych papierach?
- T.. tak... trochę - odpowiedział niewinnie - Opal pozwoliła.
Opal była strażniczką. Brus pomyślał, że bez wątpienia zawsze byłą też trochę szalona, ale żeby pozwolić obcemu dzieciakowi przetrząsać akta starych spraw, to już przesada.
- Kim ty w ogóle jesteś, gówniarzu? - burknął wilk, pozostawiając papiery i stawiając kilka niezdecydowanych kroków w stronę szczeniaka.
- Szkło - ten lekko się skłonił - moje imię.
- Szkło - powtórzył z niechęcią basior, unosząc jedną brew - co kombinujesz, Szkło? I skąd w ogóle znasz Opal?
- Spotkałem ją dzisiaj, zgodziła się poopowiadać mi o swojej pracy - odparło dziecko z radością - od niedawna mieszkam w WSC i chciałbym kiedyś zostać strażnikiem śledczym.
- Opal nie jest śledczą, to zwykła strażniczka - Brus uśmiechnął się lekko i dodał ciut pobłażliwie - ale ja mogę nauczyć cię dużo więcej. Moje miano, śledczy Brus - wyciągnął łapę do młodego wilczka. Spodobało mu się to szczenięce, mężne serce.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz