Są takie dni, gdy zastanawiamy się nad kolorem naszej szarej, zamglonej rzeczywistości. W moim życiu takie dni bywały ostatnio coraz częściej, a walory barw w samym umyśle niestety, lecz wypłowiały praktycznie całkowicie. Moje życie od samego początku nie było niczym, czym mógłbym pochwalić się komukolwiek. Nigdy nie byłem nikim szczególnym, co najwyżej jednym z szeregowców, którzy w przypadku natarcia na watahę przedłużą czyjeś życie o kilka minut. Wysłannikiem, który rzuca swoje życie prosto na ostrza, wiedząc, że w taki sposób przeciągnie atak i być może chociaż garść młodych, sprawnych wilków ucieknie, nim szpony śmiercionośnej wojny dotkną także ich. Mają oni przecież przed sobą jeszcze długie, pełne niejednych starć ze śmiercią, życie.
Właśnie. Życie. Czyż nie jest przepełnione radością, zmieszaną ze smutkiem, ekscytacją, będącą równie dobrze ogromnym strachem, odwagą... oraz wahaniami? Jest pełne emocji, których nie potrafimy docenić, a gdy przybywa moment podczas którego jesteśmy jedynie w stanie usiąść i myśleć "co teraz?"... tęsknimy za nimi i zapominamy jak to było czuć... cokolwiek.
Zastanówmy się.
Ile czasu należę do watahy zwanej "Watahą Srebrnego Chabra"? Zapewne już pewien czas, choć sercem czułem, że kiedyś łapę tutaj stawiałem. Niesamowitym jest, jak wiele zmieniło się odkąd tutaj przybyłem. Dobrze pamiętam rozmowy z Oleandrem, nieufne wymiany zdań z Jaskrem, poznanie Raisy oraz chłód, jaki wiał od Aisu przy pierwszym spotkaniu. Teraz gdy o nim myślę, zauważam, że był przyjemny, szczególnie chciałbym go poczuć w te ostatnie, ciepłe dni. W chwili obecnej jednak ten sam chłód ogarnął moje serce, sprawiając, że każda z emocji szczelnie uwięziła się w moim ciele, aż całkowicie... zniknęła.
Tak po prostu, zniknęła z mojego życia, mojego ciała, uścisku, z mojego...
- Eh. - westchnąłem cicho, wstając na cztery łapy, lecz po chwili odczułem podobny bezwład jak chwile wcześniej, gdy siadałem. Moje ciało bezwładnie osunęło się na ziemię. Zniknęła, ale kto? Każda z emocji, czy Aisu, czy w takim razie co innego?
Wstałem gwałtownie, lecz czując niestabilny grunt pod mymi nogami, zachwiałem się. W chwili obecnej sierść, będąca niebywale puchatą, ogrzewającą mnie zimą, schodziła kępami, tworząc naprawdę brzydki obraz całej mojej postaci. Podszedłem do kałuży, powstałej w wyniku nocnych opadów deszczu i pijąc niespiesznie zrozumiałem, jak beznadziejnie wyglądam oraz się czuję.
Zrozumiałem, że koniec nie jest już daleko, że to tylko kwestia czasu, który pędzi nieubłaganie, choćbyśmy konali i krzyczeli, by zwolnił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz