Tego dnia wstałam już punktualnie i bez większych problemów. Lekkim krokiem, mając równie nieważkie serce, udałam się do przyjaciółki, by zabrać ją na miejsce ćwiczeń. Nim jednak udało nam się tam dotrzeć, gdzieś pośrodku lasu wpadł mi do głowy nagły, ale w mojej opinii naprawdę dobry pomysł. Stanęłam, by z szerokim uśmiechem na pysku powiedzieć:
- W cholerę z tym.
- Słucham? - towarzyszka, która najpierw patrzyła na mnie ze zdziwieniem, parsknęła nagle śmiechem.
- Wpadłam na coś lepszego. Mały wyścig, ja kontra ty. Zainteresowana?
- Nie ostrzegałaś, że ja też będę musiała biegać - uśmiechała się delikatnie - Na to się nie pisałam.
- Nie powiesz mi chyba, że za szczeniaka nie lubiłaś się ścigać? Dalej, będzie zabawnie.
- Zgoda - uległa w końcu - Gdzie meta?
Okręciłam się dookoła, lustrując okolicę.
- Właśnie z tym może być problem, bo tu wszystkie drzewa wyglądają tak samo. Ale jeśli się nie mylę, to gdzieś w tamtym kierunku znajduje się Różany Wodospad. Mylę się? - pokręciła głową - Kto pierwszy, ten lepszy.
- No dobra - rzekła poważniejszym tonem - To na miejsca, gotowi... Start!
Pomknęłyśmy do przodu. Już po kilku chwilach mogłam pochwalić się wysunięciem na prowadzenie, choć przewaga była nieznaczna, a moja przeciwniczka nie zamierzała odpuszczać. Po jakimś czasie pojawiły się przed nami zarośla. Rozdzieliłyśmy się, gdy jeszcze były niewielkie - każda z nas biegła teraz po innej ich stronie. Wkrótce jednak obszar zajęty przez ciernistą roślinność zaczął się poszerzać, odpychając nas daleko od siebie, aż straciłam przyjaciółkę z oczu. Uznając, że to nic wielkiego, całkowicie skupiłam się na trasie, wkładając we wcale nie najkrótszy bieg wszystkie swoje siły.
W końcu wybiegłam. Z lasu prosto między krzewy róży, a z nich w zimną wodę. Jęknęłam z rozkoszy, czując nagłe ochłodzenie. Co lepsze, mojej przeciwniczki jeszcze tu nie było.
- Wygrałam - obwieściłam, gdy jakiś czas później zdyszana wypadła spomiędzy drzew.
Spojrzała na mnie, jakby chciała się odgryźć złośliwym komentarzem, koniec końców wybuchła tylko śmiechem i dołączyła do mnie w zbiorniku wodnym.
Czułam się szczęśliwa, uznając to zwycięstwo za pierwszy efekt kilkudniowych ćwiczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz