- Mnie? Boli? Nie, źle mnie zrozumiałaś, droga Notte - umilkłem. Notte, prawda? Nawet w myślach nieczęsto używałem jej imienia - w porządku. Nie tykam się twojego misia - podniosłem jedną z łap w geście świętej uczciwości i chęci ugody - powiedzmy, w ramach podziękowania za twoją pomoc, w związku z jego matką.
Na razie lepiej było nie drążyć tego chyba drażliwego dla niej tematu i zrezygnować z możliwości bliższego poznania tego zwierzęcia. Szkoda, znajomość funkcjonowania niedźwiedzia i niedźwiedziego ciała mogła przydać mi się później wielokrotnie. Ważniejsze jednak okazało się ustąpienie tej waderze. Czemu? Trudno powiedzieć, podświadomość podpowiadała mi widocznie, że zyskam na tym więcej.
- Nie zmienia to faktu, że zachowałeś się jak idiota - prychnęła, zabierając ze sobą owo osobliwe maleństwo i wymijając mnie, co zrobiła jednak z nieskrywaną radością. Ruszyłem za nią wolnym krokiem. Gada bzdury. Ale nie zamierzałem wyprowadzać jej z błędu, bo po co? Czy to nie przeczyłoby mojemu chwilowemu wizerunkowi? Gdybym szybko skoczył na niedźwiedzicę w dogodnym momencie, mógłbym odepchnąć się od niej, przez co zyskałbym spory odrzut. A wtedy miałbym już pewnie ponad osiemdziesiąt procent pewności, że uda mi się szybko dotrzeć do skał, na których już nie mogłaby mnie gonić.
A co z pozostałymi dwudziestoma procentami...?
Po co się nad nimi zastanawiać. Przecież kontroluję wszystkie swoje kroki. Te dwadzieścia procent nigdy by przecież nie zaistniało...
- Wolno mi jeszcze coś powiedzieć? - zawołałem za nią, udając wesołość aby wpasować się w ogólny nastrój odpowiedni dla sytuacji.
- Nadal jestem zła - rzuciła do tyłu, choć jej głos brzmiał raczej neutralnie. Przechyliłem głowę, a gdy upewniłem się, że nie obejrzy się za siebie aby nawiązać kontakt wzrokowy, przyjazny uśmiech momentalnie znikł z mojego pyska. Napinanie tylu mięśni naraz było męczące i zupełnie niepotrzebne.
- Blizna na klatce piersiowej - teraz mój głos nie sprawiał już nawet pozorów radosnego - zaraz przy mostku. Jeśli ostrze było wbite pod ukosem, być może sięgająca przepony, ale inna rzecz jest ciekawsza. Nie sposób sprawić, by coś takiego w łapach wilka nie uszkodziło serca.
- To chyba nie twój interes, czy się mylę? - warknęła, a jednak zatrzymała się chyba lekko zdziwiona i była łaskawa poczekać, aż zrównam z nią kroku.
- Ależ skąd - mruknąłem, jednak zignorowałem jej słowa - takie rany pozostawiają duże blizny. Tworzące zgrubienia na skórze, szerokie pasma. Ale u niektórych organizmów odbudowa tkanek działa na tyle dobrze, aby je zmniejszyć. Kwestia głównie genetyki i wieku. Ile masz lat? Cztery? Pięć? Przepraszam, jeśli przesadziłem, nie jestem w tym zbyt dobry. Ale to... to zrobiłaś sobie jeszcze za dzieciaka, mając nie więcej, niż trzy - nie napotkawszy stanowczego protestu delikatnie uniosłem jej łapę, przyglądając się częściowo ukrytej pod nią szramie - goiło się jak na psie, prawda? Podejrzewam, że sporo odpoczynku i dobra dieta zrobiły swoje. Ktoś się tobą zajmował. Komuś zależało. Rana się nie otwierała. To nie był wyrok. To nie była długa walka. Masz jeszcze kilka innych blizn, ale są zupełnie inne. A więc? Czyżby młoda wilczyca postanowiła w jakiś sposób... przenieść się na drugą stronę?
Teraz z kolei to ja ominąłem ją i ruszyłem nieco szybciej, jeszcze przez chwilę powstrzymując cisnący mi się na pysk, tym razem zupełnie szczery, uśmieszek. Ach, dreszczyk emocji. Nie powinienem, nie... uwielbiałem to robić.
< Notte? Poleca się jednoosobowa ekipa do psucia wilkom humoru xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz