Późnym popołudniem postawiłam łapy na miękkim piasku plaży, wychodząc na otwartą przestrzeń przejściem w wąskim przesmyku między Laskiem a Skrytym lasem. Na południu, gdzie, granicząc ze stepami, zaczynało się to złote, sypkie morze, brzeg równał się niemal z rosnącą obok puszczą. Tu przechodził dość gwałtownie w kamienne klify, dość wysokie, by upadek z nich groził całkiem poważnymi powikłaniami. Do tej pory nie spotkałam tu żadnego większego ssaka oprócz swojej osoby. Bliskość nawiedzonego gąszczu też musiała odstraszać wielu chętnych. Gdzieś w tej skalnej ścianie znajdowała się jaskinia. Gdy się patrzyło z przodu lub pod niewielkim kątem, była praktycznie niewidoczna. Nawet przy przechodzeniu obok wydawała się niepozorna. Kiedy się już weszło do środka, zauważało się dwie odnogi. Szersza prowadziła do ślepego zaułka. Węższa była nie do przejścia dla wilka...przynajmniej tak się wydawało przy samym patrzeniu, choć fakt, belce szło łatwiej. Istne nagromadzenie złudzeń optycznych. W końcu znalazłam się na środku ogromnej groty. Przez otwór na górze wpadało trochę światła, oświetlając konstrukcję. Przyłożyłam łapę do drewna.
— Już niedługo zakosztujesz słońca.
~Trochę czasu później~
Brodziłam z przyjemnością w chłodnej, czystej wodzie górskiego wodospadu. Dzień był jednym z gorętszych, graniczących z upałem. Zanurzyłam się całkowicie, dotykając łapą kamienistego dna. Po pół minucie ponownie zaczerpnęłam powietrza, nie byłam już jednak sama. Na brzegu siedział znany mi bordowy wilk.
— Och. Witaj. - rzekłam, chwytając się najbliższej skały.
— Witaj. - odparł basior, podczas gdy wygramoliłam się na swoją podporę i paroma skokami znalazłam się na brzegu. Podniosłam wzrok. Ruten wpatrywał się przez moment we mnie, a właściwie w moją klatkę piersiową, z nieokreślonym wyrazem pyska. No tak. Blizna prześwitywała przez mokrą sierść. Gdybym wtedy dodatkowo nie pociągnęła ostrza w dół przy ostatnim ruchu, może nie byłaby taka długa?
— Tak rozcięty wilk w najlepszym wypadku umiera w ciągu doby. - uśmiechnął się nieznacznie, rysując coś łapą w ziemi. O ile mi wiadomo, żaden z niego medyk. Z drugiej strony, ja też nim nie jestem.
— To może czas wezwać egzorcystę? - zaproponowałam z lekkim uśmiechem. Rozmowę przerwał nam jakiś szmer dochodzący z góry, bardziej na lewo. Postąpiłam parę kroków do przodu, spoglądając w tę stronę, kiedy z najbliższej sosny zsunął się mały niedźwiadek, przypatrując nam się niewinnie. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, z lasu wyłoniła się potężna, brunatna sylwetka z głośnym warczeniem. Nastroszyłam sierść, przypadając nieco do ziemi i cofając się o krok w pokojowym geście.
— Po co te nerwy... - dodał cicho samiec, również wstając. Sądząc po szarży, niedźwiedziej matki to nie przekonało.
<Ruten? Przynajmniej jest akcja.XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz