Jeszcze chwila... moment...
Pędem, ile sił w nogach przekroczyłem granicę, którą tym razem była rosnąca na środku polany, młoda brzoza. Gdy znalazłem się za nią, zwolniłem tempa, pozwalając sobie na odpoczynek. Byłem z siebie dumny. Tego dnia przebiegłem wyjątkowo długą drogę, przez cały czas prując powietrze jak tylko potrafiłem najszybciej. Pozostał mi jeszcze krótki dystans, który planowałem przemierzyć kłusem, aby trochę ochłonąć i uspokoić wszystkie układy organizmu, które oczekiwały na dalszy bieg. Spokojnie, kochane mięśnie, które niosłyście mnie tak daleko, na luziku, szkieleciku, który z każdym takim biegiem gdzieś tam stajesz się mocniejszy i bardziej odporny, dziś powoli zbliżamy się do końca. Dałyście radę, jestem z was bardzo zadowolony. Jutro zrobimy coś mniej wymagającego, abyście i wy mogły troszkę odpocząć.
Truchtałem dalej, starając się oddychać jak najbardziej miarowo, aby móc przebyć jeszcze kilometr lub dwa, zanim zawrócę i skieruję swoje kroki do domu. W drodze oglądałem las szumiący wokoło, patrzyłem na miłą dla oka zieleń liści i wsłuchiwałem się w szum drzew. Takie przebieżki bez dwóch zdań były dobrze także na psychikę.
Gratulacje!
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz