To był dzień, w którym jak zwykle biegałem po lesie, starając się oddychać miarowo i rozglądając się na boki, aby sprawdzić, czy w pobliżu jest ktokolwiek, komu można by powiedzieć "Dzień dobry". To nie tak, że jakoś wyjątkowo lubiłem to robić. Ale co by o mnie inne wilki pomyślały, gdybym nie przywitał się z sąsiadami?
Oddychałem szybko, z każdą minutą coraz wyraźniej czując, że zbliża się moment, w którym będę musiał chociaż na chwilę przerwać bieg. Znalazłem się już na północy terenów WSC. Nieczęsto się tam zapuszczałem, bliższymi mi stronami były raczej okolice Stepów, południowej części lasu i Borów Dworkowych. Tym razem jednak nabrałem ochoty na poznanie lepiej nowych okolic. Tak, na wszelki wypadek, jakby kiedyś mogło mi się to na coś przydać, a nie wątpiłem, że taki dzień nadejdzie. Na "swoich" ziemiach w WSC mogłem poruszać się niemal z zamkniętymi oczami, znałem ten teren jak własną kieszeń. Nad terytoriami zbliżonymi do siedlisk ludzi musiałem jeszcze trochę popracować, mimo, że moja orientacja w terenie nie zwykła mnie zawodzić.
Gdy w oddali ujrzałem most biegnący przez rzekę, a za nim ludzkie domy i podwórza, zwolniłem kroku. Tam też powinienem się kiedyś wybrać. Żeby pokonywać w sobie lęk przed ludźmi. Do tej pory niemal nigdy niczego jakoś specjalnie się nie bałem, ale te łyse ssaki wywierały na mnie jakieś nieprzyjemne wrażenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz