Przespałam się w jednej z jaskiń. Nie była zbyt sucha, ale za to przytulna i mało widoczna. Cały ranek poświęciłam na trening. W górach łatwo było o przedmioty do ćwiczeń; kamienie, trasy wyjątkowo silnie testujące wytrzymałość wilka, a nawet takie koziorożce, skore do zapasów. Później wyruszyłam w drogę powrotną.
Znajdowałam się już z kilka kilometrów od granicy, kiedy stało się nieuniknione - natknęłam się na straż. Dwójka młodych, rosłych basiorów, dyskutujących między sobą po cichu, nagle zamilkła, nasłuchując. Zdążyli już mnie zauważyć, nie było więc sensu się ukrywać. Wyszłam im z krzaków naprzeciw, otrzepując się z liści dla lepszego efektu. Jeden z nich, o ciemno-szarej sierści, odezwał się pierwszy:
— Co taka młoda dama porabia sama w leśnych ostępach? - zrobili parę kroków w moją stronę. Powstrzymałam się od wywrócenia oczami i przybrałam jak najbardziej niewinny wyraz pyska.
— Ach...Nie widzieli może panowie w okolicy rudego szczeniaka, mniej więcej takiego? - pokazałam dla podkreślenia łapą wielkość przeciętnego szczenięcia. Wilki pokręciły głowami. - Ten mały łobuz... - westchnęłam teatralnie z nutką zmartwienia.
— Och, niech się pani nie martwi. Jak tylko się pojawi, od razu damy znać. - odparł śmielszy. Podziałało. - A skąd przybywacie?
— Z WSC. - odrzekłam prosto, bez jakichkolwiek emocji.
— Świetnie. - basior uśmiechnął się. - A tymczasem, nie miałaby pani może ochoty na wspólne polowanie? Takie poszukiwania muszą być wyczerpujące...
— Obawiam się, że muszę odmówić. - oznajmiłam z rezygnacją. - Ale jeżeli się jeszcze spotkamy, z pewnością sobie nie odpuszczę. Do zobaczenia, chłopcy. - dodałam z uśmiechem.
— Zatem do zobaczenia. - puścił oczko.
Kiedy już znalazłam się w dość sporej odległości, mogłam wreszcie dać upust swemu zażenowaniu. Za dużo debili biega po tym świecie...Z ulgą powitałam znajomą ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz