Gdybym mógł, pewnie na znak zrezygnowania walnąłbym głową w najbliższe drzewo. Nie wypadało jednak przecież, nawet pomimo faktu, że nie zamierzałem ujawniać swojej pozycji w rodzinnej watasze.
Czego oni chcą się jeszcze od nas dowiedzieć? O co zapytać? Gdybyśmy działali jako szpiedzy, czy jakikolwiek inny syf, byłoby to bez wątpienia ostatnie, co by usłyszeli.
Spacer po śladach idącego dwa kroki przed nami basiora o ciemnej sierści zakończył się u wejścia do jakiejś pokaźnej groty, równie mrocznej, jak całe to towarzystwo.
- No, chłopaki, wstajemy! - krzyknął, zanim jeszcze weszliśmy do środka. Z wewnątrz doszły nas znudzone pomruki.
- Czego chcesz? - kolejny już obudzony tej nocy odpowiedział zaspanym głosem - jeszcze za wcześnie...
- Robota jest! - uświadomił go basior, wyciągając łapę, aby popchnąć nas do środka. Etain zawarczała, a ja cofnąłem się niepewnie. Z groty wyszły trzy basiory zbudowane niemal tak samo dobrze, ale znacznie młodsze, niż przewodnik naszej wycieczki.
- Co jest? - rzucił jeden z nich - mamy ich przesłuchać?
- Mniej... - tu chrząknął - mniej więcej. Ilu was tam teraz siedzi?
- Pięciu.
- No, to dacie sobie radę - basior poklepał swojego rozmówcę po ramieniu - to jakieś lichoty.
- Nie będzie, jak poprzednio... - jeden ze strażników zniżył głos i zerknął na nas ukradkiem.
- Nie - odrzekł z ojcowskim uśmiechem wilk i wycofał się - przyślę wam tutaj Greka. Ja mam wartę. Cześć!
- Cze... - jeden z basiorów podrapał się za uchem. Popatrzył na nas i zawołał do reszty - w środku jest za mało miejsca, wyłaźcie.
Tak jak mówił wcześniej, w sumie zebrało się pięciu. Przeciwko naszej trójce. Szybko odrzuciłem możliwość walki. Rozejrzałem się jeszcze raz, czy któryś z osobników miał jakieś narzędzia, którymi mogliby robić krzywdę bliźnim, ale z ulgą dostrzegłem, że w nic takiego nie są uzbrojeni. Zresztą wilki? Używające narzędzi? Jakże by to było...
- Dobra, to kochani, co was sprowadza na nasze ziemie? - cała piątka w zwartej grupie usiadła w odległości kilku kroków od nas.
- Nic konkretnego. Najwyraźniej macie ładne krajobrazy - odpowiedziała szybko Etain.
- Aaa, widzicie - wilk, który zadał poprzednie pytanie, teraz z szerokim uśmiechem ulgi zwrócił się do reszty - czyli nic złego, można powiedzieć. Tak, bardzo ładne, bardzo ładne. I nie planowaliście jakiegoś zamachu? Czy coś?
- Absolutnie - wtrąciłem szybko.
- No, tak myślałem - przytaknął z ulgą - to co, Olferik - zwrócił się do jednego ze swoich znajomych - pójdziemy chyba upolować jakąś sarenkę, żeby tu o suchym pysku nie siedzieć. Koledzy zaopiekują się gośćmi, czyż nie?
W grupie zapanowało poruszenie. Nie byłem pewien, czy większość popiera ten pomysł, czy jest mu wyjątkowo przeciwna, ale zanim wszyscy uspokoili się, zjawił się jeszcze jeden wilk. Ten nie wyglądał na siłacza. Był niski, miał cienki pysk, nieco wyliniałą sierść, która niegdyś prawdopodobnie mogła zostać określona mianem czarnej i jakiś wredny błysk w oczach. Interweniował może nazbyt gwałtownie.
- Co to za wrzawa? Zamknąć ryje, wszyscy! Żadnego rozłażenia się, dopóki nie będą przesłuchani!
- Ale oni już powiedzieli, Grek - jęknął jeden ze strażników - nic złego nie chcą zrobić.
- Taaak? A jak okaże się, że to sekta? Jak zaczną burzyć morale w naszej watasze? To kto będzie za to odpowiadał, jak myślisz, kto?! A może nad wami już zaczynają pracować...
Prychnąłem w duchu. Bardziej bezsensownego zarzutu jeszcze w życiu nikt mi nie postawił. Ale fakt faktem, na tamtych zadziałało.
- To co my mamy zrobić, jak oni do niczego się nie przyznają? - jęczał dalej strażnik.
- A czego was uczyłem? Pytać do tej pory, aż się przyznają? Pewnie kolejni, którzy nawciskali wam bajeczek o przypadkach? A zapamiętajcie sobie, strażniku, że przy przekraczaniu granic naszej watahy, przypadki nie istnieją - mruknął, podkreślając ostatnie słowa - tak jest postanowione i tak ma być.
- A jeśli skasujemy jakichś niewinnych?
- Niewinnych? Byli na naszym terytorium. A zresztą nikt spoza niego nigdy nie pozna ich losu. Chcesz ryzykować?
- No, nie - ten drugi zaśmiał się głupkowato.
Uważnie przysłuchiwałem się całej rozmowie, na chwilę chyba lekko otwierając pyk. Z zadumy wyrwał mnie cichy głos Mundusa.
- Z a w i l e c!
- Co? - otrząsnąłem się.
- Żyjesz?
- Ta... tak.
- Nie chcemy w tym momencie kolejnego twojego napadu.
- Ja tylko... uważnie słucham.
- Takie to ciekawe? Chyba muszę zapisać się u tego typa na jakieś korepetycje, bo u nas zupełnie inaczej to działa.
- Nie no, przestań - przeraziłem się - my chyba jesteśmy gościnni?
- Niech Żyje Chabrowy Reżim, Zawisiu - oparł się o drzewo i, zdawało mi się, przewrócił oczami - zajmij się lepiej tym, co tam na co dzień robisz, a sprawy bezpieczeństwa wewnętrznego zostaw mi.
- Już i tak są całe twoje.
- E... - uciął krótko. Z braku lepszego pomysłu znów zainteresowałem się rozmową strażników.
- No, proszę - mówił ciemny, wyliniały wilk - najpierw ten biały. Ten biały wygląda mi na szpiega. Kto mi tu wczoraj sprzątnął sprzed nosa kawałek przepiórki... a, Olferik! Proszę, jeśli tak lubisz jeść, poćwicz trochę, żebyś się zbytnio nie utuczył na tym naszym uczciwym wikcie.
- Ale - strażnik położył uszy po sobie - to było przez przypadek! Bo ta przepiórka jeszcze żywa... by uciekła...
- Ty mi się teraz nie tłumacz, weź sobie kogoś do pomocy, reszta niech pilnuje wilczycy, bo gotowa nam jeszcze przeszkodzić. A zresztą - tu podniósł z ziemi jakiś ostry kamień i ku mojemu przerażeniu przyłożył go Etain do szyi - wy, dwoje, nadal uważacie, że to wszystko był tylko przypadek? Zaraz się przekonamy.
Dwa basiory wstały niechętnie i podeszły do mnie. Odruchowo zacząłem szukać drogi ucieczki, lecz gdzie mógłbym ujrzeć tę drogę, gdy wokół pełno wrogów? Zamiast tego cofnąłem się, po kilku krokach napotykając na swej drodze drzewo. Zadrżałem niepewnie, oglądając się za siebie. Jeden ze strażników postanowił wykorzystać tę chwilę, rzucając się na mnie. Drugi podążył za nim.
Pomimo szczerych chęci podyktowanych zbierającą się w mięśniach adrenaliną, nie zdołałem skutecznie odeprzeć pierwszego ataku. Kiedy moje kły napotkały przeszkodę w postaci policzka jednego z napastników, jego kolega już chwytał zębami skórę na moim karku. Z mojego gardła wydobyło się głuche szczeknięcie. Zacząłem gryźć na oślep, przestając myśleć zupełnie racjonalnie i próbując trafić obu za jednym razem. Nagle coś mignęło mi przed oczyma i zorientowałem się, że został mi tylko jeden przeciwnik. Zdezorientowany pisk drugiego dosłyszałem gdzieś z boku. Przerwałem walkę, gdy i ten, który wcześniej mnie atakował, porzucił tę czynność i zaczął odciągać jakąś niespodziewaną przeszkodę od swojego kompana.
- Łaaaaa, przestań, przestań - nagle zaczął panikować, próbując uciekać przed dziobem mojego niebieskiego towarzysza, który zmienił właśnie obiekt swojego zainteresowania i zaczął polować na jego przednie łapy. Basior szybko odsuwając się do tyłu stracił równowagę, a otrzymawszy jeszcze jedno, silne uderzenie skrzydłem w pysk został odepchnięty o trzy kroki i przysiadł chwiejnie, nadal starając się ochronić swoje pokrwawione kończyny.
Mundus cofnął się i zatrzymał obok mnie, szybko łapiąc oddech.
- No, co się tam do pioruna dzieje - warknął ów wrednooki wilk, nazwany przez nich wcześniej imieniem Grek - nie potraficie sobie poradzić... ach - dopiero teraz zauważył, że przy rozdzielaniu nadzoru pominął jedno z nas.
- To gryzie - wybełkotał jeden z wilków, wycierając krew spod nosa.
- Zatem unieszkodliwcie najpierw jego i będzie po kłopocie. Czy się boicie? - zaśmiał się pobłażliwie.
- Nie, no gdzież - basior wstał - tylko niech jeszcze ktoś... ja nigdy nie walczyłem z ptakiem. Wiesz, że łabędzie potrafią jednym skrzydłem złamać nogę... a jak leci harpia, to trzeba uciekać, bo potrafi...
- To mi ani na łabędzia, ani na harpię nie wygląda - żachnął się Grek - Ochra, idź z nimi i załatwcie to szybko, bo mamy jeszcze panią do obsłużenia.
Tym razem było ich trzech, a fala agresji nie była skierowana na mnie. I choć czułem, że powinienem jakoś im przeszkodzić, jakoś się wtrącić, strach sparaliżował mnie zupełnie, a rana na karku nadal trochę krwawiła. Nie ruszyłem się z miejsca. Zawilec, jesteś tchórz. Mogliby przecież nie jego, a ciebie teraz tłuc. Ale... jesteś żywy tchórz. A Mundurka przecież nie zabili, dołożyli mu tylko jeszcze parę razy, żeby móc się spokojnie zająć mną... i Etain, której każdy ruch kontrolował Grek. Dopiero gdy strażnicy przywlekli mu mojego półprzytomnego przyjaciela, zdjął ostrze z jej gardła, by w ramach odwagi i poświęcenia przyłożyć go teraz z kolei do szyi ptaka, na tą chwilę niezdolnego choćby podnieść się z ziemi. Równocześnie jednak ponownie oddelegował dwa wilki do pilnowania Etain, co uczyniło sytuację dosyć podobną do tej na początku.
- No, na co czekacie? - warknął Grek - jeśli wolicie, możecie najpierw zająć się nią.
- Nawet... się nie waż... - Mundus oparł się na jednym ze skrzydeł, jednak został pchnięty przez wilka z powrotem do poziomu.
- Przykro mi, że przepadnie ci w tym miesiącu zapłata za bycie skutecznym ochroniarzem - odparł wyliniały basior i wskazał na wilczycę - może ta podróżniczka będzie bardziej rozmowna, niż jej partner.
< Etain? Rozpisałem się troszku, ale przynajmniej coś się dzieje xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz