Obudziwszy się dzień po treningu, nie mogłam narzekać na żadne bóle mięśni ani najmniejsze nawet uczucie zmęczenia. Chwilę zastanawiałam się, czy wziąć to za powód do zadowolenia i dumy nad własną sprawnością, czy może uczucia porażki po zaplanowaniu i odbyciu zbyt lekkich ćwiczeń, swoistym zmarnowaniu czasu i wysiłku? Rozważania szybko urwałam, uznając oznaki, a raczej ich brak, jedynie za sprzyjającą okoliczność do powtórzenia wczorajszego wysiłku. Wybrałam się do miejsca, w którym wspomniane przedsięwzięcie miało miejsce, po drodze odbywając krótkie, zakończone sukcesem polowanie. Moim śniadaniem został nieostrożny zając.
Po dotarciu do celu zdziwiłam się trochę, widząc, że prowizoryczne oznaczenia startu i mety mojej własnej roboty przetrwały noc. Ustawiwszy się przed jednym z nich, rozpoczęłam bieg. Być może to zasługa sytego posiłku, jaki trafił mi się chwilę przedtem, być może silnej motywacji, na pewno też nie bez znaczenia okazał się fakt, że z powodu wczesnej godziny nie można było jeszcze narzekać na upał, tak czy inaczej czułam się pełna sił, zdolna do osiągnięcia rekordowych dla siebie prędkości.
Kiedy wreszcie stanęłam, wypełniało mnie zadowolenie, satysfakcja i duma. Zdawało mi się, że tego dnia osiągnęłam wynik lepszy niż przed upływem doby, ale skąd mogłam mieć pewność?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz