Krok za krokiem, krok za krokiem. Cały czas przed siebie, w nadziei, że zdołam minąć jeszcze jedno drzewo, które widniało mi przed oczyma pomiędzy niezliczonym stadem innych drzew i stanowiło kolejny punkt kontrolny swojej trasy. Lubiłem biegać. Bardzo lubiłem biegać. Jedyne, co było kłopotliwe w prowadzeniu dalszego treningu, to odległość, jaką postanowiłem pokonać szybkim truchtem.
Raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa, dwa... raz... dwa? Coś mi się pomyliło, wyglądało na to, że za bardzo skupiłem się na poruszaniu nogami. Musiałem popracować jeszcze nad koordynacją umysłu z ciałem. To ważne podczas starć z silnymi przeciwnikami, choć zdawało mi się, że mało kto zwracał na to uwagę.
Od kilkuset metrów dopadało mnie zmęczenie. Teraz jednak nie było czasu na pojenie się lamentem, teraz trzeba było pracować. Żeby być silnym, żeby w przyszłości dać radę każdemu oprychowi, z którym będzie się walczyć.
Udało mi się przebiec więcej, niż poprzedniego dnia, chociaż byłem świadom, że zanim nie rozruszam się, nie rozćwiczę i nie wybiorę na co najmniej cztery, może pięć treningów, liczba ta nie będzie powalająca. No cóż, to tylko zachęta do dalszego ćwiczenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz