Jak tu pięknie!
Stałam pośród gęstych, zielonych drzew rozległego lasu. Korony kołysały się delikatnie, dookoła słychać było śpiew ptaków. Był radosny, jednolity. Harmonia wielu głosów ukazywała tajemnicze piękno. Jakby wszystkie te małe, latające istotki czekały specjalnie na mnie. Aż przejdę powoli, ledwie widoczną ścieżynką, daleko na północny-wschód od domu. Wiedziały, że będę tu stała i zachwycała się nimi. Melodia rozbrzmiewała tylko dla mnie, nikogo nie było. Tylko ja i ten radosny porządek. Nie wiem jak długo ich słuchałam, nie było to dla mnie ważne. Dopiero po jakimś czasie otrząsnęłam się i szłam dalej. Nos miałam tuż przy ziemi węsząc w poszukiwaniu jakiegoś nowego zapachu. Do tej pory, wszystko się powtarzało. Sucha ziemia, trochę trawy, czasem pojawiała się woń jakiejś zwierzyny. Nic co mnie interesowało. Od wielu dni czekałam na TO. Czekałam na wilka...
Po dwóch godzinach wyczułam nieznaczną nutkę czegoś innego. Niezwykle delikatna, byłam jednak pewna, że należała do psowatego. Im dalej szłam na północny-wschód tym czułam jej więcej. Wyraźnie czułam pozostawione zapachy. Poza sierścią, było też coś wyjątkowego. Coś co pojawia się tylko w zamkniętych grupach. Nareszcie! Byłam na terenie watahy! Serce zabiło mi mocniej. Podniosłam łeb i rozejrzałam się. Wokół panowała cisza, ciągle las, ten sam. Kto by pomyślał, że coś się zmieniło. A jednak. Żyją tu wilki! Wilki, które mogą zostać moją nową rodziną. Nagle przyszła mi do głowy myśl: czy mnie zechcą? Próbowałam przyłączyć się już do dwóch grup. Jedna przegoniła mnie z terytorium nawet nie pytając kim jestem. W drugiej natomiast alfa stwierdził, że nie nadaję się do nich. Od tego minęło już sporo czasu. Można powiedzieć, że się niecierpliwiłam. Odetchnęłam głęboko. Nie martw się, pomyślałam, jeśli cię nie zechcą, pójdziesz dalej, nic się nie stanie. Promienie zachodzącego słońca zaczęły przenikać przez korony drzew. W lesie szybko następuje zmierzch. Musiałam znaleźć jakieś bezpieczne miejsce do spania. Położyłam się pod sosną, wśród małych, pachnących szyszek. Wytężyłam słuch, by sprawdzić czy jestem bezpieczna. Wzięłam kojący oddech i ułożyłam się do snu, będąc niemal niewidoczna wśród leśnej ściółki.
Obudziłam się wypoczęta, gotowa na nowy dzień. W brzuchu natomiast panowała pustka. Gdy dał o sobie znać głośnym burczeniem, ptaki z pobliskich drzew odleciały z przeraźliwym wrzaskiem. To chyba wystarczający znak, pomyślałam z uśmiechem. Zaczęłam się rozglądać za śladami zwierzyny. Dzięki umiejętnościom, których nauczył mnie brat, szybko zobaczyłam na ziemi trop kilku zwierząt. Miałam do wyboru: zająca, sarnę i dzika. Nie należę do sprinterów, więc z miejsca sobie odpuściłam zająca. Sarn, po ostatnich wydarzeniach, miałam dość. Więc został dzik. Silny, wytrzymały. Miałam ochotę na zabawę. Wiedziałam, że wymagające polowanie poprawi mi humor na cały dzień. Zaczęłam truchtać za tropem. Uważnie stawiałam łapy, by nie wydać żadnego dźwięku. Musiałam być ostrożna, zwierzę było blisko. Samotny dzik, kulał na tylnej łapie. Pewnie stado uciekało przed drapieżnikiem, a on za nimi nie nadążył. Powoli, podeszłam z odpowiedniej strony, by nie wyczuł mojego zapachu. Próbowałam się uspokoić, ale polowania zawsze dostarczały mi wielu emocji. Siedziałam jakbym pod sobą miała kolce róży. Spokój, wdech, wydech - teraz! Ruszyłam ze swojego miejsca, dzik zaczął uciekać. Widocznie adrenalina pozwoliła zapomnieć mu o tylnej łapie. Dawał ogromne tempo, przyjęłam rzucone mi wyzwanie. Nie musiałam się wysilać, biegł wprost na szeroką skalną ścianę. Szybko zorientował się o swoim błędzie, ale wtedy było już za późno. Kilkoma ruchami zakończyłam jego żywot i przeszłam do napełniania pustego żołądka. Nie zdążyłam jednak dobrze przegryźć, a usłyszałam kroki...
< Naoru? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz