— Powinnyśmy iść? — zapytała Ashera niepewnie.
Ja również się zawahałam.
Nie znałyśmy tego wilka. Nie znałyśmy jego watahy. Owszem, uratowałyśmy go, ale to nie znaczy, że nie musimy się spodziewać nieprzyjemnych zdarzeń.
Przejrzałam w myślach nasz asortyment. Ja mogłam zniknąć, Ashera uśpić. W razie czego mogłyśmy szybko uciec.
— Nie jestem pewna — powiedziałam w końcu szeptem przyciszonym tak, że wadera musiała się nade mną nachylić. — Ale uważam, że na wszelki wypadek jesteśmy dobrze przygotowane.
Miałam nadzieję, że zrozumie aluzję.
Zrozumiała i kiwnęła głową.
Wróciłyśmy więc do Mateo, który czekał cierpliwie.
— Chodźmy więc — zarządziła Ashera miłym tonem i zaraz wdała się z basiorem w rozmowę. Ja trzymałam się nieco z tyłu i obserwowałam otoczenie, tak profilaktycznie.
Dojście na tereny watahy tego wilka nie było zbyt długie. Za to droga do Alfy wydała się bardzo skomplikowana. Musieliśmy kroczyć między drzewami, mijać dziwne znaki na skałach. Doszłam do wniosku, że Alfa tutejszej watahy musi być albo strachliwa, albo po prostu nie chce być znaleziona.
Po około dwudziestu minutach błądzenia znaleźliśmy się na małej polance, na której wysoka, umięśniona wadera rozmawiała z basiorem, który przy jej ogromie wydawał się całkowicie przeciętny, chociaż przy kimkolwiek innym prezentowałby się zgoła przeciwnie.
— Oto właśnie nasza para Alfa — oznajmił z dumą Mateo, widząc, jakie wrażenie wywołali w nas jego przywódcy.
Wadera zwróciła na nas wzrok i Ashera aż się wzdrygła, widząc ogromną bliznę biegnącą przez jej lewe oko. Samiec Alfa za to uśmiechnął się szeroko i podszedł do nas.
— Witaj, Mateo — przywitał się i skłonił mnie i Asherze. — Przyprowadziłeś nowe członkinie?
— Niezupełnie — sprostował wilk. — Uratowały mi życie.
< Ashera? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz