Poranek był całkiem zwyczajny. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, kłujące bezlitośnie w oczy. Lekko zaspana porozgrzewałam się nieco, poćwiczyłam z mocą i wyruszyłam na polowanie. Wróciłam z niego do swojej kryjówki z dwoma cherlawymi zającami. Po posiłku czas było ustalić plan działania.
Postanowiłam iść w kierunku przeciwnym do biegu rzeki, mówiąc prościej, ku jej źródłu, dopóty, dopóki nie znajdę luki w straży. Trochę to trwało, ale w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że od dłuższego czasu nikogo nie widziałam w okolicy, aż po horyzont. Uśmiechnęłam się lekko. Najbardziej ryzykowna była szybka przeprawa przez rzekę. Dalej, pod osłoną roślinności, czułam się już swobodniej. Jak na szpiega przystało, w ciszy wspięłam się do połowy zbocza. Tam już puściłam się biegiem, z rozkoszą wdychając górskie, rześkie powietrze. Obeszłam jednak szczyt i dopiero tam zaczęłam trenować, podciągając się na skałach. Na deser zepchnęłam z trudem , ale i z satysfakcją największy głaz w przepaść. Ćwiczenia zaczynały przynosić efekty. Czas na powrót do swoich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz