Gdy Ruten wybiegł z jaskini jakby go całe piekło z połową nieba goniło, Azair ułożył się na ziemi wygodnie.
Był pewien, że szczeniak spróbuje uciec. Trząsł się i nerwowo zerkał w stronę wyjścia. Aza jednak nie przejmował się tym zbytnio. Jeśli dzieciak zbliżyłby się za bardzo, on po prostu połamałby mu tylne nogi. Takie małe uszkodzenie na pewno nie przeszkodziłoby w wykonaniu eksperymentu...
Szczeniak widocznie wyczytał groźby z oczu Azy, bo usiadł grzecznie i teraz tylko powoli przesuwał się w stronę wadery, która stopniowo odzyskiwała przytomność.
— Co... — odezwała się, spróbowawszy wstać. Nogi odmówiły jej jednak posłuszeństwa i upadła jak długa, wydając z siebie jęk bólu. — Gdzie jestem?
— Spokojnie, wszystko będzie dobrze — odparł Aza z przemiłym uśmiechem. — Tylko trochę uderzyłaś się wcześniej w głowę... Zaniosłem cię więc do siebie.
— Ja... — Wadera rozejrzała się, a gdy napotkała wzrokiem przerażonego szczeniaka, wzdrygnęła się odruchowo. Zaraz jednak zreflektowała się i widocznie nie była taka tępa, jak mogło się początkowo wydawać, bo zmierzyła Azę badawczym spojrzeniem.
— Kim ty jesteś? — zapytała, widocznie zdenerwowana. Azair aż uśmiechnął się, usłyszawszy kiepsko maskowany strach.
— Zamknij się już — polecił szorstko, nie przestając się uśmiechać. — Nie mogę zebrać myśli, kiedy tak nawijasz. Zajmij się lepiej gówniarzem.
Wilczyca dopiero teraz przypomniała sobie o obecności młodego. Przygarnęła go do siebie i już razem kulili się w rogu.
Czas mijał, a Rutena jak nie było, tak nie ma. Aza zaczynał się już niecierpliwić. Tak też było z pozostałą dwójką, która zorientowała się, że póki ktoś kolejny się nie zjawi, są bezpieczni.
Nic bardziej mylnego, mogło przemknąć wam przez myśl.
Po parunastu minutach szczeniak uznał, że pora na przygodę. Szepnął coś waderze na ucho, po czym poderwał się i pobiegł do wyjścia ile sił w łapach.
Azie wystarczyło wstać i złapać go łapą za kark. Pomyślał, że gdyby był tamtą waderą, uciekłby teraz. Najwidoczniej jednak w jej duszy odezwał się głos empatycznego bohatera, bo patrzyła na szczeniaka przerażonym wzrokiem.
Jednak jest tępa, pomyślał Azair. Uderzył szczeniaka wystarczająco mocno, żeby przed oczami przeleciały mu gwiazdki i rzucił go gdzieś w kąt, rozkoszując się skamleniem z bólu. Wadera szybko skoczyła do dzieciaka, przytuliła go do siebie i ledwo powstrzymała płacz.
— Jesteś... Potworem! — krzyknęła na Azę. — Jak możesz? Przecież to dziecko!
Biały basior wstał, podszedł do niej i zanim ona w ogóle zdążyła się zorientować w sytuacji, sprzedał jej uderzenie łapą w policzek.
— Lepiej stul pysk — ostrzegł ją, po czym popchnął pod ścianę.
Skuliła się tam ze szczeniakiem w objęciach i właśnie w tym momencie pojawił się Ruten.
— Jestem, możemy zaczynać — oznajmił, zabierając się za przygotowywanie strzykawek i probówek.
— Kto pierwszy? — zapytał Azair, z ciekawością obserwując łapy swojego nauczyciela.
— Weź szczeniaka — polecił tamten. Wilk chwycił więc wyżej wspomnianego za kark i położył na "stoliku", dziwnie przypominającym teraz ołtarz.
— Przytrzymaj go — mruknął Ruten, odmierzając idealną ilość.
Aza wykonał polecenie i spojrzał na waderę.
— Podejdź bliżej, kochanie, przyjrzyj się — powiedział z uśmiechem, czując, że dotarła do niej niewypowiedziana groźba.
Podeszła więc, siadając tyłem pod ścianą, z pyskiem umazanym łzami wymieszanymi z krwią.
— Tylko nie krzycz — wymamrotał do niej Ruten i wbił strzykawkę w ramię szczeniaka.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz