Azair zmierzył Matkę chłodnym spojrzeniem.
— Mówisz więc, że Ojciec zachowywał się tak już od dawna? — zapytał.
Wadera kiwnęła głową.
— Izolował się za każdym razem. Nie dopuszczał mnie blisko siebie... A ja... Tak chciałam... — westchnęła.
Basior wzdrygnął się niezauważalnie. Odchrząknął jednak.
— Tyle mi wystarczy — powiedział. — Czy Marys dalej tu jest?
— Tak, ale teraz pełni funkcję bardziej doradcy, niż Alfy. Znajdziesz ją, jeśli będziesz kierować się na zachód — mruknęła Matka, niepostrzeżenie ocierając łzę z oka.
Basior odsunął się, kiwnął jej głową, po czym ruszył we wskazanym kierunku.
Czyli Ojciec od dawna był niespokojny. Często wspominał o śmierci i okaleczał się... Aza nie był jednak pewny, czy Matka mówi prawdę. Żeby się upewnić, musiał przepytać jeszcze Marys.
— Dokąd zmierzasz? — usłyszał obok siebie głos Iryd.
— Do Alfy, Marys — odmruknął.
— Ona nie jest już Alfą — powiedziała wadera, pobrzękując bransoletami na nogach. — Teraz rolę Alfy pełni basior, Goldflame. A z nim raczej się nie dogadasz.
— W każdym razie nie do niego kieruję swoje kroki — odparł i przyśpieszył, jednak Iryd uczyniła to samo.
Przez jakiś czas szli w milczeniu, ale wadera oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie zakłóciła ciszy.
— Kim była ta istota w twojej głowie? — zapytała nagle.
— A co ci do tego? — zapytał ironicznie. Właśnie dlatego nienawidził wader. Były strasznie wścibskie.
— Za każdym razem, kiedy na granicy wyczuwam wilka z obcym bytem w ciele, niweluję ten byt, żeby nie zakłócał funkcjonowania wilka. — Wzruszyła ramionami. — Jestem po prostu ciekawa, co lub kogo uciszyłam.
— Nieważne — warknął nieprzyjemnie.
Po parunastu minutach doszli na miejsce. Okazało się ono dwoma przyległymi do siebie jaskiniami. Jak wytłumaczyła mu Iryd, mniejsza należała do Marys i jej męża, a druga do Goldflame'a i jego dzieci. Azair od razu, nie bacząc na nic, wszedł do jaskini, która go interesowała.
W środku zastał tylko Marys. Była ona już starsza, jej żółtawe futro nieco wyblakło, ale oczy dalej świeciły dziwnym blaskiem. Wadera uśmiechnęła się.
— Masz jej oczy — powiedziała radośnie.
— Zna mnie pani? — zapytał.
— Oczywiście! Pomagałam twojej matce się tobą opiekować.
Basior westchnął, formuując w głowie pytania. W tym czasie Marys odwróciła się do jego towarzyszki.
— O, Iryd, kochana! — wykrzyknęła. — Jak idą interesy?
— Całkiem zacnie, dziękuję — odpowiedziała szamanka z lekkim dygnięciem.
— Chciałbym dowiedzieć się wszystkiego, co pani wie o moim Ojcu — wtrącił się Azair. Te zbędne uprzejmości działały mu na nerwy.
— A, tak, tak. — Wadera machnęła lekceważąco łapą. — Był bardzo miły.
Azair już miał prychnąć, ale powstrzymał się w ostatnim momencie.
— Czy zachowywał się inaczej przed odejściem?
Marys zastanowiła się przez chwilę.
— Tak. Był bardziej wycofany, jakby nerwowy. Kiedy mówił mi, że zamierza odejść, rozglądał się na boki. A kiedy spytałam, kogo wypatruje, odparł, że... Cieni. — Wadera zniżyła głos do szeptu.
— Cieni? — zapytał sceptycznie basior.
— Owszem. — Wilczyca pokiwała głową. — Wyśmiałam go wtedy i powiedziałam, że nie może odejść, mając dziecko w drodze. On wtedy tylko zaśmiał się nerwowo. Powiedział, że to nawet lepiej, że jego szczeniak go nie pozna. Miał nadzieję, że Ren znajdzie sobie basiora, który o nią zadba.
— I znalazła.
— Znalazła — potwierdziła.
— Czy Ojciec mówił, skąd przyszedł?
— Tak. Z Watahy Złotej Łani, jeśli się nie mylę. Dosyć daleko stąd.
— Wspominał cokolwiek o sobie?
— Nie. Był bardzo tajemniczy.
Azair kiwnął głową, podziękował krótko i wyszedł.
— Gdzie teraz zmierzasz? — zapytała Iryd, krocząc obok w równym tempie.
— Pożegnać się z Matką. Wyruszam do watahy Ojca.
— W takim razie mogę ci towarzyszyć — oznajmiła wadera i nim zdążył zaprotestować, zniknęła.
Westchnął głęboko, po czym ruszył w miejsce, gdzie wcześniej napotkał Matkę z jej rodziną.
< C.D.N. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz