Azair miał mnóstwo pomysłów na utrzymanie wilka w stanie bez snu. Niestety, tylko kilka z nich nie zawierało uszkodzenia ciała, psychiki bądź świadomości nietykalności cielesnej.
Zdecydował się na najmniej radykalne, ale jedno z najbardziej niebezpiecznych- zwyczajny dialog.
Aza dobrze wiedział, jak potężną bronią mogą być słowa. Jedno źle sformułowane zdanie i łamiesz komuś serce. Głupi tekst i wywołujesz wojnę. Niefortunnie wymsknięta opinia i ktoś może nigdy się nie pozbierać.
O tak, to był idealny sposób na utrzymanie tego posła na jawie.
Zmierzył go spojrzeniem.
Wilk był młody, szczupły. Idealny samiec, który niedawno wkroczył w dorosłość. Niesamowite, do jak wielu osobników mogłyby pasować te dwa zdania.
Azair lubił oryginalność. Przez tę preferencję starał się wiedzieć wszystko o wszystkich, żeby nikt nie ginął w szarej masie tłumu. Trącił pazurem metalowy wisiorek w kształcie wroniej czaszki na swojej szyi (biżuteria była środkiem, dzięki którym mógł wyrażać siebie, a więc wystawać z grupy).
Co mógł więc więcej powiedzieć o tym pośle, który leżał ściśnięty we wgłębiebiu w ziemi i mierzył wszystko przerażonym spojrzeniem?
Azair leżał, swoim ciałem blokując mu jedyną drogę ucieczki i obserwował go tak intensywnie, że aż dziw, że nie wypalił mu dziury w czaszce.
Miał prawo do bycia przerażonym.
Przez lata swojej egzystencji Aza nauczył się, jak po wyglądzie opisywać wilki. Co drobne cechy mogą powiedzieć mu o rozmówcy. Jaki kształt uszu świadczy o poczuciu humoru, a jaka grubość nóg świadczy o dbałości o własne zdrowie.
Niuanse poznawania pozwalały mu przeżywać dnie w radosnym poczuciu, że jest bogiem. Że nikt nie jest taki, jak on.
— Bo czy nie oryginalność czyni nas bogami? Czy to nie zestaw naszych własnych cech i zachowań sprawia, że jesteśmy ponad innymi? Ale jeśli wszyscy będziemy dążyć do bycia jak najwyżej, wkrótce życie zamienia się w szalony wyścig z innymi, by być jak najlepszym... By być... Prawdziwym Bogiem — odezwał się szeptem Aza, a z każdym kolejnym słowem poseł kulił się jeszcze bardziej. — Ale to dobre. Gdybyśmy przestali rywalizować, wkrótce popadlibyśmy w gnuśność. Bo czy to nie rywalizacja sprawia, że jesteśmy, kim jesteśmy? Ja na przykład rywalizuję z tamtą durną czaplą. O uwagę Rutena.
Wilk zmierzył Azę spojrzeniem.
— Nie wiem, skąd ten wzrok. — Azair uśmiechnął się miło. — To oczywiste. Kocham go. Odkąd go poznałem, tak właściwie. A ty? Darzysz kogoś uczuciem?
Wilk, najwidoczniej ośmielony danym mu pozwoleniem na odezwanie się, nabrał powietrza i odetchnął głęboko.
— Jest taka jedna wadera... — powiedział, ale zaraz zamilkł.
Dlaczego rozmawia z tym nieznajomym? Nie ufał mu. Zabrał go nie wiadomo gdzie, razem ze swoimi dwoma koleżkami.
Jednak jego uspokajający szept jakby nakazywał mu ciągnąć wypowiedź dalej. W jakiś pokręcony sposób pragnął zadowolić tego wilka.
— Ma na imię Lucy — kontynuował więc. — Jest piękna... I mądra... Ale jej ojciec nie pozwala na małżeństwo. Nie lubi mnie.
Azair spojrzeniem zachęcił go, żeby nie przerywał.
— Ale ona na pewno coś do mnie czuje! — wyszeptał z przejęciem. — I musisz wiedzieć, że ja się nie poddam. Nie obchodzi mnie, że nie jestem najlepszą partią. Dla niej będę się starał najbardziej.
— Po swoje będę szedł tak długo, jak mam nogi... — mruknął Aza, na tyle cicho, żeby rozmówca go nie dosłyszał.
< Ruten? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz