Siedziałem w jaskini. Mundus powinien niedługo wrócić, zwłaszcza, że pogoda szybko się zmieniała i ciemne, kłębiaste chmury napływające na niebo zwiastowały nadejście burzy.
Chwilę pokręciłem się wewnątrz, oglądając uważnie, niczym w muzeum, każdą szparkę i każdy kącik, aby zapamiętać go jak najlepiej. Byłem zafascynowany wszystkim, co mnie otaczało. Jaskinia wojskowa WSC. Łał. Tu pracują śledczy. Łał. Rozwiązują skomplikowane sprawy i stoją na straży pokoju i bezpieczeństwa, tak należnego każdej istocie, która zasiedla tę krainę. No po prostu łał.
Moim umysłem zawładnęło coś na kształt przyjemnego podniecenia.
Tymczasem do jaskini wszedł ów szary ptak, którego poznałem kilka godzin temu, gdy przybyłem na tereny Watahy Srebrnego Chabra. Otrzepał się z pierwszych kropel deszczu, które zaczynały padać z pociemniałego nieba i usiadł, opierając się bokiem o ścianę jaskini i przez chwilę patrząc na mnie w skupieniu. Z początku patrzyłem na niego z wyczekiwaniem, ale nie mogąc doczekać się jakichkolwiek jego słów, wziąłem sprawy w swoje łapki.
- To jak? Możemy... możemy porozmawiać?
- Aż się rwiesz do czynu, prawda? - ptak przymknął oczy, ale kontynuował, a w jego oczach dostrzegłem jakieś wesołe błyski - jesteś pewny siebie, czyż nie? - zapytał i dodał, widząc moje zakłopotane spojrzenie - nie przejmuj się, to dobrze, bo wyglądasz na właściciela niezepsutego serca. Przepraszam za to, chciałbym trochę lepiej cię poznać.
- Mogę spróbować opowiedzieć ci coś o sobie, jeśli chcesz... - zawahałem się.
- Raczej nie, powiedziałbyś co najwyżej o kilku nieobiektywnych rzeczach, które zauważyłeś i o tym, co o sobie sądzisz. Na to nadejdzie jeszcze czas, nakreśl mi lepiej, skąd dokładnie przybyłeś? Patrząc na ciebie, muszę przyznać, jestem trochę w szoku...
- Co? Dlaczego? - na moim pysku pojawiło się teraz z kolei zaniepokojenie. Ukradkiem zerknąłem na siebie, by sprawdzić, czy nie mam na sobie resztek krwi jakiegoś poprzedniego posiłku, albo czy przez przypadek nie zraniłem się podczas wędrówki.
- Tłumaczenie tego w tej chwili nie miałoby sensu. No, nie każ dłużej zastanawiać mi się, czy dobrze zrobiłem zapewniając ci nocleg w tej jaskini.
- A więc... pochodzę z terenów leżących pomiędzy waszymi ziemiami, Watahą Wielkich Nadziei i Watahą Szarych Jabłoni. Matka osiedliła się tam, bo stwierdziła, że tak będzie najbezpieczniej. Szukała miejsca, gdzie nie będzie innych wilków.
- Tak, znam te tereny.
- Urodziła się w WSJ. Ale to stare dzieje, wybrała życie na uboczu, nie chciała mieszać się w chaos, który panuje w tamtej watasze. Odeszła, gdy poznała mojego ojca... nie wiem, jak to dokładnie się stało, ale niedługo po tym została sama - moja średnio barwna opowieść nie była do końca prawdą, ale chyba najbliższą jej wersją historii, którą chciałbym komukolwiek opowiedzieć. Po cóż zresztą wdawać się szczegóły?
- Ucierpiała kiedyś podczas spotkania z niedźwiedziem. Nawet ten nie bardzo zacięty i niezbyt groźny, jest niebezpiecznym przeciwnikiem dla wilka. Matka nie mogła sama polować na duże zwierzęta. Na dłuższą metę, miałaby ogromny problem z samotnym wykarmieniem i wychowaniem naszej trójki... więc musieliśmy odejść. Rozejść się do różnych watah, w nadziei, że chociaż jedno z nas dobrze trafi. Tak znalazłem się tutaj. Chciałbym zostać... - lekko opuściłem głowę, patrząc na Mundusa prosząco.
- Zostań na ile tylko pragniesz. Nasz samiec alfa to Zawilec, złote serce. Powiem mu o tobie parę słów. Co z twoim rodzeństwem?
- Brat miał szukać szczęścia w WSJ, a siostra zamieszkać w WWN... na razie nie wiem nic o ich losach - posmutniałem.
- Kiedy twoja siostrzyczka już się tam pojawi, nią także postaram się zająć. Dobrze trafiłeś, Szkło, możesz mi wierzyć.
W milczeniu pokiwałem głową, na chwilę przypominając sobie o rodzinie.
- A więc - zacząłem nieśmiało, gdy minęła chwila ciszy - tutaj pracują strażnicy?
- Głównie szeregowcy i wilki na stanowiskach wojska zewnętrznego. Służby bezpieczeństwa wewnętrznego są tu słabo rozwinięte, bo, no... zwyczajnie nie ma takiej potrzeby - w ostatnich jego słowach dało się słyszeć zastanowienie. Nie zważałem na nie, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się więcej.
- Macie tu też śledczych? - zapytałem, szerzej otwierając oczy.
- Taaak - odrzekł wolno i uśmiechnął się z jakimś niezrozumiałym dla mnie wyrazem - jest... jeden. Mimo wszystko, śledztwa i sprawy kryminalne póki co nie są domeną tej watahy. Ale jeśli chcesz, mogę zapoznać cię ze strażnikami śledczymi z WWN. Tam mają więcej do roboty. A na razie odpocznij, robi się ciemno. Przeszedłeś dzisiaj całą drogę z domu tutaj? Jesteś zmęczony.
- Nie było daleko - odrzekłem cicho, czując, że naprawdę zaczynam robić się śpiący - to ja może...
- Pewnie, odpocznij. Tu możesz spać spokojnie.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz