- To nasz szczęśliwy dzień - usłyszałem obok siebie głos Etain.
No nie wiem, pomyślałem. Jeśli zaraz się nie przewrócę i nie zacznę płakać, będzie świetnie.
- Atakujemy? - zapytałem, z rosnącym napięciem wpatrując się w stado. Z jednej strony bolał mnie grzbiet i nie bardzo miałem siłę biegać, z drugiej czułem ten nieodłączny popęd pogoni, który towarzyszył wszystkim wilkom, które były w stanie przeżyć w tym złym świecie.
- Teraz - szepnęła wilczyca i nieznacznie skinęła głową w stronę sarenek. Było ich może pięć, może sześć, nie liczyłem. Bez większego namysłu ruszyłem przed siebie, nie chcąc w razie problemów ze swoim aktualnym stanem samopoczucia zostać bardzo w tyle, gdy już Etain zacznie działać.
Pomimo początkowego braku dobrej synchronizacji w biegu, udało nam się dopaść zwierzęta i mieć je przez chwilę pomiędzy sobą. Wbiegliśmy do lasu, najlepiej było polować przy przeszkodach. To wystarczyło Etain, by zaatakować jedną z ostatnich samic. Pozostawiając resztę uciekających, dołączyłem do towarzyszki i skoczyłem ku szarpiącej się sarnie, wbijając kły w jej szyję. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu mogliśmy puścić, ofiara była bez szans na ucieczkę. Pozostawało jedynie śledzić ją do czasu, aż nie padnie.
- Ach, byłem już strasznie głodny - wydukałem, napychając pysk sarniną. Z podniecenia chyba zaczęły trząść mi się łapy.
- Ta, ja też - Etain jadła z większą gracją. Zerknąłem na nią kontem oka, po czym chrząknąłem, dyskretnie wyprostowałem się i przełknąłem kawałek mięsa. Zawilec, ogarnij się trochę, proszę.
- Co robimy później? - zapytałem po chwili milczenia, zorientowawszy się właśnie, że aby wrócić do domu musielibyśmy znów pokonać tę samą, drapieżną rzekę. A to w tamtej chwili nie leżało na półce z rzeczami, która chciałem zrobić - idziemy dalej? Wiesz, podobno mają tutaj ładne... - zacząłem machać łapą w powietrzu, jakby próbując się wysłowić. Gdy żaden pomysł nie nadchodził, szybko chwyciłem kolejny kawałek mięsa, aby nie ściągnąć na siebie podejrzeń.
- Co "ładne"? - dopytała przytomnie Etain. Westchnąłem.
- Jeszcze nigdy nie byłem poza terenami WSJ. W sumie nigdy wcześniej nawet nie przyszłoby mi to do głowy. A widzisz, teraz właśnie zbliżamy się do ostatniej granicy - zakończyłem melancholijnie, zaczynając wsłuchiwać się w ciszę, jakby chcąc wyłapać w niej jakieś wrogie głosy lub kroki przeciwnika.
Wadera podniosła wzrok, rozejrzała się, po czym pochyliła lekko i szepnęła demonstracyjnie:
- Tutaj wszystko wygląda zupełnie normalnie.
Ja również potoczyłem wzrokiem po otaczającym nas lesie, po czym zniżyłem głos i pokręciłem głową, szepcząc:
- Też mi się tak wydaje.
Etain uśmiechnęła się. Również zrobiłbym to z wielką chęcią, jednak nie pozbyłem się jeszcze tych okropnych, wewnętrznych blokad.
- Jeśli nie chcesz iść dalej, możemy zawrócić - powiedziała głośniej - nic nie jest przecież przymusem.
- Nie, nie chodzi mi o przymus - zaprzeczyłem gwałtownie - Etain, bardzo miło spędza mi się z tobą czas. Takie wycieczki są pod pewnymi względami nawet przyjemniejsze, niż wieczne siedzenie w jaskini. To... to co? Idziemy? Czy może odpoczniemy trochę po jedzeniu?
- Chodźmy - wstała - proponuję przejść jeszcze kawałek, zanim się ściemni, a pod wieczór położymy się już na dobre.
Przytaknąłem, podnosząc się ociężale. Dawno nie byłem tak syty. A być może reszta mięsa będzie tu nadal leżało, gdy będziemy wracać, kto wie.
Jak planowaliśmy, tak zrobiliśmy. Jako, że była już wiosna w pełni rozkwitu, słońce zachodziło stanowczo później, niż jeszcze niedawno. Warto było wykorzystać jakoś ten fakt. Udało nam się pokonać spory kawałek drogi, zanim zaczęło zmierzchać.
Wieczorem położyliśmy się spać nad jakimś potoczkiem, delektując się przyjemnym chłodem bijącym od krystalicznie czystej wody. Noce pod gołym niebem okazały się być naprawdę piękne.
Następnego ranka to Etain obudziła się pierwsza. A raczej, na nieszczęście, coś ją obudziło. Pierwszym, co usłyszałem, był jej podniesiony głos nieznacznie zagłuszany przez szum wody w strumyku. Otworzyłem oczy i podniosłem się gwałtownie. Ach, to za którymś razem musiało się wydarzyć. Dawno nie widziałem nikogo tak bardzo skulonego w sobie.
- Chwila - oczy Etain na ułamek sekundy zrobiły się jakby większe, gdy dostrzegła, kim jest ten niespodziewany przybysz - czy to twoje kwiaty?
- Nie-cie-cie-cierpek - szepnął ze zrezygnowaniem, cofając się o krok. W dziobie trzymał tym razem niewielki, czerwony kwiat okalany przez sztywne listki o barwie głębokiej zieleni - dla ciebie.
- Co?
- Nie znalazłem nic ładniejszego - wbił wzrok w ziemię, kładąc przed sobą kwiatek.
- Ładny nieciecierpek - na pysku Etain pojawił się przekorny uśmieszek. Zapadła chwila ciszy.
- To znaczy, dzisiaj... - ptak najwyraźniej zakończył już chwilę słabości - Święto Niepodległości... w Gruzji - wyprostował się dostojnie i spojrzał gdzieś w bok, przez moment szukając chyba obiektu, na którym mógłby zawiesić wzrok - nie pochodzisz może z Gruzji...? Nie? Cóż...
No nie wiem, pomyślałem. Jeśli zaraz się nie przewrócę i nie zacznę płakać, będzie świetnie.
- Atakujemy? - zapytałem, z rosnącym napięciem wpatrując się w stado. Z jednej strony bolał mnie grzbiet i nie bardzo miałem siłę biegać, z drugiej czułem ten nieodłączny popęd pogoni, który towarzyszył wszystkim wilkom, które były w stanie przeżyć w tym złym świecie.
- Teraz - szepnęła wilczyca i nieznacznie skinęła głową w stronę sarenek. Było ich może pięć, może sześć, nie liczyłem. Bez większego namysłu ruszyłem przed siebie, nie chcąc w razie problemów ze swoim aktualnym stanem samopoczucia zostać bardzo w tyle, gdy już Etain zacznie działać.
Pomimo początkowego braku dobrej synchronizacji w biegu, udało nam się dopaść zwierzęta i mieć je przez chwilę pomiędzy sobą. Wbiegliśmy do lasu, najlepiej było polować przy przeszkodach. To wystarczyło Etain, by zaatakować jedną z ostatnich samic. Pozostawiając resztę uciekających, dołączyłem do towarzyszki i skoczyłem ku szarpiącej się sarnie, wbijając kły w jej szyję. Trwało to dłuższą chwilę, aż w końcu mogliśmy puścić, ofiara była bez szans na ucieczkę. Pozostawało jedynie śledzić ją do czasu, aż nie padnie.
- Ach, byłem już strasznie głodny - wydukałem, napychając pysk sarniną. Z podniecenia chyba zaczęły trząść mi się łapy.
- Ta, ja też - Etain jadła z większą gracją. Zerknąłem na nią kontem oka, po czym chrząknąłem, dyskretnie wyprostowałem się i przełknąłem kawałek mięsa. Zawilec, ogarnij się trochę, proszę.
- Co robimy później? - zapytałem po chwili milczenia, zorientowawszy się właśnie, że aby wrócić do domu musielibyśmy znów pokonać tę samą, drapieżną rzekę. A to w tamtej chwili nie leżało na półce z rzeczami, która chciałem zrobić - idziemy dalej? Wiesz, podobno mają tutaj ładne... - zacząłem machać łapą w powietrzu, jakby próbując się wysłowić. Gdy żaden pomysł nie nadchodził, szybko chwyciłem kolejny kawałek mięsa, aby nie ściągnąć na siebie podejrzeń.
- Co "ładne"? - dopytała przytomnie Etain. Westchnąłem.
- Jeszcze nigdy nie byłem poza terenami WSJ. W sumie nigdy wcześniej nawet nie przyszłoby mi to do głowy. A widzisz, teraz właśnie zbliżamy się do ostatniej granicy - zakończyłem melancholijnie, zaczynając wsłuchiwać się w ciszę, jakby chcąc wyłapać w niej jakieś wrogie głosy lub kroki przeciwnika.
Wadera podniosła wzrok, rozejrzała się, po czym pochyliła lekko i szepnęła demonstracyjnie:
- Tutaj wszystko wygląda zupełnie normalnie.
Ja również potoczyłem wzrokiem po otaczającym nas lesie, po czym zniżyłem głos i pokręciłem głową, szepcząc:
- Też mi się tak wydaje.
Etain uśmiechnęła się. Również zrobiłbym to z wielką chęcią, jednak nie pozbyłem się jeszcze tych okropnych, wewnętrznych blokad.
- Jeśli nie chcesz iść dalej, możemy zawrócić - powiedziała głośniej - nic nie jest przecież przymusem.
- Nie, nie chodzi mi o przymus - zaprzeczyłem gwałtownie - Etain, bardzo miło spędza mi się z tobą czas. Takie wycieczki są pod pewnymi względami nawet przyjemniejsze, niż wieczne siedzenie w jaskini. To... to co? Idziemy? Czy może odpoczniemy trochę po jedzeniu?
- Chodźmy - wstała - proponuję przejść jeszcze kawałek, zanim się ściemni, a pod wieczór położymy się już na dobre.
Przytaknąłem, podnosząc się ociężale. Dawno nie byłem tak syty. A być może reszta mięsa będzie tu nadal leżało, gdy będziemy wracać, kto wie.
Jak planowaliśmy, tak zrobiliśmy. Jako, że była już wiosna w pełni rozkwitu, słońce zachodziło stanowczo później, niż jeszcze niedawno. Warto było wykorzystać jakoś ten fakt. Udało nam się pokonać spory kawałek drogi, zanim zaczęło zmierzchać.
Wieczorem położyliśmy się spać nad jakimś potoczkiem, delektując się przyjemnym chłodem bijącym od krystalicznie czystej wody. Noce pod gołym niebem okazały się być naprawdę piękne.
Następnego ranka to Etain obudziła się pierwsza. A raczej, na nieszczęście, coś ją obudziło. Pierwszym, co usłyszałem, był jej podniesiony głos nieznacznie zagłuszany przez szum wody w strumyku. Otworzyłem oczy i podniosłem się gwałtownie. Ach, to za którymś razem musiało się wydarzyć. Dawno nie widziałem nikogo tak bardzo skulonego w sobie.
- Chwila - oczy Etain na ułamek sekundy zrobiły się jakby większe, gdy dostrzegła, kim jest ten niespodziewany przybysz - czy to twoje kwiaty?
- Nie-cie-cie-cierpek - szepnął ze zrezygnowaniem, cofając się o krok. W dziobie trzymał tym razem niewielki, czerwony kwiat okalany przez sztywne listki o barwie głębokiej zieleni - dla ciebie.
- Co?
- Nie znalazłem nic ładniejszego - wbił wzrok w ziemię, kładąc przed sobą kwiatek.
- Ładny nieciecierpek - na pysku Etain pojawił się przekorny uśmieszek. Zapadła chwila ciszy.
- To znaczy, dzisiaj... - ptak najwyraźniej zakończył już chwilę słabości - Święto Niepodległości... w Gruzji - wyprostował się dostojnie i spojrzał gdzieś w bok, przez moment szukając chyba obiektu, na którym mógłby zawiesić wzrok - nie pochodzisz może z Gruzji...? Nie? Cóż...
Ptak nerwowo wciągnął powietrze, szybko przejeżdżając wierzchem skrzydła po dziobie, po czym kilkukrotnie postukał pazurami w ziemię i wbił wzrok w dal.
- No, kochani, chyba powinniśmy powoli zbierać się do drogi - napomknąłem, mając wrażenie, że nadszedł dobry moment, aby się wtrącić. Oboje zwrócili w moim kierunku spojrzenia, z których trudno było mi cokolwiek wyczytać. Uśmiechnąłem się niepewnie.
< Etain? Niespodzianka xD >
- No, kochani, chyba powinniśmy powoli zbierać się do drogi - napomknąłem, mając wrażenie, że nadszedł dobry moment, aby się wtrącić. Oboje zwrócili w moim kierunku spojrzenia, z których trudno było mi cokolwiek wyczytać. Uśmiechnąłem się niepewnie.
< Etain? Niespodzianka xD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz