Kończąc na ten moment zabawy z roślinnością, postanowiłam skupić się na dość ciekawej posiadanej przeze mnie umiejętności manipulowania temperaturą. Uznałam, że najbardziej widoczne efekty uzyskam eksperymentując na wodzie, koniecznie stojącej. Potoki były wszak jednym z najważniejszych symboli nieokiełznanej potęgi natury.
Wybrałam się nad Jezioro Dziewięciu Cieni. Dzień był ciepły, a miejsce ciche i spokojne. Z koron drzew dobiegał śpiew ptaków.
Potarłszy łapę o łapę, skupiłam się na niewielkim, zaokrąglonym obszarze tuż przy brzegu i, wpatrując się w taflę wody, oczekiwałam rezultatów. Po jakimś czasie przerwałam ćwiczenia i zanurzyłam łapę. Machając nią trochę, stwierdziłam, że woda była ciepła, cieplejsza, niż powinna był o tej porze roku, więc moje działanie przyniosło efekty. Wyciągnąwszy kończynę, skupiłam się na ich pogłębieniu. Po jakimś czasie nad taflą pojawiły się cienkie strużki pary, a potem, niemal doprowadzając mnie do euforii, woda zaczęła wrzeć. Ciepło buchało mi w twarz, gdy ciecz podskakiwała, a bąbelki na jej powierzchni pojawiały się i znikały.
Przegryzając w skupieniu wargę, machnęłam łapą, próbując rozciągnąć efekt na większą powierzchnię. Patrzyłam, jak chmura pary obejmuje coraz większy obszar. Dotarła do połowy drogi, potem mknęła dalej, jednak od tego miejsca zaczęła tracić na wielkości. Kiedy otoczyłam magią cały zbiornik, woda już jedynie falowała leniwie, a unosząca się para zrzedła i zwolniła. Temperatura spadła poniżej stu stopni, lecz nie miałam powodów, by być nie zadowolona.
Udałam się pod pobliskie drzewo, by tam, oparta o jego pień i pogrążona w myślach, odpocząć. Kiedy odzyskałam już nieco sił, wstałam, rozciągnęłam się i wróciłam na brzeg. Postanowiłam zaryzykować i spróbować wykonać następne ćwiczenia od razu na całej, niemałej w gruncie rzeczy powierzchni jeziora. Wzięłam głęboki oddech, po czym przystąpiłam do działania. Przez pewien czas nic się nie działo, lecz później na zbiorniku zaczęła połyskiwać cieniutka, prawie przezroczysta warstwa lodu. Powoli nabierała grubości, zmieniała kolor na białawy, lecz nim woda zdążyła na dobre zamarznąć, poczułam nagły, przenikliwy ból w przedniej łapie. Jęknęłam, chwiejąc się lekko i momentalnie przerywając trening. Nie wróciłam do niego nawet, gdy poczułam się lepiej, świadoma, że najpewniej osiągnęłam już swój limit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz