Pzestąpiłam nerwowo z nogi na nogę. Nienawidziłam, kiedy ktoś mi dziękował w taki sposób. Wolałam zwykłe słowo...
— Nie ma za co — powiedziałam powoli. — Ale muszę odmówić, jadłam już...
Trochę nieswojo czułam się, okłamując ją, ale nie chciałam, żeby uważała, że jest mi coś winna. Podzieliła się ze mną przecież wcześniej.
Wadera jednak przyglądnęła mi się z ciepłym uśmiechem. On również przypominał mi dawno utracony dom...
Matka zawsze tak patrzyła na mojego brata. Kiedy przychodził na obiad, tuliła go czule, a ja grzałam się w blasku tego uczucia. Nigdy nie chciałam aż tyle uwagi, ile dostawał on.
— Musisz jeść dużo, kochanie — powiedziała Ashera, mierząc mnie badawczym wzrokiem. — Jesteś strasznie wychudzona.
— To nic takiego... — wymamrotałam. Owszem, często zapominałam o jedzeniu, ale przez to nie musiałam jeść zbyt dużo, żeby poczuć się pełna.
— To może przynajmniej mi potowarzyszysz? — zaproponowała.
Kiwnęłam więc głową i ruszyłyśmy obie. Wadera co jakiś czas zerkała na mnie z ciepłym uśmiechem, a ja wlepiałam wzrok w swoje łapy, udając, że tego nie widzę.
To nie tak, że miałam jej dość, czy cokolwiek. Po prostu nie byłam przezwyczajona do takiej ilości uwagi. Zwykle po prostu przemykałam bocznymi ścieżkami i nikt mnie nie zauważał.
Stanęłyśmy między drzewami, obserwując małe stadko zający. Z tego, co zauważyłam, była to po prostu samica z młodymi.
Zerknęłam na Asherę.
— Jeśli chcesz, mogę zrobić to sama — powiedziałam cicho.
Wadera pokręciła głową ze śmiechem i skoczyła na zające. Ja szybko zniknęłam.
Złapałam dwójkę młodych, podczas gdy Ashera goniła za samicą. Poddała się w końcu i rozejrzała do okoła.
Pojawiłam się i pokazałam moje zdobycze.
< Ashera? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz