Spokojnie dreptałam na końcu naszego dziwnego pochodu. Człowiek prowadził nas do wyjścia, a przynajmniej taką miałyśmy nadzieję.
Nie czułam wrogości do tego osobnika, szczerze mówiąc, nawet sympatii. Był po prostu obojętny, jak narzędzie... To chyba zły znak. Zwykle, kiedy kogoś poznawałam, intuicja dawała mi znak, czy można mu zaufać, ale tym razem milczała. Może nie działa na ludzi?
— Macie jakieś imiona? — odezwał się mężczyzna w końcu, nawet nie odwracając głowy, ale w jego głosie można było wyczuć zainteresowanie. W zasadzie nic dziwnego, na jego miejscu też byłabym ciekawa nowej, rozumnej rasy.
— Mamy — burknęła Etain, której najwyraźniej nieznajomy niezbyt przypadł do gustu.
— Kivuli — przedstawiłam się krótko, a gdy człeczyna na moment odwrócił głowę do tyłu, wskazałam łapą na moją towarzyszkę. — A to Etain...
— Miło was poznać — odpowiedział automatycznie, chociaż wyraz jego twarzy zdecydowanie na to nie wskazywał. Miałam wrażenie, że traktował nas bardziej jak... Nowy gatunek głupiego zwierzęcia, nie jak kogoś równego sobie, ale ciekawostkę przyrodniczą. — Na moich terenach mówią na mnie Grzegorz, ale ta wersja jest chyba trudna do wymówienia... Zostańmy przy Gregorze.
— To skąd ty pochodzisz? — zapytała Etain, mierząc człowieka dziwnym spojrzeniem.
— Dosyć daleko stąd, na zachodzie — wyjaśnił, ale raczej nie kwapił się do podania dokładnej lokalizacji. — Wyjechałem na misję tropienia pewnej czarownicy.
Nawet nie próbowałam dopytać, czym są owe czarownice, tylko spuściłam wzrok na swoje łapy.
— Za niedługo będziemy na miejscu, chciałem tylko was ostrzec, że... — zaczął, ale Etain weszła mu w słowo.
— Tak, gaz wywołujący śmiech, wiemy... — Przewróciła oczami i sięgnęła łapą do swojej torby, żeby wyciągnąć bandaże, które potem namoczylibyśmy wodą i przyłożyli do pysków (i twarzy), ale...
Torby nie było.
— Co... Gdzie? — jęknęła.
Zerknęłam na nią. Nie ma co, współczułam jej trochę. Jej torba nieraz pomogła nam wyjść z opresji.
— Czego nie ma? — zainteresował się Gregor.
— Mojej torby... Miałam w niej bandaże... — syknęła.
— Nosicie torby? I wiecie, czym jest bandaż? — Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
— No tak — syknęła ponownie, rozglądając się dookoła. — A ty? Widziałaś ją?
Pokręciłam przecząco głową, a wadera warknęła z irytacją.
< Etain? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz