Spędzałam ciepłe popołudnie, leżąc nieruchomo pod drzewem na kwitnącej, rozświetlonej słońcem polanie. Mój nieruchomy wzrok od dłuższej chwili utkwiony był w błękitne niebo upstrzone puszystymi, białymi obłokami. Wiatr, który pchał je po nieboskłonie, szumiał mi w uszach i lekko targał futro. Dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać tak, jakbym pogrążyła się w marzeniach lub inaczej, nie myślała właściwie o niczym, zbierając tylko siły w odludnym miejscu gdzieś pod lasem.
Rzeczywistość okazywała się być trochę z tymi spostrzeżeniami rozbieżna, mój umysł był bowiem wypełniony aż po brzegi myślami i planami odnośnie wykonania trudnego zadania, które, może pomyślałam tak raz czy dwa, mogło mnie nawet koniec końców przerosnąć. Kiedy podnosiłam wzrok, niebo wydawało mi się bezkresne, co wcale nie było odosobnioną opinią, słońce stało się teraz jakby jeszcze bardziej ogromne, wieczne i niezmienne, chmury zaś, zamiast wykonane z wody, wyglądały dla mnie jak gęsta stal. Poruszenie choćby maleńką cząstką odległego królestwa wydawało mi się niewykonalne, a wszystkie momenty mojego życia, w których zdarzyło mi się wykonać podobny trik, byłam gotowa uznać teraz za fałsz, sen, przywidzenie.
Westchnęłam i przymknęłam na chwilę oczy, zmęczona własnymi wątpliwościami. Gdy ponownie je otworzyłam, skupiona byłam tylko na celu. Energia popłynęła przez moje ciało, jak krew przez żyły. Mięśnie napięły się mimo mojej woli.
Skupiłam się na jednym obłoku, który, zdawało mi się przez chwilę, przestał biec przez rozległy błękit. Pęczniał niczym gąbka, najpierw powoli, delikatnie, lecz wkrótce rozrastał się już chciwie i błyskawicznie niczym korona drzewa, którym zajmowałam się kilka treningów temu. Chmura ciemniała, nabierając szarości, w ślad za nią poszły trzy inne, o podłużnym kształcie, które, mimo moich starań, nie nabrały już tak wielkiej objętości. Zamiast tego pomknęły w stronę tarczy słonecznej, zasłaniając ją i zrzucając na świat ciemną kurtynę. Wiatr stał się nagle jakby chłodniejszy.
Czując zmęczenie, przyspieszone bicie własnego serca oraz widząc, że pomimo usilnych starań, efekty topnieją, przestałam używać mocy. Zdyszana i rozgrzana, odchyliłam głowę do tyłu. To rzeczywiście było dobre miejsce na chwilę odpoczynku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz