Lucas wyszedł z jaskini i skierował się w kierunku dawnego domu. Musiał jak najszybciej dotrzeć i porozmawiać z ojcem. Nagle na jego drodze stanął mały szczeniak. Lucas spojrzał na niego i zatrzymał się. Za szczeniakiem wyłoniła się mała waderka. Basiorek uśmiechnął się do Lucasa.
- Dzień dobry panu. - odparł szczeniak.
- Dzień dobry.- odparł Lucas. Szczeniaki pognały dalej, w zza zarośli wyłonił się brązowy wilk. Był trochę podobny do tego małego basiorka.
- Witaj. Widziałeś gdzieś szczeniaki podobne trochę do mnie? Jeden jest bardziej podobny.
- Przed chwilą pognały w tamtym kierunku. - odparł wskazując łapą na zarośla. Basior podziękował i odszedł. Lucas zastanowił się przez chwilę. Kiedyś również był szczeniakiem, który sprawiał trochę problemów wraz z Notte i Joeną. Notte. Dawno jej nie widział. Mógł się chociaż przywitać. Minęło tyle czasu. Lucas westchnął. Mimo iż był odważny bał się. Ruszył dalej. Wspomnienia z dzieciństwa uderzyły w niego jak grom z jasnego nieba. Lucas pokręcił głową.
- Daj spokój. Nic już nie wróci.- odparł do siebie. Nagle Lucas przypomniał sobie, że jego bliski przyjaciel spoczywa w smoczym śnie.
- Wega.- powiedział Lucas. Lucas zakreślił łuk łapą na ziemi. Użył swojej mocy. Ziemia zaświeciła się, a oczy basiora błysły fioletem.
- Wega, je t'appelle.
- Mój mistrzu. - odparł smoczy głos.
- Nowa formułka?- spytał Lucas.
- Każdy smok od jakiegoś czasu musi tak się zwracać do swojego pana. To poniżające.- odparł czarny gad.
- Tak wielkie i potężne jaszczury, a takie słowa do zwykłych wilków.
- Po co mnie obudziłeś? - spytał Wega.
- Potrzebuje twojej pomocy.
- Służę. - odparł kłaniając się. Lucas przewrócił oczami, a smok zaśmiał się.
- Muszę porozmawiać z ojcem.
- Mam cię do niego zawieźć?
- Masz dopilnować by patrol mnie nie zauważył.
- Czyli teleportacja.- odparł uradowany Wega. Stanął na tylnich łapach, z przednich wyczarował magiczną kulę. Gdy kula dotknęła ziemi zmieniła się w portal.
- Wilki przodem.- odparł z uśmiechem smok. Lucas prychnął i wszedł do środka. Znajdował się w sali tronowej. Jak to jego ojciec ujmował.
- Widzę, że szybko przybyłeś.- rozległ się głos Diablo.
- Nie dałeś mi wyboru ojcze. - odparł Lucas. Nagle rozległ się śmiech.
- Jesteś bardziej naiwny niż sądziłem. Moje oddziały wyruszyły. Zgadnij kogo mają na celu. - odparł basior. Lucas spojrzał na ojca z niedowierzaniem.
- Nie mogłeś...
- Mogłem i to zrobiłem. - oznajmił. Lucas warknął w kierunku Diablo.
- Zawsze wiedziałem, że nie masz serca.
- O dziwo posiadam je. Wszystko co robię to dla ciebie synu. Wadera tylko sprawi, że będziesz miękki.
- Zamilcz!- warknął Lucas.- Odchodzę od waszej posranej rodzinki. Moje miejsce jest gdzieś indziej. Nie będę już waszym sprzymierzeńcem. Od dziś jesteście moimi wrogami. A ty? Straciłeś tytuł ojca, bo dla mnie nim nie byłeś. Wega, portal.- warknął. Smok wyczarował portal. Diablo chciał coś powiedzieć, ale Lucas go nie słuchał. Zniknął wraz ze smokiem. Znaleźli się w lesie.
- Musimy znaleźć Joenę.
- Zgaduję, że jest tam.- powiedział Wega , wskazując łapą kierunek. Dobywały stamtąd odgłosy walki. Lucas ruszył biegiem. Zauważył Joenę, która walczyła z kilkoma wilkami. Widział też jak jakaś niewidzialna siła pokonuje wojska jego ojca. Basior natychmiast skoczył, by pomóc waderze. Gdy wilki zostały pokonane podszedł do Joeny.
- Wybacz. To przez mnie.
- To nic. Rozumiem w jakiej jesteś sytuacji.- odparła. Wega wyłonił się z zarośli.
- To jest Wega. Mój smok.
<Joena?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz