Przeciągnęłam się rozkosznie, mrużąc oczy od południowego słońca. Odbyłam nadprogramowy patrol wzdłuż północnej granicy terenów watahy, bowiem Aisu musiała się zająć swoimi szczeniętami. Teraz, po skończonej przechadzce zamierzałam zabrać się za codzienny trening. Rozejrzałam się wokoło krytycznie. Bieganie między drzewami jak pies niemogący złapać tropu dawno mi się znudziło. Po chwili wpadłam na lepszy pomysł.
Skierowałam się z powrotem na zachód raźnym truchtem. Nie upłynęło dużo czasu, kiedy doszedł mnie przybliżający się powoli szum wody. Wkrótce stanęłam nad brzegiem rzeki. Na tym odcinku stanowiła coś pośredniego między górskim strumieniem a łagodnie meandrującym ciekiem. Generalnie miałam zamiar popływać trochę, poskakać z jednej strony na drugą i tym podobne rzeczy, lecz moją uwagę przykuła dość spora, zielonkawa żaba. Stworzenie przeskakiwało niespiesznie z jednego kamienia na drugi, nieraz jak na nią na dużą odległość. Znalazłam odpowiednie miejsce na rzece, z porozrzucanymi bez ładu i składu głazami o dość małej powierzchni, po czym zaczęłam ją naśladować, śmiejąc się czasami cicho ze swojej niezdarności, gdy kolejny raz zmoczyłam łapę lub niemal wpadłam do wody. Przeskoczyłam też parę razy z jednego brzegu na drugi. Kiedy skończyłam ćwiczenia, żaby już nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz