Azair obudził się wcześnie rano. Dziwnie było otworzyć oczy i nie zauważyć nigdzie ojca, ale powoli przezwyczajał się do samotności.
Wilk postanowił, że wybierze się na przebieżkę, żeby nieco poprawić swoją kondycję. Zjadł więc na śniadanie parę garści jagód i kilka korzonków, a gdy poczuł się gotowy, od razu zebrał się do nieśpiesznego truchtu. Nawet nie skupiał się za bardzo na widokach, jego myśli zajmowały zagadnienia z dziedziny biologii. Zawsze, gdy robił coś niewymagającego wysiłku psychicznego, powtarzał sobie minione lekcje z Rutenem.
Jednak jego rozmyślania nad układem kostnym przerwało ćwierkanie ptaka. Normalnie zignorowałby je, ale było dziwnie nietypowe – ptaszek wyćwierkiwał rytm.
Po jakimś czasie Azair złapał się na tym, że swoje kroki dostosowuje właśnie do ptasiego śpiewu. Nagle zaświtała mu w głowie pewna myśl.
Poderwał się do biegu, mijając wyrastające po bokacj drzewa. Gdy zatrzymał się przy najbliższym głazie, oddychał płytko. Dwadzieścia ćwierknięć.
Może być lepiej.
Odetchnął przez chwilę i znowu pobiegł, tym razem najszybciej, jak potrafił.
Przestał liczyć serie przebiegnięć, gdy w końcu udało mu się przebiec trasę w szesnaście ćwierknięć. Nawet nie wiedział, jak mu się to udało. Z mięśniami palącymi niczym ogień uznał, że pora na przerwę.
Przycupnął przy głazie tuż po tym, jak napił się trochę z pobliskiego strumyka.
Spędził na odpoczynku i rozmyślaniach jakiś czas, gdy nagle przyszła mu do głowy kolejna myśl. Przyglądnął się głazowi z ciekawością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz