Gdy stanął przed swoim "pasem startowym", napiął wszystkie mięśnie i na wyliczone w głowie "trzy", puścił się pędem. Po jednym razie zatrzymał się przy głazie i usiadł. Na dzisiaj chyba wystarczy, nie chce przecież zamęczyć się na śmierć.
I rzeczywiście uczyniłby tak, gdyby nie mała, ruda wiewiórka, która właśnie przebiegła mu drogę. Zatrzymała się w małej odległości, stanęła na tylnich łapkach i obwąchała powietrze.
Azairowi nie było trzeba więcej. Podskoczył jak sprężyna i rzucił się na wiewiórkę, ale, niestety, małe stworzonko było o wiele lepiej przystosowane od niego, bo umknęło błyskawicznie na pobliskie, samotnie stojące drzewo.
Wilk po chwili namysłu uczynił to samo. Złapał się przednimi łapami jednej z gałęzi i odepchnął tylnimi od ziemi, żeby potem dołączyć je do reszty ciała. Rozejrzał się i wybrał kolejną mocną gałąź, zdolną utrzymać jego ciężar. Powtórzył czynność wspinaczkową.
Nie robił tego dla wiewiórki, ale zwyczajnie dla samej przyjemności.
Gdy był już w trzech czwartych drzewa, musiał usiąść, bo gałęzie położone wyżej były już zbyt cienkie, żeby mógł ryzykować.
Zamiast tego rozłożył się względnie wygodnie i obrzucił spojrzeniem widoki.
Wiosna była piękna. Słońce oblewało całe tereny, które z kolei zieleniły się na potęgę.
Basior poleżał tak chwilę, a potem stwierdził, że dobrze by było już zejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz