Joena uśmiechnęła się widząc smoka Lucasa.
- Jestem Wega. - przedstawił się gad. Gdy smok podszedł kawałek bliżej, obok pojawiła się Rêve, która rzuciła się na Wegę. Położyła go i warknęła do jego ucha.
- Łapy z dala!
- Ej, ej. Spokojnie. Ja się tylko przywitać chciałem.
- Spokojnie Rêve. To przyjaciele. - odparła Joena. Rêve spojrzała na swoją przyjaciółkę, następnie puściła smoka wolno.
- Będę miała ich na oku. - odparła i znikła.
- Wybacz. To była Rêve. Moja przyjaciółka.
- Jesteś jej panią? - spytał Lucas, a wadera się uśmiechnęła.
- Jej przyjaciółką. Dbam o nią, choć mam małe problemy przez jej niepewność.
- Rozumiem.
- A te wilki?
- Należały do mojej dawnej watahy. Poszedłem rozmawiać z ojcem, ale on wolał cię skrzywdzić bym został.
- Czy to by coś zmieniło?
- Nie rozumiem.
- Jeśli te wilki, zabiłby mnie. Zmienił byś watahę?
- Trudno mi na to odpowiedzieć.
- Dlaczego się tak o mnie martwiłeś?
- Nie pamiętasz?
- Hm?
- Jesteśmy przecież przyjaciółmi. - odparł. Joena słysząc to zarumieniła się lekko i spojrzała w bok. Słowa basiora spowodowały, że poczuła miłe ciepło.
- Musimy iść. Wilki mogą wrócić w każdej chwili.
- Wrócimy do Watahy Srebrnego Chabra?
- Jest to za bardzo ryzykowne. Narazie musimy udać się do mojego zaufanego przyjaciela.
- Daleko to? - spytała Joena.
- Parę dni drogi. - oznajmił Lucas.
- Boje się. - odparła Joena siadając na ziemi.
<Lucas? Mam nadzieję, że oto ci chodziło^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz