Następnego dnia stwierdził, że dobrze byłoby zapuścić się trochę dalej niż zwykle, więc zjadł śniadnie, popił wodą i ruszył na wschód.
Pogoda była naprawdę zacna. Słońce świeciło dosyć mocno, ale lekki wietrzyk równoważył ciepło, dając upragniony chłód. Trawa, falując, muskała łapy Azaira.
Wilk nie uszedł daleko, gdy na jego drodze jak z pod ziemi wyrosła rzeka. Płynęła powoli, ale mimo tego Aza nie miał nastroju na kąpiele, skoczył więc na pierwszy kamień. Nie był śliski od góry, wylądował więc względnie pewnie. Rozejrzał się za następnym. O, jest. Przeskoczył na niego. Teraz już bez zastanowienia skakał z kamienia na kamień.
Przy przedostatnim jednak łapa ześlizgnęła mu się z mokrej powierzchni i wylądował w wodzie, rozbryzgując ją dookoła. Miał szczęście, że w tym miejscu było dosyć głęboko, inaczej mógłby poranić się bardziej.
Wyszedł z rzeki i otrzepał się energicznie, obejrzał wszystkie otarcia oraz siniaki, a, stwierdziwszy, że wszystko jest w porządku, puścił się biegiem w dalszą drogę.
Raz biegł szybciej, raz zwalniał do powolnego truchtu, ale nie zatrzymywał się, nawet kiedy poczuł silną potrzebę dania odpoczynku mięśniom.
Usiadł dopiero pod Skałą Wielkiego Huka, która napałętała się nie wiadomo skąd. Uniósł pysk do góry, w celu złapania promyków światła i uśmiechnął się, uspokajając oddech.
Wysiłek fizyczny dawał mu radość, spokój. Teraz dodatkowo czuł się... Może nie silniejszy, na to jeszcze za wcześnie, ale bardziej pewny swoich umiejętności.
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz