Byłam nieco zakłopotana zaistniałą sytuacją.
Z jednej strony miałam ochotę po prostu odejść i zająć się jakimiś głupotami, ale z drugiej bałam się o Asherę.
Wyglądała na ufną, a to nie jest dobra cecha w tych czasach. Nie wątpiłam, że potrafi się obronić, ale czułam się w obowiązku nadzorować ją na wszelki wypadek.
Ostatecznie ruszyłam za nią, a ona zwolniła kroku, żebyśmy mogły iść w równym tempie.
— Więc mówisz... — odezwałam się szeptem. Zrobiłam małą przerwę, żeby ułożyć w głowie słowa, po czym ciągnęłam dalej — ... Że masz córkę?
Ashera położyła sobie królika na plecach, żeby móc jednocześnie mówić i nie martwić się, że spadnie.
— O tak! — Wadera uśmiechnęła się na wspomnienie swojej potomkini. — Ma na imię Axa.
— Dlaczego cię wygnała? — zainteresowałam się.
Nie mogłam tego zrozumieć. Ashera była całkiem w porządku waderą, więc co takiego mogła zrobić?
A może wizerunek dobrej cioteczki to tylko przykrywka? Może tak naprawdę jest okrutną morderczynią, która tylko czeka, żeby poderżnąć mi gardło?
Zerknąwszy na nią, prychnęłam w duchu. Ashera była za bardzo autentyczna, nie skrzywdziłaby muchy, a co dopiero wilka.
— Szczerze mówiąc — odparła nadal wesoło, ale nieco mniej entuzjastycznie — nie jestem pewna...
Westchnęła, jakby nabierając powietrza, ale zaraz się zreflektowała.
— Znienawidziła mnie za dobroć dla innych — wyjaśniła krótko, ale nie rozwinęła. Uśmiechnęła się ciepło.
Miałam w głowie parę scenariuszy.
Całkiem możliwe, że Axie po prostu brakowało atencji matki, była zazdrosna o innych.
Albo była wyżarta przez ogólną nienawiść do świata. Tak się podobno zdarza w okresie dojrzewania.
Chociaż... Chyba nie aż tak, żeby wygnać z watahy własną matkę?
Szłyśmy równym krokiem; ona rozglądała się dookoła, ja wbiłam swój wzrok w łapy i kosmyki włosów, które muskały końcówkami ziemię.
Nagle usłyszałyśmy dziwny wrzask. Wadera natychmiast podniosła łeb. Królik zsunął się z jej pleców, spadając na ziemię z cichym plaskiem.
Ja nieśpiesznie podniosłam wzrok.
< Ashera? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz