sobota, 25 maja 2019

Od Etain - Pierwszy trening mocy

Dołączyłam do stada zimą, a teraz zaczęła się już wiosna. Te kilka miesięcy to idealny czas, by zdążyć się zadomowić, poznać dokładniej tereny i większość ich mieszkańców oraz przeżyć pierwsze wielkie przygody. Nie byłam odstępstwem od normy i udało mi się dokonać wszystkich tych rzeczy, a z każdym dniem tutaj spędzonym, czy zwykłym, który minął mi na pracy, czy takim, w czasie którego musiałam walczyć i uciekać, nasuwał mi się jeden wniosek - mój żywioł jest bardziej przydatny, niż wcześniej uważałam. Chcąc być gotowa na to, co dalej przyniesie los i czując nagły przypływ energii teraz, gdy łąki i lasy zaczęły się zielenić, postanowiłam rozpocząć serię treningów.
Znajdując kilka godzin czasu wolnego od pracy, pewnego popołudnia wyszłam z jaskini i ruszyłam przed siebie, szukając dogodnego miejsca na odbycie ćwiczeń. Okazała się nim być leśna polana. Przestronna, otoczona świeżo zazielenionymi drzewami, położona gdzieś dalej w głębi puszczy, gdzie mogłam liczyć na spokój i samotność. 
Przysiadłam na ziemi i zamknęłam oczy, chłonąc zapach trawy i lasu, ciepłe promienie słońca padające na skórę, śpiew ptaków, czyli wszystko to, z czym z racji żywiołu powinnam być blisko.
Po zakończeniu medytacji, wzięłam się do pracy. Nie wiedziałam za bardzo, na czym powinnam się skupić, spojrzałam więc na ziemię i sprawiłam, że przede mną wyrósł kwiat. Mała, biała stokrotka. Coś takiego nigdy nie sprawiało mi żadnej trudności, byłam pewna, że ten czar był jednym z pierwszym, jakie opanowałam, ćwicząc swój nowo odkryty żywioł jeszcze za czasów szczenięcych. 
Dla zwiększenia trudności zakreśliłam łapą mały okrąg, w którym natychmiast zaczęły pojawiać się kwiaty. Białe, żółte, czerwone, niebieskie, mógł być ich chyba z tuzin.
Podniosłam wzrok i zaznaczyłam wzrokiem długi pas terenu: ode mnie do najbliższego drzewa. Wzięłam głęboki oddech, odsunęłam łapę do tyłu, po czym z rozpędem popchnęłam ją po ziemi. Kwiaty wystrzeliły z podłoża, jednak kolorowy dywan dotarł tylko mniej więcej do połowy zakładanego obszaru. Dalej wciąż zieleniła się trawa. Ponowiłam ruch, dzięki czemu kwiaty posunęły się trochę dalej, choć to wciąż jeszcze było za mało.'
Odwróciłam się nieco na wschód, obierając za cel nowy pas terenu. Z pełnym skupieniem i z mnóstwem siły popchnęłam łapę po trawie. Tym razem odniosłam sukces, potok kwiatów sięgnął pnia pobliskiego drzewa. Roześmiałam się, obróciłam się ponownie, po czym powtórzyłam trik. I jeszcze, i jeszcze. Dyszałam już z wysiłku, kiedy podniosłam przednie łapy, a wraz z ich uderzeniem o grunt, kolorowe kwiaty zalały gęsto całą polanę. Ogromne zmęczenie zmusiło mnie do opadnięcia na plecy, lecz nie odebrało mi radości. Śmiałam się, leżąc wśród kwiatów i mając przed oczami błękitne niebo.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz