Na próbę pchnął głaz ramieniem z umiarkowaną siłą. Ani drgnął. Nie przejął się zbytnio, bo nie spodziewał się niczego innego.
Teraz spróbował oprzeć się przednimi łapami i popchnąć. Dalej nic.
Kiedy miał za sobą mnóstwo nieudanych razów, obrał inną technikę i zaparł się mocno tylnimi nogami, po czym o głas oparł się plecami.
Napierał z całej siły, pot wstępował mu na czoło, ale nie przerywał. Mięśnie bolały, miał ochotę zrezygnować, jednak całe wątpliwości zniknęły, gdy rozległo się głośne szurnięcie, a głaz przesunął się o parę centymetrów. Azair osunął się z tryumfalnym uśmiechem na ziemię, oddychając szybko. Leżał dłuższą chwilę, aż postanowił, że pora wrócić do jaskini na jakiś posiłek, jako że było już późne popołudnie. Porozciągał się momencik i skierował kroki do swojej jaskini.
Następnego dnia wstał trochę później, wycięczony wczorajszym treningiem. Mięśnie pulsowały tępym bólem, ale miniony sukces dodawał mu skrzydeł i motywacji. Zjadł szybkie śniadanie, popił wodą, po czym ustawił się na swojej lini startu. Tym razem nie słychać było ćwierkania, ale rytm cały czas grał mu w głowie. Puścił się biegiem. W jedną, potem w drugą stronę, od głazu. Nie liczył powtórzeń, nie o to mu chodziło. Zmuszał swoje ciało do jak największego wysiłku, żeby biec jeszcze szybciej, jeszcze sprawniej omijać wszystkie przeszkody.
W końcu padł na pysk przed głazem. Oddychał głęboko, spływał potem, ale był usatysfakcjonowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz