Każdy dzień Azaira zaczął wyglądać tak samo.
Wstawał rano, żeby udać się do Rutena na lekcje. Po zakończeniu wychodził na spacer, jako że nie musiał już wracać punktualnie do jaskini Ojca.
Skoro mowa o Ojcu, to Azair zaczynał się o niego martwić. Gdy tylko przychodził w odwiedziny, przed przekroczeniem progu słyszał, jak Ojciec z kimś rozmawia. Milkł, gdy zauważał syna i okazywał nawet jakieś tam resztki sympatii, przez które przebijały się jednak smutek i przygnębienie.
To przykre, że żeby zauważyć problemy Ojca, Azair musiał się przeprowadzić. Przecież Ojciec zawsze był pogrążony w melancholii. Zaczął analizować jego zachowanie i doszedł do wniosku, że jest nienajlepiej. Podczas rozmów Ojciec wspominał coś o przeszłości, niekiedy mamrotał pod nosem dziwne zdania, błagania, ale kiedy Aza próbował się dopytać, co one znaczą, on nie wiedział, o co mu chodzi.
Jego rodziciel nigdy nie okazywał cieplejszych emocji, więc największym problemem w oczach Azy była właśnie ta sympatia mu okazywana. Gdy o to zapytał, Ojciec wyjaśnił, że to z dumy, że tak dorósł, że jest taki samodzielny.
Jednak nie było to w jego stylu. Przez to wszystko Azair nie zdziwił się zbytnio, gdy pewnego dnia ujrzał go leżącego bez ruchu na podłodze jaskini. Kosmyki jego niebieskiej sierści rorzucone były dookoła niego, pozbawione zwykłego blasku. Koraliki nie stukały o ziemię.
Ale przecież spodziewał się, że pewnego dnia wszystko się zmieni. Dziwne zachowanie Ojca było tego zapowiedzią.
Podszedł, sprawdził puls i spróbował ustalić przyczynę śmierci. Po oględzinach stwierdził, że Ojciec ma skręcony kark.
Zabił się, usłyszał w swojej głowie.
Niby jak?, odparł na to Aza. Nie mógł sam skręcić sobie karku. Ktoś musiał go zamordować.
Nie, mruknęła Hadelle. W jej głosie nie było ani odrobiny wesołości. Widzisz tę półkę skalną?
Azair rozejrzał się. Dopiero teraz zauważył, jakie ta jaskinia ma tak wysokie sklepienie. Jak to możliwe, że jako szczeniak nigdy nie dostrzegł, że jego dom wysoki jest na parę dobrych metrów?
Ale rzeczywiście, na chropowatej ścianie umieszczony był mały występ.
Wspiął się tam i zeskoczył, wyjaśniła Hadelle.
Niemożliwe. To głupota. To musiał być ktoś z zewnątrz, warknął Aza.
Ktokolwiek, kto ośmielił się podnieść łapę na Ojca, już jest martwy. Azair go znajdzie. Rozpłata brzuch. Wyrwie wnętrzności. Rozszarpie skórę. Zmiażdży czaszkę.
Zwolnij trochę, upomniała go Hadelle. Przecież ci mówię, że to było samobójstwo.
Skąd to wiesz? Przecież to niemożliwe, powtórzył Aza. On by nie...
Ale zaraz zamilkł. Przecież podejrzewał taką możliwość. Tyle że... Dlaczego?
Teraz żałował, że nie sprowadził Ojcu psychologa. Gdyby zdążył, pomyślał o tym wcześniej...
Ale jest już za późno.
Świadomość tego uderzyła w niego całą siłą. Został sam, bez rodziny.
Masz mnie, wyszeptała Hadelle w jego głowie.
Ale to nie wystarczyło.
Wilk posiedział chwilę przy Ojcu.
Nie spodziewał się, że będzie musiał wykorzystać swoje stanowisko tak szybko. Może łatwiej by mu było, gdyby śledczym był ktoś inny.
Chociaż... W zasadzie nie ma różnicy.
W końcu wstał i wyszedł. Nie wiedział, dokąd się udać, ostatecznie jednak skierował kroki do jaskini Alfy. Miał wrażenie, że chyba powinno się informować go o śmierciach wilków.
Na miejscu wszedł w zasadzie bez pukania. Zawilec zajęty był rozmową z Mundusem. Na widok Azaira zamilkli.
— Dzień dobry — przywitał się biały basior. — Przepraszam, że przerywam, ale mam pewną sprawę.
— Jaką to? — spytał Zawilec. Mundus tylko zmierzył Azę nieprzeniknionym spojrzeniem.
— Mój Ojciec nie żyje — wyrzucił z siebie po chwili milczenia. — Podejrzewam, że to samobójstwo.
< Zawilec? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz