środa, 22 maja 2019

Od Azaira Ethala - "Cienie Przeszłości", cz. 6

Cienie przeszłości Matki i Ojca

Wadera wyszła z jaskini, po czym przeciągnęła się.
Była młoda, miała na oko dwa i pół roku. Potrzepała chwilę swoją jasną głową. Zamlaskała z zadowoleniem. To był dobry sen.
Podniosła wzrok z leniwym uśmiechem i napotkała spojrzeniem Alfę, która, stojąc zaledwie parenaście metrów dalej, zamaszystymi gestami prezentowała nowemu tereny.
Nowemu.
Wadera przekrzywiła głowę w bok. Basior był wysoki, przystojny. Uśmiechał się zachęcająco, z widoczną przyjemnością słuchając Alfy pełnej pasji.
Biała wilczyca podeszła do nich.
— Dzień dobry, Marys — przywitała się grzecznie.
— Dobry, Ren — odparła Alfa. — To jest Zero, nasz nowy członek. Zero, to Ren. Nasz pomocnik medyka.
— Czyli już będę wiedział, do kogo się zwrócić w przypadku problemów ze zdrowiem. — Basior uśmiechnął się i ukłonił z gracją.
Wtedy właśnie serce Ren przebiła strzała Amora.

Następne tygodnie były jak z bajki.
Każdego dnia przychodził do niej Zero. Zawsze przynosił kwiaty. Na początku codziennie były inne, ale potem basior dowiedział się, że Ren najbardziej lubi stokrotki. Od tamtej pory jaskinia Ren zawsze tonęła w ich zapachu.
Zero uwielbiał spacery w świetle księżyca, a Ren uwielbiała jego. Mogła obserwować go godzinami.
— Wiesz co, Ren? — zapytał pewnej nocy Zero, gdy siedzieli na zarośniętym gęstą, wysoką trawą klifie i patrzyli w niebo. — Nasze istnienia są jak te gwiazdy.
— Takie piękne? — zaproponowała, opierając łeb o jego ramię.
— Nie. — Basior zasępił się widocznie. — Nic nie znaczą. Owszem, miło na nie popatrzeć, ale nie odgrywają żadnej ważnej roli.
Ren spojrzała na niego krzywo, ale on roześmiał się, pocałował ją w czoło i odprowadził do domu.

Od tamtej pory często wyskakiwał z takimi tekstami. Musiał zmuszać się do uśmiechu. Zaczął warczeć na Ren, narzekać na wszystko, a ona, przerażona, nie wiedziała, co z tym począć.
Gdzie podział się jej książe?
Udawała, że wszystko jest w porządku. Nawet wtedy, kiedy uderzył ją w napadzie złego humoru. Kochała go za bardzo, żeby kazać mu odejść.

— Wiesz co, Ren? — zapytał łagodnie, gdy leżeli na tym klifie, a wietrzyk mierzwił sierść i trawę.
— Słucham. — Wadera zamknęła oczy i wtuliła się w jego bok.
— Za niedługo będę musiał odejść — oznajmił cicho.
Ren prychnęła ze śmiechem.
Wyobrażała sobie ślub, szczeniaki, wspólny dom. Zero nie mógł odejść.
— Przestań — powiedziała. Bez namysłu wstała i oparła się łapami po jego bokach. — Pomogę ci o tym zapomnieć, dobrze?
Zbliżyła się do niego z delikatnym uśmiechem.
Tamtej nocy tylko gwiazdy słyszały, jak szepcze jego imię.

Minęły kolejne tygodnie, a ona czuła się coraz gorzej. Była ociężała, często wymiotowała.
Pewnego dnia udała się do medyczki.
— Jesteś w ciąży, Ren! — wykrzyknęła radośnie medyczka po zbadaniu jej.
— Oh. — Wadera nie mogła z siebie wydać nic więcej. Była w szoku.

— Zero? — zapytała Ren, wchodząc do jego jaskini. Śmierdziało w niej krwią. — Cholera, co tu się stało?
— Trochę się poraniłem — zaśmiał się nerwowo basior i nieco nieporadnym gestem odsuwając kawałek ostrego, zakrwawionego przedmiotu. Ren nie zauważyła tego, tylko kazała mu poczekać, a po chwili wróciła z bandażami i zaczęła w ciszy opatrywać jego rany.
Kiedy wszystko było gotowe, pocałowała go w policzek.
— Będziesz tatą — wyszeptała mu na ucho z uśmiechem.
Trzeba przyznać, że spodziewała się zupełnie innej reakcji.
Zero wstał gwałtownie, odepchnął ją jedym szybkim ruchem tak, że upadła na bok. Jęknęła z bólu.
— Przepraszam, Ren — wyszeptał cicho Zero i pomógł jej wstać. — Nie powinienem... Wszystko dobrze?
— Tak, tak, jest w porządku. — mruknęła Ren. Gdy się odwrócił, zmierzyła go nieufnym spojrzeniem.

Kiedy parę dni później postanowiła go ponownie odwiedzić, zastała jego jaskinię całkowicie pustą.
Na kamieniu przy ścianie leżał mały kawałek papieru. Ujęła go i rozłożyła.

Przepraszam, że zniszczyłem ci życie.

Wadera prychnęła ze śmiechem, odłożyła papierek i wyszła na poszukiwanie ukochanego.
Bo on przecież nie mógł tak po prostu odejść, prawda?
— Marys! Wiesz, gdzie jest Zero? — zapytała, podchodząc do Alfy.
— Odszedł wczoraj wieczorem — odparła zaniepokojona Alfa. — Nie mówił ci?
Wtedy właśnie serce Ren rozpadło się na kawałki.


< C.D.N. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz