Mundus też ma serce
Cymonia, córka tamtego wilka. I Ardyt. Ten Ardyt, który tu i teraz leży we krwi, nadal cieknącej się z jego ran. Coraz wolniej, coraz ociężalej. Byli o krok od wspólnego życia, a czekała ich wspólna śmierć. To coś zupełnie innego, niż lata przeczekane w spokoju, ale kończy się tak samo, przynajmniej daje pewność szczęśliwego zakończenia. Bo czym jest wspólne życie? Czyż nie radosnym oczekiwaniem na wspólną śmierć? Czyż nie ma w nim zawsze cienia obawy, że zanim nadejdzie śmierć, nastąpi jednak rozłąka? A oni mają już spokój. Razem. Spełnili swoje cele.
Mundus nieznacznym ruchem przeniósł wzrok na to, co trzymał w szponach. Serce. Było wciąż ciepłe. Patrzył, czuł jego specyficzne, żywe ciepło i, choć jego samego z początku to dziwiło, nie było mu ani odrobinę żal.
* * *
Ogół wydarzeń natomiast pozostaje przy Azairze i Rutenie
Siedzieli w jaskini, korzystając z ostatnich godzin tego dnia. Zapowiadało się piękne popołudnie.
- Wirus. Opowiem ci, Azair, o wirusach.
Bordowy wilk poszedł w ślad za swoim uczniem i również usadowił się wygodnie pod jedną ze ścian jaskini.
- Wirus - powtórzył w zamyśleniu - to skomplikowana cząsteczka organiczna. Mówię "cząsteczka", bo trudno stwierdzić, czy jest to forma życia, czy też martwe zjawisko. Nie można nazwać go istotą, nie myśli, nie doświadcza, nie jest świadom swego istnienia. Nie jest też zbudowany z komórek, jak każdy żywy organizm. Ale nie jest też zupełnie martwy. Ma własny materiał genetyczny, dzięki któremu jest w stanie mnożyć się, a ściślej mówiąc, namnażać. W zasadzie wirus to jedynie kwas nukleinowy zamknięty w białkowej puszce, nazywanej kapsydem... a jednak, wydaje się, ta puszka wypełniona kwasem poniekąd żyje. Żyje, jednocześnie będąc martwą, śmieszne, prawda? Z tego co wiem, nie ma drugiego takiego przypadku na naszym świecie. Co jest najważniejsze, co przychodzi ci do głowy, gdy myślisz o wirusach?
- Powodują choroby. Są niebezpieczne, bardziej niż wrogowie, bo nie potrafimy się przed nimi obronić...
- W pewnym sensie masz racje, nie wszyscy potrafią obronić się przed wirusem. W nasze, wilcze życie, nie jest wpisane to dobro. Ale można umieć sobie radzić. Można wiedzieć więcej, niż inni - to mówiąc wstał i podszedł do swojej skrytki. Zaczął czegoś w niej szukać, by po chwili wyciągnąć kawałek zwęglonego polana i poszarzałą kartkę, na której zapisane były jakieś małe, krzywe litery. Następnie wrócił na swoje miejsce i kontynuował.
- Zapisuję tu wyniki tego, nad czym pracuję od niedawna. Nowy wirus. Wyobrażasz sobie być jedynym pośród setek innych, kto mieć będzie broń tak skuteczną, szybką i precyzyjną? To właśnie jest władza, Azair. Czysta pełnia władzy nad każdym zwierzęciem, któremu możesz spojrzeć w oczy. Nie udało mi się go jeszcze uzyskać. To jest... nam. Achpil prowadzi główne badania w porozumieniu ze mną. Dysponuje laboratorium, gdzieś na ludzkich terenach. Mi pozostaje jedynie to nędzne zaplecze u naszego weterynarza we wsi. Ale to nic. Materiałów wystarczy... już niedługo. Niedługo.
- Jak daleko są już posunięte prace? - dopytał biały wilk.
- Bardzo daleko, lecz trudno powiedzieć, kiedy nasze starania dadzą pierwsze efekty i pozwoli wejść w fazę testów. Potrzeba będzie wielu zdrowych organizmów, to zadanie dla nas... ale na razie nie rozpoczynajmy tego tematu. Pozwól, że wytłumaczę ci, czym jest Virus Conscientis Quietis. Można nazwać go także krótką nazwą VCQ lub Wirus Świadomej Bezsilności.
Zapowiadało się nadejście czegoś do tej pory nieznanego, znów wkraczali na kolejny poziom. Nadszedł czas na poznanie od innej strony całej filozofii Rutena opierającej się na "kształtowaniu". Poznanie drobnego rozszerzenia jej życiowego wymiaru o nie do końca żywą cząstkę. Koncepcja Biologii Kształtowania rozwinęła skrzydła do tego stopnia, że nie mieszcząc się w ramach swojego poprzedniego pojęcia mówiącego o budowaniu, najwyraźniej zbyt dla niej ograniczonego, zahaczyła o rzecz powszechnie nazywaną zniszczeniem. Bordowy wilk kontynuował:
- Widzisz, w WSC znamy już innego wirusa, to obiekt należący do pikornawirusów*, jednych z najmniejszych cząsteczek tego typu. To właśnie z jego materiału genetycznego zamierzamy pozyskać owo cudo, które stanie się początkiem nowej epoki.
- Czy mowa o tamtym... wirusie VCIG?
- W rzeczy samej. Nie wiem, czy orientujesz się, jaki epizod z nim związany wyrył się w pamięci WSC?
- Zdaje się, że słyszałem - mruknął Aza. Ruten uśmiechnął się pod nosem, jego uczeń interesował się otaczającą go rzeczywistością tak bardzo, że raczej dziwne byłoby, gdyby nie słyszał o czymś takim.
- Na jedenaście przypadków zachorowań, sześć skończyło się śmiercią. To całkiem ładny wynik. VCIG jest czymś na kształt cudownego ramienia eugeniki, zdolnego z godną pozazdroszczenia dokładnością odsiać organizmy silne od słabych. Z badań, jakie prowadził Achpil wynika, że nawet dużo dokładniej i bardziej miarodajnie, niż wcześniej nam się wydawało. Jednak nowa cząsteczka, którą chcemy uzyskać, nie będzie dawała objawów przypominających działanie jej protoplasty. Ale o tym później. Wielu rzeczy musimy się jeszcze o nim dowiedzieć, lecz kiedy już to zrobimy... przewidujemy, że będzie to twór pod dwoma względami dosyć niezwykły, a co za tym idzie, da nam potężne narzędzie, które będziemy mogli wykorzystywać przez lata. Po pierwsze, w przypadku podania zakażonemu antidotum w postaci unieszkodliwionych wirionów, organizm będzie w stanie pokonać go i wyzdrowieć bez żadnych, podkreślam, żadnych konsekwencji zdrowotnych. Tak, jakby nigdy nie został zakażony. Wśród wirusów jest to fenomen. Po drugie, cząstka ta zdolna będzie przetrwać w latencji poza organizmem, w szczelnie zamkniętej probówce przez wiele tygodni, a może i miesięcy. To znaczy, będzie istnieć i nie wygasać, a jedynie oczekiwać na kolejną możliwość ataku. Jeśli nasze przewidywania się sprawdzą, mamy już odpowiednie warunki do przechowania go. Niedaleko stąd jest jaskinia, która schodzi dosyć głęboko pod ziemię. W temperaturze minusowej będziemy mogli przetrzymywać to cudo latami...
Ruten zamilkł, przez chwilę zastanawiając się nad swoimi słowami. Dreszcz emocji przebiegł po jego grzbiecie. Nie mógł się już doczekać. Zwrócił wzrok w kierunku wyjścia z jaskini, chcąc sprawdzić stan pogody. Niebo zachmurzyło się. Przez chwilę przyglądał się szaremu światłu wpadającymi do groty, a zadumę jego przerwało dopiero westchnienie budzącego się staruszka, który do tej pory spał w kącie.
- Ooo, przepraszam - mruknął basior, ociężale podnosząc się z ziemi, zanim jeszcze zorientował się, że jedna z jego łap jest częściowo bezwładna - coś się przespałem... która godzina...?
- Dochodzi wieczór - odpowiedział mu Ruten, lekko mrużąc oczy - jak noga?
- Ach! - staruszek nagle potknął się, próbując oprzeć się na "zepsutej" nodze. Popatrzył na nią, a następnie na wpatrujące się w niego wilki - a co to się z nią stało?
- Proszę się nie martwić, naprawimy - złotooki położył uszy po sobie, a następnie skierował wzrok w stronę Azaira, jakby to do niego chciał zwrócić następne słowa - jutro.
< Azair? >
* W przeciwieństwie do rodziny pikornawirusów, której przedstawicieli rzeczywiście występują na terenie państw i kontynentów, których nazwy znamy, wirusy, o których mówi Ruten (tj. VCIG oraz VCQ), można spotkać jedynie w rzeczywistości, w której mieści się Wataha Srebrnego Chabra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz